Adrian ujął obie dłonie Barbary. Czuła się nieco zakłopotana, ale widać tak już musiało być. Spojrzała na niego. A on uśmiechnął się do niej.
- Gotowa? – zapytał nadal trzymając jej ręce.
Wzięła głęboki oddech, bardziej gotowa chyba już nie będzie.
- Tak! – odparła zdecydowanie.
- To dobrze. Zamknij oczy!
Barbara zacisnęła powieki, a kiedy je otworzyła po chwili, znajdowali się przed ogromnym gmachem z błękitnego marmuru. Była to Biblioteka Shinigami. Barbie musiała mieć dziwną minę, bo Adrian roześmiał się.
- Nie bój się! Nikt nie zrobi ci tu krzywdy. Żaden z bogów śmierci nigdy nie skrzywdził żadnego człowieka. Nawet kiedy dostajemy zlecenie, by osądzić ludzką duszę i pomóc jej odejść w wieczność, robimy to spokojnie i możliwie jak najbardziej delikatnie. No – tu uśmiechnął się – przynajmniej większość z nas. Tutaj jednak jesteś bezpieczna, bezpieczniejsza nawet niż w świecie ludzi. I choć obecność śmiertelnych w świecie Shinigami to precedens, nigdy nic złego cię tu nie spodka. Możesz mi wierzyć !
- Wierzę! - wyszeptała Barbara.
- Chodźmy więc. – Adrian otworzył ogromne wrota biblioteki i weszli oboje do środka.
- Witaj w świecie Mrocznych Żniwiarzy.
Wnętrze gmachu było jasne, przestrzenne i chłodne. Stali w ogromnym holu, z którego w różnych kierunkach biegły korytarze, z ogromną ilością drzwi w każdym z nich. Na samym zaś środku stał ogromny, pusty cokół. Adrianowi na ten widok drgnęły usta, po czym uśmiechnął się szeroko, spoważniał i spojrzał na Barbie.
- Tędy! – wskazał jej jeden z korytarzy.
Ona wciąż milcząc z oczyma rozszerzonymi zdziwieniem posłusznie poszła za nim. Zaprowadził ją pod jedne z drzwi. Zapukał. W Barbarze zamarło serce. Czy to tutaj? Czy zaraz zobaczy Williama ? Usłyszeli :
- Proszę!
Weszli do środka. Za biurkiem siedział starszy, siwawy mężczyzna o zielonych rzecz jasna oczach, w okularach i garniturze.
- Witaj Adrianie – obaj Shinigami uścisnęli sobie dłonie.
- Ojcze! – rzekł Crevan – to jest właśnie Barbara, o której ci opowiadałem.
Barbie zgłupiała. Czy ona się przesłyszała, czy Adrian właśnie powiedział do tego starszego gościa „ojcze"? Czy to naprawdę jego ojciec? O co tu chodzi? Ale nie dane jej było zbyt długo się nad tym zastanawiać, bo starszy pan wstał i podał jej dłoń. Jego uścisk zaskoczył ją. Był serdeczny i ciepły.
- Witaj moja droga! – uśmiech jakim ją obdarzył dodał jej otuchy i odwagi.
- Tak się cieszę, że do nas przybyłaś. I chociaż zazwyczaj ludzie nie mają tutaj wstępu, twoja obecność jest mile widziana, z powodu patowej sytuacji w jakiej się znaleźliśmy. Jak mniemam nasz drogi Adrian już zapoznał cię ze szczegółami. Obaj również sporo rozmawialiśmy na ten temat. Sokoro jest tak, że tylko miłość śmiertelniczki może ocalić naszego drogiego Williama, a ty jesteś tą którą wybrało jego serce, niech tak będzie.
.......
Grell Sutcliff właśnie opuszczał skrzydło szpitalne Instytutu Shinigami. Musiał jeszcze wstąpić po Ronalda, po czym obaj mieli udać się przed oblicze Zarządu Społeczności Shinigami, by tam zdać raport z tego co się wydarzyło. Chociaż Grell czuł się już całkiem dobrze, nie był zbyt szczęśliwy i wcale nie dla tego, że nie lubił się tłumaczyć, kajać czy spowiadać ze swoich postępków. Nie miał humoru ze zgoła innego powodu. Nie dość, że zabrano im wszystkie kosy śmierci, które zostały oddane do konserwacji, nie dość, że jego ukochany czerwony płaszcz nie nadawał się już do noszenia, to na dodatek stan Williama wciąż nie uległ żadnej poprawie. Sutcliff ubrany w służbowy garnitur, strasznie się w nim męczył. Idąc korytarzem po Rona, wciąż luzował węzeł krawata, po czym rozpiął guzik kołnierzyka. Uff! Jaka ulga! Więcej luzu, Grell! W pół drogi spotkał młodego Knoxa, który na jego widok wybuchnął śmiechem!
- Grellu! Oj ! Ja nie mogę!
- Czego? – zaperzył się rudzielec.
- Nic! – Ron zamachał rękoma – Do twarzy ci w tym garniturze.
- Nie nabijaj się dobra? Zbieraj lepiej tyłek i pylamy na dywanik. Chce mieć to już za sobą! Adriana nie widziałeś?
- Nie, odkąd wróciliśmy, nie!
- Ciekawe gdzie się podziewa. Przydał by się, szczerze mówiąc. Mógłby nas wesprzeć, kiedy będziemy się tłumaczyć.
Ronald spoważniał.
- Serio myślisz, że jeszcze będą po tym wszystkim tego od nas wymagać?
- Taaa...tak myślę. Kos też szybko nie odzyskamy. Ale nie to mnie wkurza najbardziej.
- A co?
- Stan Williama nadal bez zmian. Już sam nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Czy jest coś, co może mu teraz pomóc?
Jakby w odpowiedzi, na jego wątpliwości drzwi w końcu korytarza otwarły się, a już po chwili weszli przez nie Adrian w towarzystwie Ojca i Barbary. Grellu aż usta rozdziawił ze zdziwienia.
- Co ona tu robi?
- Witaj Grellu Sutcliffie i ty, Ronaldzie Knox – odezwał się do nich Ojciec - miło widzieć was w dobrej formie.
Grellu natychmiast się zreflektował i wyciągnął dłoń w kierunku przybyłych Shinigami.
- Ojcze! – skinął nieznacznie głową – Witaj i ty Adrianie , Barbaro.
- Idziecie do Williama? – odgadł natychmiast Ronald.
- Tak – odpowiedział Adrian – może pójdziecie z nami?
- Nie, nie możemy, czekają na nas w zarządzie, nooo chodźże Knox! – i Grell popchnął lekko Rona w kierunku wyjścia.
- Zobaczymy się później! – zawołał jeszcze Ron, bo miał nadzieję, że Adrian ma dla niego wieści od Alice.
- Ja chyba też się tu z wami pożegnam – stwierdził ze spokojem Ojciec. – Pójdę na zebranie, strasznie lubię się przyglądać jak nasz Grellu dostaje po uszach ! – mrugnął do Adriana i Barbary i poszedł sobie.
- No cóż – uśmiechnął się Adrian – Gotowa?
Barbie mocno wciągnęła powietrze i po dłuższej chwili odrzekła z uśmiechem.
- Gotowa! Idziemy ?
Adrian otworzył drzwi sali w której leżał William. Jakże ogromne było ich zdziwienie, kiedy tam weszli. William siedział ubrany w swój służbowy garnitur na łóżku i sznurował buty. Poniósł wzrok na przybyłych.
- Witajcie! Jaki dziś piękny dzień, prawda ? – zapytał z uśmiechem.
CZYTASZ
SERCE SHINIGAMI
FanfictieKontynuacja OKULARÓW SHINIGAMI i ŚLADAMI SHINIGAMI FF - Kuroshitsuji - Yana Toboso