Rozdział 17

758 85 19
                                    


- Kochanie, list do ciebie. - Tata stanął w progu salonu. Siedziałam aktualnie na brązowym narożniku i jadłam swoje ulubione miodowe płatki z mlekiem, oglądając powtórki trzeciego sezonu Teen Wolf, i podziwiając idealnego Francisco Lachowskiego w roli Isaaca Lahey'a[1]. Nie odwróciłam się, czekałam aż on podejdzie do mnie i wręczy mi kopertę do ręki. - Kiedy zamierzałaś nam powiedzieć? - zapytał z wyraźną pretensją w głosie.

- Huh? - nie wiedziałam o co chodzi, ale przyciszyłam telewizor, bo coś czułam, że czeka mnie poważna rozmowa.

- Nowy Jork? Naprawdę?

     Zamarłam. Przyrzekam, że w tamtym momencie nie byłam w stanie wykonać żadnego ruchu. Płatki, dopiero co włożone do buzi, stanęły, gdy moja szczęka przestała się poruszać. W głowie kłębiło się milion różnych myśli. Jak się dowiedzieli? Nie, to głupie pytanie. Oczywiście, że to oni otrzymują listy, w końcu to ich dom. Ale najważniejsze pytania nasuwały się same: jak wybrnąć z tej sytuacji? Co powiedzieć? Skłamać, jak zwykle, czy wyznać całą prawdę? Nagle potrząsnęłam głową.

- Chwila, dostałam się? - zapytałam z pełną buzią, zaciekawiona tylko tym jednym faktem.

     Odwróciłam się w stronę ojca, który trzymał w dłoni rozdartą u góry kopertę i patrzył na mnie uważnie. Jego mina wyrażała dosłownie: "żartujesz sobie ze mnie?". Ale co mogłam poradzić na to, że po tylu tygodniach oczekiwania byłam ciekawa czy przyjęli mnie na wymarzony uniwersytet?

- Tak. Tydzień temu - odparł ironicznie, a ja uniosłam brwi.

- Jak to? - Otworzyłam szerzej oczy.

- Normalnie. Listonosz przyniósł list w zeszły wtorek.

     Przypomniałam sobie wówczas jak to osiem dni temu, moi przyjaciele pocieszali mnie, bo martwiłam się, że mnie nie przyjmą na uczelnię, gdy oni cieszyli się swoimi sukcesami. Tymczasem prawda była zupełnie inna. To moi kochani rodzice, albo sam tata, nie wiem, bezczelnie postanowił go ukryć przede mną. Tylko po co?

- I nie mogłeś mi go tak po prostu dać? - W końcu przeżułam jedzenie i czekałam aż tym razem to on mi się wytłumaczy.

- Wiesz, niecodziennie moja córka otrzymuje list z pieczątką Uniwersytetu Columbia. - Jego wypowiedź była przepełniona sarkazmem, ale i spokojem. - Czemu nam, do jasnej cholery, nie powiedziałaś?! - Tym razem wydarł się dość mocno, tak, że aż się zatrzęsłam, a połowa płatków i mleka z niebieskiej miski, znalazła się na moich czarnych dresach. - Myślałaś, że wyjedziesz, a nikt tego nie zauważy?! - Rzucił listem na ziemię, a ja przyznam szczerze, że pierwszy raz w swoim całym życiu, widziałam go tak zdenerwowanego.

- Chciałam wam powiedzieć, ale... - Właśnie, ale co? - Mieliście tyle problemów związanych ze ślubem Juliet. Nie chciałam was dodatkowo martwić - dodałam szybko, ale nie zauważyłam na jego twarzy pożądanej reakcji.

- Nie zwalaj tego na ślub siostry! Z tego, co wiem listy aplikacyjne na uczelnię wysyła się już w marcu, a Juliet powiedziała o weselu pod koniec maja! - Zaczął wymachiwać rękami, a ja już wiedziałam, że to była najgłupsza wymówka jaką kiedykolwiek wymyśliłam.

- A zgodzilibyście się? - Wstałam nagle z kanapy, jednocześnie strzepując płatki ze spodni na dywan. Poczułam nagle nieziemski przypływ energii i pewności siebie.

- Na co znowu? - zapytał, nagle stając spokojnie w jednym miejscu.

- Na mój wyjazd. - Stanęłam zaledwie trzy kroki od ojca i czekałam na jego odpowiedź. Nie zastanawiał się długo.

Not Today // A. BiersackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz