Rozdział 1

1.4K 106 34
                                    

Kocham go, nie kocham, kocham go, nie kocham... Kocham.

Wiedziałam, że to, co robię jest całkowicie bezsensowne. Kochałam go bez względu na to, co pokaże mi ten głupi kwiatek. Od blisko pięciu lat podążam za nim krok w krok, wpatruję się w niego aż nie zauważy, przytakuję na każde słowo, które powie, śmieję się z każdego żartu choć co najmniej połowa z nich nie była zabawna. Z miłości robi się różne głupstwa. W zeszłym roku najadłam się nawet surowych ziemniaków, żeby to właśnie on mógł mnie zawieźć do szpitala, a potem siedzieć przy moim łóżku i toczyć ze mną długie rozmowy. Oczywiście skończyło się na tym, że płakałam z bólu i wymiotowałam, a do niego dołączyła moja siostra, i rodzice. Miesiąc później oboje oznajmili nam, że zamierzają razem zamieszkać. W tamtym momencie czułam, jak mój świat rozpadł się na milion malutkich kawałeczków. Próbowałam zapomnieć, znaleźć sobie kogoś; jednak moje starania spełzły na niczym. W mojej głowie wciąż nieprzerwanie był on.

Siedziałam na czerownym kocu, w cieniu drzewa, w ogrodzie za domem. W ręcę wciąż trzymałam tą samą stokrotkę z oberwanymi płatkami. Moja mama nerwowo biegała po domu za ostatnimi poprawkami. Zawsze, kiedy Juliet z chłopakiem przyjeżdżają z wizytą dom jest wysprzątany na błysk, a na stole prezentują sie najsmaczniejsze dania kuchni mamy. Jak zawsze oddychałam ciężko, ręce mi się trzęsły, a serce podchodziło do gardła. Nie wiem czym się tak denerwowałam. Może to fakt, że jego niebieskie jak morze oczy onieśmielały mnie każdym błyskiem, albo to uśmiech ukazujący rząd śnieżnobiałych zębów, który powodował dreszcze przebiegające wzdłuż całego mojego kręgosłupa.

Delikatny wiatr, powiewający dzisiejszego ranka, zwiał moje włosy z ramion i zmusił do spięcia ich w luźny kok. Dzień był piękny. Słońce przyjemnie muskało moją skórę, ptaki przysiadały na ogrodowych drzewach i odgrywając swoje codzienne melodie, sprawiały, że trudno było się nie uśmiechnąć. A jednak wciąż nie potrafiłam cieszyć się tak cudownym obrazkiem świeżo co obudzonej do życia natury. Wiedziałam w czym tkwi problem. On był problemem. Ale czy dzisiejsza wizyta miała być inna niż poprzednie? Raczej nie. Czy dzisiejsza wizyta mogła zmienić coś między nim a mną, albo nim a Juliet? Raczej nie. Czy dzisiejsza wizyta jest ich ostatnią w naszym domu? Raczej nie. Mimo, że za każdym razem zadawałam sobie i odpowiadałam na te same pytania, nie mogłam zwiększyć objętości swoich płuc, które z każdą minutą pompowały coraz mniej powietrza. 

- Kochanie, będziesz tak miła i przyniesiesz z kuchni dzbanek z herbatą? Mam zajęte ręce. - Mama krzyknęła z tarasu, na którym ustawiony był już stół, a większość posiłków znalazła swoje miejsce.

- Oczywiście mamo. - Westchnęłam ociężale i uśmiechnęłam się sztucznie.

Bardzo kocham swoich rodziców, ale fakt, że zawsze tak starają się, aby wszystko było perfekcyjne, przed przyjazdem Juliet doprowadza mnie do szału. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego oni akceptują takiego chłopaka. Nie, to nie jest tak, że jestem zła, że go lubią, ale jako przykładni amerykańscy rodzice powinni nie cierpieć sympatii swojej pierwszej córki, która na dodatek cała pokryta jest tatuażami i wygląda jak płatny morderca. Może gdyby oni nie darzyli go sympatią moja siostra rozstała by się z nim na dobre? To nienaturalne, że oni tak do siebie pasują, ona ma nawet tatuaż z jego imieniem na ramieniu. Osobiście uważam to za dosyć niebezpieczny zabieg i odradzałam jej to, jak tylko mogłam, i tutaj moje uczucia do niego nie grały szczególnej roli. Mimo, że nigdy nie miałam chłopaka, to wiedziałam, że związki się kończą, a po burzliwych rozstaniach ludzie często nie potrafią nawet na siebie spojrzeć. No, ale cóż. Moja starsza siostra, Juliet Simms, dwudziestopięciolatka, często zachowywała się dziecinnie w stosunku do moich dziewiętnastu.

Ociężale podniosłam się z ziemi i zdałam sobie sprawę, że Słońce już dawno zdążyło zmienić swoje położenie, i koc, który jeszcze przed chwilą znajdował się w zacienionym miejscu, teraz jest zupełnie odsłonięty i okryty promieniami słonecznymi. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy, że tak długo siedziałam bezczynnie. Wolnym krokiem udałam się w stronę domu. Wchodząc po schodach kątem oka zauważyłam mamę, uśmiechającą się pokrzepiająco w moim kierunku. Pewnie zauważyła, że odkąd Juliet jest w związku czuję się niepewnie i unikam większych kontaktów zarówno z nimi, jak i z resztą świata. Oczywiście nie powiem jej, że powodem mojego zachowania jest narastające uczucie w stosunku do chłopaka siostry.

Udałam jednak, że nic nie widzę i przekroczyłam próg drzwi. Klimatyzowane pomieszczenie od razu odbiło się na mojej skórze, powodując gęsią skórkę. Po drodze oglądałam zdjęcia wiszące na ścianie, pomimo, że znałam szczegóły każdego z nich na pamięć. Mała Juliet, mała ja, małe my, małe my z rodzicami. Szczęśliwa rodzina, którą byliśmy i, którą tworzymy do teraz. Jednak wydaje się jakby coś się zmieniło, pękło. Widać to głównie w moich relacjach z siostrą. Już nie rozmawiamy tak, jak wcześniej, nie śmiejemy się z tych samych żartów. Ja śmieję się głównie z żartów jej chłopaka, podczas gdy Juliet zakrywa uszy, kiedy je słyszy. Rzeczywiście, są słabe, ale przecież nie powiem mu tego. Chcę, aby wiedział, że jestem dla niego odpowiednia, że może mi powiedzieć wszystko, że może na mnie liczyć w każdej sytuacji. Weszłam do kuchni, a mój wzrok od razu znalazł dzbanek, o który chodziło mojej mamie. Szybko go pochwyciłam i ruszyłam z powrotem w stronę tarasu. Oddychałam ciężko po drodze, próbując pochwycić ostatnie cząstki chłodnego powietrza.

- Dziękuję skarbie, a teraz leć się przebrać, zaraz będą goście - powiedziała, kiedy odbierała ode mnie dzbanek z herbatą.

- A co jest nie tak w moim wyglądzie? - Spojrzałam w dół, wygładzając materiał pomiętej, niebieskiej koszuli i czarnych szortów.

- Kochanie... - Nie zdążyła dokończyć, ponieważ jej wypowiedź wykradła najmniej oczekiwana w tym momencie osoba.

- Według mnie wygląda świetnie.

Ten głos, tak bardzo znajomy głos, najpiękniejszy głos na świecie, był tym, czego w tamtej chwili potrzebowałam najbardziej. Wzdłuż mojego kręgosłupa momentalnie przebiegło tysiące iskierek, które spowodowały falę dreszczy rozlewającą się po moim ciele. Andy.



8 marca 2011

Kocham cię za to, że dzisiaj cię poznałam.


Not Today // A. BiersackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz