Ta lisica prawie umiera. [cz.1]

81 5 10
                                    

Będąc u wujka źle się poczułam, nawet nie wiem czemu, wszystko było dobrze, a tu nagle zaczęło mnie coś boleć pod żebrami. Zmartwiony wujek kazał mi usiąść na trumnie i dał mi jakieś ziółka... Myślałam, że przeziębiłam się. Wypiłam zioła i trochę lepiej poczułam się, zobaczył również czy nie mam przypadkiem temperatury, okazał się, że jestem zimna jak trup... Bardzo się przeraził i przyniósł mi koc... z minuty na minutę było ze mną coraz gorzej. Byłam zimna do momentu kiedy gwałtownie nie podniosła mi się temperatura, położyłam w trumnie i było źle. Nawet bardzo źle, wtedy również wparował do zakładu zmartwiony Ronald.

-Co się dzieje, co? - Z troską podszedł do trumny, w której leżałam i wyglądałam jak trup przygotowany na swoj pochówek.
-Nic... takiego, lisku... tylko małe... przeziębienie... - Nawet ledwo co otworzyłam oczy, tak było ze mną źle, chociaż, że niczego nie czułam pomijając przeszywający mnie ból pod żebrami i potworną gorączkę, która była do nie zniesiena.
-No ja nie jestem zbytnio przekonany, kochana... tobie coś dolega, coś poważniejszego niż zwykłe przeziębienie. - I w tym samym momencie zaczęłam jęczec z bólu i moje oczy zmieniły kolor. Właśnie wtedy wujek i Ron zorientowali się, że to nie zwykła choroba lecz Bolesna dusza*, która wymęczała Shinigami do granic wytrzymałości, a nawet do ich śmierci.
-Nic... mi... naprawdę... nie jest... - Wyjęczałam byle dali mi święty spokój, ale było z każdą sekundą coraz gorzej i gorzej, nie mogłam znieść tego, że ta dusza próbowała nade mną przejąć kontrolę.
-Under, co teraz zrobimy, co? William męczył się z tym dwa miesiące i myśleliśmy, że to jego koniec... - Wzrucił się do grabarza z nutą współczucia dla mnie.
-Mamy dwa wyjścia, drogi Ron'ie... dam jej środek usypiający na pewien czas żeby nie męczyła się tak lub... będziemy musieli to zrobić... - Szukał po półkach proszku na sen gdy ja zwijałam się z bólu w trumnie.
-Oby się na tym nie skończyło... Nie chcę jej tego robić.- Usiadł na trumnie obok wpatrując się we mnie czy nic innego nie dzieje.
-A myślisz, że ja chcę? - Wyciągnął słoik z proszkiem i otworzył go stojąc przy mnie.

Kiedy Undertaker wsypał mi trochę specyfiku do oczu zaczęłam powoli zapadać w sen. Wujek wraz z Ronald'em byli bezradni, a oboje nie chcieli wbijać mi kosy*, aby uwolnić duszę. Przebudziłam się dopiero pod wieczór, tyle wujaszek nasypał mi tego środka... Podnosząc się z trumny jeszcze z małą ulgą od bólu zauważyłam, że jednen, jak i drugi śpią w najlepsze, Ron na podłodze podpierając się o moją trumnę, w której przebywałam, a wujek z tradycji w swojej sosnowej trumiencę... Chwilę zastanawiając się czy jako mały, puchaty lisek mi ciut przejdzie cały ten, potworny ból i tak zrobiłam, zamieniłam się w malutkiego liska lecz był to zbyt zły pomysł... Było jeszcze gorzej niż wcześniej. Zaczęłam popiskiwać z bólu i jęczałam, tak głośno to było, że obudziłam Undertaker'a i Ron'a, oboje byli w szoku widząc mnie jako liska, ale nic nie zrobili tylko spojrzeli na siebie i znowu na mnie. Wujek był zmuszony dać mi jeszcze raz ten proszek, prosto w oczy a tego nie lubiłam lecz chciał dla mnie dobrze... Kiedy znowu spałam i cicho, z odstępami co kilka minut pojękiwałam Ronald zaczął się załamywać...

-A co jeśli... ona już nie wytrzyma? - Spojrzał na grabarza, który wcinał jednego herbatnika w kształcie kości.
-Jest silna, da sobie radę, zobaczysz sam... - Podał mu herbatnika na pocieszenie i sam wziął drugiego.
-Ja... za bardzo się martwię o nią, wiesz o tym, prawda Under?
-Tak, to prawda, jest dla ciebie wszystkim, to ona ciebie odmieniła na lepsze, tak samo jak Rebecca odmieniła Grell'a na plus... wziął się porządnie do pracy, co tylko było to dla naszych wyobraźni. Jestem dumny już z wszystkich trzech moich przybranych synów... - Zaczął się śmiać i przeciągnął grzywkę do tyłu.
-Taak, ale Grell'owi to jeszcze daleko do ideału Shinigami'ego...
ale będą z niego ludzie.. - Grabarz ponownie zaczął się śmiać bawiąc swoimi paznokciami.
-No dobrze, ja muszę się zebrać i pójść do pracy, zajmiesz się nią?
-Oczywiście, idź do pracy, jest w dobrych rękach.
-To do zobaczenia później, Natarii. - Przejechał dłonią po moim policzku i wyszedł zarzucając kosę przez ramię.

Ponownie obudziłam się około drugiej w nocy, o dziwo wujek nie spał i przeglądał jakieś papiery... Wstałam i obserwowałam pomieszczenie jakby innymi oczami, czułam się dziwnie, wszystko mnie bolało, niemiłosiernie dręczący ból. Wtedy już ledwo wyszłam z trumny i przewróciłam się na podłogę, ledwo żywa, myślałam, że to mój koniec. Undertaker wstał i mnie podniósł, wrócił również Ron ze swojej zmiany i jeszcze bardziej przeraził się i zrozumiał, że nie ma innego wyboru niż przebicie kosą... Spojrzeli na siebie zmartwieni i grabarz mnie posadził na wieku od trumny przytrzymując.

-To co... teraz naprawdę musimy to zrobić, ale moją kosą nie da rady... - Stoi oparty o ścianę z założonymi rękami.
-Tak, może weźmiemy od liska kosę..? - Zdiął z niej wisiorek z kataną.
-Tak, ona już jest stanowczo lepsza lecz ja jej tego nie zrobię, nie wbije jej kosy... to zbyt dużo emocji jak dla mnie!- Odwrócił się tyłem do nich.
-No dobrze, Natario. Powiedz mi, gdzie ciebie najbardziej boli?
-T-tutaj.... pod żebrami.... - Ledwo już co otworzyła oczy i wskazała dane miejsce.
-No dobrze, więc będę musiał wbić ciebie kosę, lisku... - Przystawił do wskazanego miejsca, pod żebrami i wbił w nią kosę.

Po kilku minutach Undertaker wyciągnął z niej kosę wraz z duszą, która została uwięziona w katanie. Rana bardzo szybko zagoiła się i od razu padłam trupem spać... Spałam jak zabita do momentu kiedy się nie obudziłam z odczuciem, że z rany leci mi krew. Jak to możliwe, że rana, która mi się zagoiła... zaczęła krwawić? Wujek spojrzał na mnie z ponownym zmartwieniem na twarzy, a Ron'a już nie było, poszedł do pracy. Leżałam owinięta bandażem w miejscu, gdzie miałam wbitą kosę, rana ciągle, bez ustannie krwawiła. Po południu było ze mną już tak źle, że byłam blada i ledwo co kontaktowałam się ze światem zewnętrznym... Obraz mi się zamazywał, po utracie tylu litrów krwi, to wszystko możliwe... Wtedy wujek mnie podniósł i przytulił do siebie...

-Lisku, jeśli odejdziesz, to ja, Ron, Sebastian, Claude... wszyscy będą chcieli ciebie z powrotem wśród żywych, a jeśli będzie taka potrzeba, to oddam nawet własne życie...
-Nie... wujku... musisz i tak... żyć... bo jesteś tu... bardzo... potrzebny.... - Byłam do niego przytulona i ściskałam w dłoni naszyjnik mojej mamy, bardzo drogocenny, bo to był prawdziwy, czarny kryształ...
-Nie chce żebyś mi umarła na rękach, źle zrobiłem słuchając Ronald'a, mogłem tego nie robić... i byś żyła dłużej niż teraz..

Poczułam na sobie jak jego łzy spływały po moim ciele, wtedy również odzyskiwałam siły, jak niby, jak... jak... prawie umarłam!? Spojrzałam w głąb pomieszczenia i zauważyłam dwie, białe poświaty, które były... moimi rodzicami! Zrobiłam duże oczy niedowierzając, że moi rodzice wrócili do żywych. Byłam tak szczęśliwa, że z radością wstałam, podbiegłam i mocno się do nich przytuliłam. Nie przeleciałam przez nich, jak przez duchy. Płakałam nadal będąc szczęśliwa, jak nigdy.

C.d.n.

Kitsune Desu «Opuszczone»Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz