- Gotowa? - upewniłem się.
- Przestałam już liczyć ile razy próbowano mnie zabić za 14 próbą. Gdzie bym się nie udała, zawsze to JA jestem duszą towarzystwa. Uwielbiam nowe szkoły! - wydarła się Cass na cały głos.
- To wchodź - przekroczyliśmy próg szkoły. To już czwarty tydzień nauki, a ja już chcę kolejne wakacje. Mam tyle ciekawych rzeczy do zrobienia!
- Collin! - super. I to nie sarkazm, naprawdę się za nią stęskniłem.
- Caitlin! Fajnie cię widzieć. To był cholernie długi weekend - przytuliłem ją na powitanie.
- Już rozumiem! - wypaliła ku naszemu zdziwieniu Cass - Collin i Caitlin. Spotykacie się ze względu na podobne imiona? Bo na pewno nie z własnej woli.
- Ty jesteś Cassie? - bardziej stwierdziła niż spytała Cait.
- Tak. A ty jesteś Caitlin, DZIEWCZYNA Collina. Hm - okrążyła ją pare razy - Cóż, wygląda na prawdziwą. Cześć, miło mi cię poznać - dodała pogodnie.
- Ok... Nie jest tak tragiczna jak opowiadałeś - uznała Cait.
- Nie poznałaś jej od właściwej strony. Ale skoro tak uważasz, możesz oprowadzić naszą nową koleżankę po szkole - zaproponowałem - Wiesz szafki, kibel, ważne sale, biblioteka, która po roku chodzenia tu ja nadal nie wiem gdzie jest i oczywiście sekretne wyjście ze szkoły na wypadek niezapowiedzianej kartkówki. Zrobiłabyś to?
- Pewnie. Chodź - poleciła moja dziewczyna, a Cass spiorunowała mnie wzrokiem. O co jej mogło chodzić?Pani Sasha dreptała po całej sali. Jak to mnie niesamowicie wnerwia! Nie można przy niej spisać na kartkówce ani jednej literki, bo wszędzie węszy i widzi. Trudno, Rosyjski wcale nie jest taki trudny, przeżyję. Moc jest ze mną. Ale Розденся. Co to cholera znaczy? Trudno, nie robię tego zadania, nie umiem, mam to w dupie, pierdolę, po prostu jany szlag! Ok,spokojnie, to tylko durna kartkówka, nadal jestem lepszy od tej wymalowanej paniusi, mam ją gdzieś.
- Czas minął, карты, пожалуйста - poleciła. Ugh, jeszcze musi gadać po rusku. Po co mamy się tego uczyć, przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie wyjedzie do tego kraju. Oddałem kartkę i przesiadłem się do ławki z Caitlin.
- Źle ci poszło? - spytała.
- Chujowo - przyznałem. Ale dlaczego? Przecież ja kumam wszystko dzięki mojej magii. Wszysko poza tym językiem.
- Stary, to tragedia. Jak odmieniłeś читает? - odezwał się Jake z tylniej ławki.
- Nie mów o tym - jęknąłem - Tragedia, tragedia, tragedia.
- Przesadzasz Collin, sprawdzian wcale nie był taki trudny - powiedziała zza biurka pani Sasha, jednocześnie notując coś w dzienniku. Co za gumowe ucho.10 minut później lekcja dobiegła końca. Razem z Cait wyszliśmy z klasy zostawić niepotrzebne rzeczy w szafkach.
- To gdzie mnie zabierasz? - spytała ciekawa. O żesz, zapomniełem. No to trzeba improwizować.
- Upatrzyłem nam piękny stolik dla dwojga w tej nowej resteuracji przy parku - powiedziałem dumnie.
- Ale tam jest strasznie drogo - zaniepokoiła się.
- Nie martw się, za wszystko zapłacę. Widziałaś ty mój zegarek? Jestem bogaty - zapewniłem.
- Ciekawe, bo Cass wspominała, że ten zegarek jest jej - przerwała mi. Powiedziała to z lekką nutą... Zadzdrości? Nie, ona nie jest typem zazdrosnej histeryczki.
- Tak, został nabyty zbliżeniowo jej kartą kredytową, ale jest w pełni mój. Idź z nią kiedyś na zakupy w beznadziejnych ciuchach, to nie będzie mogła się powstrzymać i kupi ci nowe - zaproponowałem.
- Dobra, o której po mnie przyjdziesz? - spytała, kiedy powoli zaczęliśmy kierować się do wyjścia. Większość klas kończyła lekcje właśnie teraz, więc końcowy korytarz był niesamowicie zatłoczony.
- Dlaczego zawsze to ja mam po ciebie przychodzić? - zbulwersowałem się.
- Bo jesteś mężczyzną? - jakby stwierdziła oczywistość.
- Ale ten schemat jest nudny. Przychodzę po ciebie, gdzieś jedziemy, odprowadzam cię.
- Czyli co? Ja mam przyjść?
- Właściwie to... - nie było mi dane dokończyć, bo usłyszałem głośne wołanie za plecami. Przez tłum przedzierała się usiłująca nas dogonić Cass.
- Collin, Cait, nie uwierzycie... - wypaliła, kiedy przy szkolnej bramie zrównaliśmy się.
- Umawiamy się na randkę, przeszkadzasz - powiedziałem.
- W dupie mam twoje randki - syknęła - Hej Cait, kojarzysz Jessikę z 3 klasy? Takie wredne blond babsko, co myśli że wszystko potrafi najlepiej. W sensie nie mam nic do blondynek - dodała, jakby dopiero teraz zauważyła kolor włosów mojej dziewczyny.
- Ja ją kojarzę. W tym co opisałaś bardzo cię przypomina - zauważyłem.
- Miała wonty, że jej chłopak się do mnie łasi. A co to moja wina? Niech go sobie trzyma na krótszej smyczy - wypaliła Cass.
- To świetnie - zawolałem.
- Spadaj pantoflarzu - odgryzła się.
- Ludzie, co wy sobie zrobiliście, że macie do siebie takie wonty? - zdziwiła się Caitlin, ale zignorowaliśmy to.
- Nie twoje konflikty z Jess są świetne tylko fakt, że jej chłopak ma coś do ciebie. Odbij jej go, ta wredota robiąca mi na złość od pierwszej klasy dostanie za swoje, a ty przestaniesz być niewyżytą seksual... - zanim zdążyłem dokończyć swoją błyskotliwą uwagę, znów zarobiłem łokciem w żebra.
- Mam dylemat. Usiłujesz mnie obrazić, czy okazujesz wiarę w moje towarzystkie umiejętności?
- Collin, to jak z... - wtrąciła się Caitlin.
- Wpadnę o 16. Jedno i drugie Cass, zawsze jest dobra pora by cię obrazić - zapewniłem. Caitlin skinęła głową i odeszła - Poderwij chłopaka, dasz sobie radę. A jak on ci się nie spodoba, to go potem rzucisz.
- Czy wyglądam ci na taką? - oburzyła się.
- Szczerze? Tak - zanim dostałem po raz kolejny, skorzystałem z nadludzkiego refleksu i obezwładniłem jej ręce.
- Uważaj sobie - zagroziła.
- To ty uważaj - powiedziałem. W przeciwieństwie do niej nie zabrzmiało to strasznie. I nie miało zabrzmieć, ale niech sobie nie myśli - Mógłbym teraz ku twojemu przerażeniu zrobić sobie błyszczące na złoto oczy, ale umiem tak tylko w zupełnej ciemności - straszyłem.
- Będę pamiętać - obiecała. Puściłem ją i milczeniu dotarliśmy na przystanek. Teraz tochę sobie poczekamy. Muszę nabyć jakiś środek transportu, bo się zanudzę.
CZYTASZ
Infernal Coin
ParanormalCollin Williams to niepopularny, żyjący w cieniu starszego brata 15 - latek. Jednak pewnego dna wszystko się zmienia. Razem z grupą poszukiwaczy przygód wyrusza w rejs na odległą wyspę. Po powrocie nie jest już taki sam. Chłopak staje się pewny sieb...