Rozdział 21

927 96 127
                                    


     Następnego dnia, wstałam z samego rana. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak życia, ale jedyne co znalazłam, to półnagi Simon leżący plackiem po drugiej stronie łóżka. Był bez bluzy, a nawet bez koszulki, co oznaczało, że w nocy musiał obudzić się sam z siebie i rozebrać. Mogłam podziwiać jego idealnie wyrzeźbione, opalone ciało, ponieważ nie zasłaniała go moja różowa pościel. Muszę przyznać, że urodą to on zdecydowanie grzeszył. Ba! Wyglądał niczym młody bóg. Uśmiechnęłam się sama do siebie, bo w końcu ile dziewczyn może pochwalić się nocą z panem tak bardzo perfekcyjnym?Jednak po chwili mój uśmiech zbladł. Przecież Simon nie był perfekcyjny. No dobrze, może był, ale nie dla mnie. Mój pan perfekcyjny zapewne jeszcze smacznie chrapie wtulony w kruche ciałko swojej (za dwa tygodnie) żony.

     Pokręciłam głową, odrzucając od siebie posępne myśli, wsunęłam na nogi przypadkowe kapcie spod szafki nocnej, których swoją drogą mam tam całą masę i obeszłam dookoła łóżka, aby Simon (mój chłopak...) nie zmarzł. Następnie na paluszkach udałam się w stronę drzwi, aby opuścić pokój. Zamknęłam je najciszej jak mogłam i szybko pognałam po schodach do kuchni. Na lodówce znalazłam karteczkę, na której niestarannie napisane było czarnym markerem: "Pojechaliśmy do Normy i Patricka . Pewnie wrócimy późno". Wywróciłam oczami. Dobrze, że mnie chociaż powiadomili, że jadą do rodziców Andy'ego. I Simona, oczywiście. Jestem ciekawa tylko, co chcą tam robić? Może zamierzają obgadywać swoje nagannie zachowujące się potomstwo? Albo będą porównywać mój "związek" z Simonem do wielkiej miłości Juliet i Andy'ego? Ugh.

     Opierałam się o wysepkę kuchenną, gdy nagle rozległ się dzwonek. Zdziwiłam się i spojrzałam na zegarek. Kto normalny przychodzi w gości o ósmej piętnaście rano? Oczywiście, nie licząc moich wielce kochanych i świetnie zorganizowanych staruszków. Westchnęłam ciężko, udając się w stronę korytarza. Obawiałam się, że po drugiej stronie może czaić się jeden z moich cudownych sąsiadów, który poprosi o niezwłoczną wizytę w celu wykupienia jego recept, bądź odetkania toalety. Chwyciłam klamkę. Czy naprawdę jest mi to potrzebne? Przecież ten dzień tak pięknie się zaczął. Mogę go spędzić z Simonem, zamiast z zrzędzącą panią Darwin. Pokręciłam głową, odganiając nieprzyjemne myśli i jednym pociągnięciem otworzyłam drzwi.

- Co ty tu robisz? - zapytałam, zanim zdążyłam pomyśleć nad tym, co mówię.

     Nic dziwnego, że nie myślałam. W progu mojego domu stała osoba, której w życiu bym się tu nie spodziewała. Gdy ją zobaczyłam, moje oczy o mało co nie wyskoczyły z orbit. Chciałam się uszczypnąć, bo może to wszystko było tylko snem.

- Ciebie również miło widzieć, księżniczko - Jego głęboka chrypa sprawiła, że wzdłuż mojego kręgosłupa przesżły przyjemne dreszcze. - Zamknij buzię, bo ci coś wleci. - Chwycił mój podbródek, ale momentalnie strząsnęłam jego rękę. Nie zapomnę tak łatwo o wczorajszym wieczorze.

- Ugh, czego chcesz? - Przyłożyłam rękę do czoła.

- Przyszedłem sprawdzić jak się czujesz. - Brunet uśmiechnął się fałszywie. - Zapragnąłem również odbyć z tobą długą konwersację na temat mojego braciszka - dodał zanim ja zdązyłam cokolwiek powiedzieć.

- Czy to nie może zaczekać? - jęknęłam. - Czy ty naprawdę zamierzasz psuć mi każdy dzień, do końca mojego życia? - powiedziałam z pretensją.

- Niby jak ci go psuję? - Uniósł ręce w geście obronnym.

- Swoją obecnością - odburknęłam.

Już chciałam zamknąć mu drzwi przed nosem, ale znacznie wyższy i silniejszy ode mnie chłopak, ubiegł mnie i wślizgnął się do środka.

Not Today // A. BiersackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz