1x11 Bez tytułu bo tak

15 2 2
                                    

Dzisiaj piszę z perspektywy 2 osób.

***
Przejrzałem się w lustrze. Nie jestem jakoś przesadnie wystrojony, ale ubrałem się schludnie. Mam na sobie krótkie dżinsy i niebieski t-shirt. Postawiłem włosy na żel i myślę, że to wystarczy. Za 20 minut mam przyjść po Caitlin. Mieszkam niecały kilometr od niej, więc to nie będzie problem. O czym zapomniałem? Atmosfera w domu poprawiła się. Podsłuchałem, że ojciec oddał pieniadze komu miał oddać i u rodziców wszystko już jest w porządku. Liam od wczoraj ma do mnie jakiś problem, ale mam to gdzieś. Na szczęście nie było go akurat w domu miałem nasz wspaniały wspólny pokój dla siebie. Już wychodziłem, kiedy oczywiście coś musiało mi przeszkodzić. A przez coś, miałem na myśli kogoś.
- Collin, możesz się tu na chwilę ruszyć?! - moja nowa koleżanka wydarła się na cały dom. Czy właśnie nazwałem ją koleżanką? To chyba znaczna poprawa. Ruszyłem korytarzem do ,,jej mojego" pokoju, ale po drodze gwałtownie wyminął mnie Liam. Czy nie miało go nie być w domu?
- Co jest? - wpadł do jej pokoju, a ja wszedłem zaraz za nim.
- Nie wołałam cię - syknęła. Siedziała na łóżku trzymając na kolanach jakąś skrzynię.
- Mogę pomóc w czymkolwiek, czego od niego potrzebujesz - upierał się mój brat.
- Collin, właśnie przyszły moje specjalnie sprowadzane z całego świata kosmetyki - powiedziała całkiem ignorując Liama.
- I posmarować ci plecki, czy coś? - spytałem z ironią, a ona tylko zachichotała.
- Nie, do ciebie też coś przyszło. Pamiętasz, wczoraj wieczór? Mój ojciec jest słowny - zapewniła, a moje oczy zalśniły.
- O czym wy... - nie dałem Liamowi dokończyć, bo szybkim ruchem wywaliłem go za drzwi i zamknąłem je.
- Twoje cudo - wyjęła z paczki okrągłe pudełeczko na zegarek lub kompas. Otwarła je, a moim oczom ukazała się moja moneta. Szybko wziąłem ją do ręki i obejrzałem. Nie ufałem Samuelowi, ale czułem że z monetą jest wszystko ok.
- Wreszcie! Super, ale mi się układa! - ucieszyłem się.
- Mam nadzieję, że ten błysk w oku nie oznacza, że zamierzasz zabić pierwszego napotkanego człowieka - powiedziała pół żartem.
- Nie - rzuciłem się na łóżko obok niej, omal nie wysypując z pudełka kosmetyków - Zamierzam zaczekać aż ktoś przyjdzie cię zabić i zabić jego.
- Oby szybko do tego nie doszło - mruknęła. Obracałem monetę w dłoni szczęśliwy że znów mam tę moc - Masz niezdrowy stosunek do rzeczy martwej.
- Taki jak twój stosunek do ciuchów? - zaśmiałem się.
- Wychodzisz z Caitlin? - zmieniła nagle temat.
- Tak, za... - spojrzałem na zegarek - 4 minuty. Nie lubi jak przychodzę wcześniej.
- A co ze mną? Żeby gdzieś bezpiecznie wyjść potrzebuję twojej asysty.
- To zostań w domu, Barry na pewno zadba o twoje bezpieczeństwo - zaproponowałem.
- Ale ja nie chcę. Tu jest nudno, a odkąd kupiłam twoim rodzicom drogie upominki, Liam ciągle do mnie zarywa, bo też coś chce.
- Przeżyjesz. Wezmę ze sobą mój skarbik, może ktoś tam umrze - powoli zebrałem się do wyjścia.
- To na pewno będzie mega interesująca randka - usłyszałem za plecami.

Liam:

Szybkim krokiem szedłem wzdłuż ulicy. Mam dość tej dwójki w moim domu. Ostatnio braciszek robi co chce, a teraz nie dość że ma swoją dziewczynę, to jawnie przystawia się do tej IDEALNEJ pięknej i bagatej dziewczyny w naszym domu. Nawet nie potrafi tego docenić. Ale skoro tak chce się bawić, to się bawmy. Skręciłem w lewo, przeszedłem przez ulicę i znalazłem się przed brązową furtką blokującą mi dostęp do domku jednorodzinnego. Na szczęście było otwarte, więc bez problemu pokonałem przeszkodę i zapukałem do drzwi.
- Mówiłam, nie przyłaź wcześniej - usłyszałem za drzwiami. Uśmiechnąłem się pod nosem. Otwarła mi blondynka, dziewczyna mojego brata. Ubrała się w czarną sukienkę, co było bardzo dziwne, bo oni nigdy nie stroją się na randki. Czyżby mój braciszek szpanował pieniędzmi Cassandry, a biedna Caitlin poczuła się gorsza?
- Liam - powiedziała zaskoczona - Co tu robisz?
- Umówiłaś się dzisiaj z moim bratem, prawda? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Tak. Nie może przyjść? - zmartwila się.
- Nie nie, nie przysłał mnie tu - zapewniłem.
- To... chcesz wejść? - zrobiła mi miejsce.
- Nie - powtórzyłem - mój brat zaraz tu będzie, ale mam szybką sprawę.
- O co chodzi?
- Słuchaj, wiem że jesteście szczęśliwi, ale... No macie jeden problem. Ta nowa, Cassie.
- Co? - udawała głupią, ale wiedziałem, że skumała co mam na myśli.
- Oni ze sobą kręcą odkąd tylko się pojawiła.
- Co ty chrzanisz? Nie mogą ze sobą wytrzymać! - oburzyła się.
- Tak się wydaje, ale w domu ciągle jakieś szepty, sekreciki, drogie prezenty. Ona mu przelewa kasę na konto, jaka dziewczyna robi tak chłopakowi którego nie znosi? - gestykulowałem.
- Może chodzi o coś innego - zastanawiała się.
- Jak uważasz. Ja tylko uznałem, że to fair, żebyś wiedziała. Ja się ulatniam - szybko bez pożegnania ulotniłem się z podwórka, żeby czasem Collin mnie tu nie zastał. To teraz masz swoje podwójne życie miłosne cwaniaku! Z tiumfalnym uśmiechem ruszyłem do domu.

Infernal CoinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz