Kot!

137 11 1
                                    

27.05.16r.

Obudziło mnie coś mokrego na twarzy. Jak się okazało był to Smily (tak przezywam Smile Dog'a). Wnioskując po smrodzie jaki przyniósł ze sobą, był już u Jeff'a i nic to nie poskutkowało. Wstałam, ogarnęłam się i z nim wyszłam. Była ładna pogoda, więc postanowiłam przejść się z nim trochę dalej, wzdłuż pobliskiego lasku. Dzisiaj był rześki poranek, dlatego wzięłam bluzę. Szłam tak sobie, gdy nagle zauważyłam małą, czarną, włochatą kulkę. Na początku myślałam że to jakieś dzikie zwierze i nie podchodziłam, ale ciekawość wzięła górę. Jak się zbliżyłam dojrzałam co to tak naprawdę jest. To był mały czarny kotek z... krzyżem na brzuszku i ... skrzydełkami nietoperza!!! Kotek był troszkę wychudzony. Nie ma co! Biorę go i będę się nim opiekować. Tylko co powie wujaszek. Oj tam, przemyci się go. Całkowicie zapomniałam o psie, który teraz podszedł do kota i go oblizał. Chyba się zaprzyjaźniły. Wzięłam zwierzątko na ręce i wraz ze Smily'm zawróciliśmy do domu. Gdy wracaliśmy kot zaczął do mnie... GADAĆ! Znaczy nie ruszał mordką tylko jakby gadał mi w myślach. Chryste Panie co to za kot? Jego dodatkowa cecha jeszcze bardziej utwierdziła mnie w przekonaniu, że go zatrzymam. Przed samymi drzwiami schowałam go pod bluzę i weszłam do domu. Puściłam psa i ruszyłam do swojego pokoju.

-Co tak długo?-zaciekawił się Slendy, a przy okazji Jeff i Sally.

Próbowałam jakoś ich spławić, ale nie dali mi spokoju. W końcu poszło o to, dlaczego tak się trzymam za brzuch. Westchnęłam głęboko i wyjęłam kotka. Reakcje po kolei, Sally: zaraz prawie by rzygnęła tęczą, Jeff: jakby go odrzuciło, ale po chwili pewniej już patrzył na kota, Slender: nie potrafię nic przeczytać z jego pokerowej twarzy.

-Żadnego whiskasożercy w domu.-zarządził wujaszek.

-Ale on nie je whiskasa ani nic z tych rzeczy.

-To co?-pytali podejrzliwie.

-Wszystko co czerwone: ketchup, truskawki, sos tabasco.

-Może ci to jeszcze powiedział?-chichrał się Jeff.

Gdy powiedziałam, że tak, ich miny momentalnie się zmieniły na bardziej poważne. Powiedzieli, że to nie jest śmieszne i żebym nie kłamała. A gdy się upierałam przy swoim, Slender kazał Jeff'owi dzwonić po pomoc. Znokautowałam go i postanowiłam im udowodnić, że on tak jakby mówi. Przyniosłam ketchup z lodówki (taki w słoiku), była resztka. Jeff najwyżej pójdzie po drugi :D. "Rodzinka" z coraz bardziej zmartwionymi minami patrzyła na mnie.Podałam kotkowi słoik, a on jadł aż mu się uszy trzęsły gdy wylizał wszystko, spojrzałam na nich wyczekująco. Uznali że to niczego nie dowodzi. Wtedy Jeff wpadł na pomysł. Slendy poprosił, aby Sally przyniosła kronikę, bo nie często się zdarza aby Jeff miał pomysł. Przyniósł różnokolorowe kartki i rozłożył na podłodze.

-On mnie rozumie?-spytał wskazując kota.

Przytaknęłam. Poprosił go o wybraniu jednego koloru, powiedzenia go mi i gdy ja powiem jaki to, on wskaże jaki wybrał. Kot przyjrzał się wszystkiemu i zwrócił się do mnie "biały" powiedział. Ja więc powtórzyłam, a kot wskazał ten kolor. Jakby mi uwierzyli, ale nie kapowali jak ja go słyszę jak nawet buzi nie otwiera. Wtedy dopiero uświadomiłam ich, że on gada w myślach. Potem wujek zwierzył się że słyszał "jestem głodny", ale myślał, że to Jeff. Dobra co do kwestii mówienie CHYBA uwierzyli, szczególnie gdy każdy z nas usłyszał "dziękuję". Potem trzeba było błagać Slendiego żeby go zatrzymać. Sally się dołączyła i wujaszek uległ, Jest! Potem musiałam odkurzyć, co okazało się traumatycznym przeżyciem dla Nyanpire (tak go nazwałam). Kupiłam mu trochę zabawek w zoologicznym i czerwone żarcie. Reszta dnia minęła dość dobrze, prócz bójki z Jeff'em i przyjęciem z Sally.

Pamiętnik Jane The KillerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz