Rozdział 3

1K 97 49
                                    


- Lily, złotko, podasz mi sałatkę? - Z zamyślenia wybudził mnie niski głos ojca. Powoli podniosłam głowę i zauważyłam, że nie tylko on spogląda na mnie wyczekująco.

Sięgnęłam po zielony półmisek, po mojej lewej i wręczyłam go tacie do ręki. Przejechałam wzrokiem po twarzach gości zebranych przy stole i, gdy moje oczy spotkały idealnie niebieskie tęczówki z zażenowaniem opuściłam głowę, a moim największym sprzymierzeńcem z powrotem stał się zapełniony po brzegi talerz.

Jest tyle rzeczy, które w nim kocham. Po pierwsze: sposób, w jaki chodzi. Jego nogi zawsze wydają się być przed resztą ciała, a ręce wyglądają na nieposkromione, kiedy wymachuje nimi we wszystkie strony świata. To jest cudowne. Po drugie: jego włosy. Wystylizował je już chyba na wszystkie możliwe sposoby. Były długie, krótkie, zaczesane, z ozdobami, opaskami i pozostawione same sobie. Czarne i błyszczące niczym pióra kruka, który po kąpieli w płytkiej rzece postanowił przysiąść na płocie i schnąć w blasku promieni słonecznych. Urody wcale nie ujmuje im to, że są farbowane, a ich naturalnym kolorem jest blond. Są cudowne. Po trzecie: sposób, w jaki unosi lewy kącik ust. Zawsze kiedy mówi, albo śpiewa, jedna strona jego twarzy wręcz niezauważalnie drga, a lewy kącik ust unosi się ku górze. Wygląda to, jakby zawsze się denerwował. I to jest cudowne. Po czwarte: jego głos. Lekka chrypa, kiedy mówi, mocniejsza, kiedy śpiewa. Gdyby jego głos mógł być porą roku, zdecydowanie byłby jesienią. To wtedy liście na drzewach są kolorowe, a natura ukazuje największą różnorodność, dokładnie jak jego głos, który zmienia się pod wpływem emocji. Raz jest czysty, wręcz gładki, wtedy wiem, że się stresuje, innym razem wraca naturalna chrypa, to wtedy wiem, że wszystko jest po staremu, a u niego wszystko gra. Jest cudowny. Po piąte i chyba najbardziej banalne: jego uśmiech. Zawsze, kiedy się uśmiecha moje życie nagle rozjaśnia się co najmniej dziesięciokrotnie. Rząd śnieżnobiałych zębów, idealne wargi - pełna dolna i cieńsza górna, w idealnym bladoróżowym odcieniu. Chciałabym je dotknąć, poczuć jakie są miękkie, jak smakują. Są cudowne. Po szóste: sposób, w jaki drapie nos, kiedy się denerwuje. Zawsze, kiedy ktoś zada mu niewygodne pytanie, albo, kiedy musi iść załatwić ważną sprawę, marszczy nos i się po nim drapie. Ten stały gest, który wykonuje nadzwyczaj często przyswoiłam sobie na pamięć i muszę się przyznać, że jest to jeden z moich ulubionych. Jest cudowny. Po siódme: sposób, w jaki udaje, że jest zły. Kiedy trzy lata temu spędzaliśmy razem Boże Narodzenie, ja, Andy, Juliet i Simon wyszliśmy porzucać się śnieżkami do parku, gdzie maszynki tworzyły sztuczne zaspy śniegu. Ja i Simon bawiliśmy się świetnie. Od razu wymierzyłam śnieżną kulką w chłopaka mojej siostry i rzuciłam z całej siły, jaką wtedy w sobie posiadałam. Nie spodziewał się. Ściągnął brwi, zmarszczył nos, a jego oczy stały się ciemniejsze. I mimo, że powinnam się wystraszyć, podziwiałam jego wystające kości policzkowe, które teraz były dodatkowo uwydatnione pod wpływem groźnej miny. Oczywiście żartował. Zaraz potem podniósł mnie i wrzucił w wielką zaspę. Potykając się, niechcący na mnie upadł. Chłopak moich marzeń leżał na mnie. I chociaż Juliet, i Simon szybko pomogli nam wstać, więc ta chwila trwała zaledwie kilka sekund, do dzisiaj czuję jego dotyk na swojej skórze, i przechodzą mnie dreszcze, gdy o tym pomyślę. To było cudowne. Po ósme: chuderlawość. Wydaje się, że Andy jest wręcz wychudzony i wcale nie ma mięśni. Ja wiem, że to nie prawda. Nieraz widziałam, jak podnosi Juliet i ją całuje. I chociaż zżerała mnie wtedy zazdrość, to właśnie w tych momentach jego mięśnie były widoczne najbardziej. Są cudowne. Po dziewiąte: to, że bardzo szybko mówi. Kiedy jest czymś zafascynowany prędkość jego monologu znacznie przyspiesza. Użyłam słowa "monologu" specjalnie, dlatego że Andy nigdy nie pozwala, by ktoś mu wszedł w słowo. Sam robi to bardzo często. Nie raz powtarzałam mu, że gdyby się postarał mógłby zostać raperem, bo ja sama często nie wiem o czym mówi, ponieważ robi to za szybko. Ale to jest cudowne. Po dziesiąte: nieśmieszne żarty. Juliet nie raz opowiadała, jak to było, kiedy się poznali. Czekała przy barze na, jak zwykle, spóźniającą się przyjaciółkę. Andy wykorzystał okazję i podszedł do niej, przy czym opowiedział wyjątkowo suchy i niestosowny kawał na temat samotnych kobiet w pubach. Moja siostra kazała mu się wtedy odwalić i oblała go piwem, ale on dalej naciskał, i tak oto dzisiaj tworzą szczęśliwą parę. Nie wiem, czy mam jej dziękować za to, że to dzięki niej poznałam tak wspaniałego człowieka, czy wręcz przeciwnie, znienawidzić za to, że on oddał serce jej, a nie mi. To ja zawsze śmieję się z tych nieśmiesznych dowcipów, jak te o rybakach na pustyni, albo o blondynkach w banku. Nie bawią mnie ani trochę. Ale są cudowne.

Not Today // A. BiersackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz