Collin:
Pełen pozytywnej energii waliłem w drzwi Cait. Teraz wszystko zacznie się układać. Przez te 2 dni miałem niezłą zabawę, ale odkąd odzyskałem monetę, znów myślę tylko o zwiększeniu mojej mocy. Chcę jej koniecznie. Ale wytrzymam, zabiję osobę czychającą na Cass, zabiję tylko osobę, która na śmierć zasługuje. Po chwili, która wydawała mi się wiecznością drzwi zostały otwarte. Trochę zdziwił mnie widok mojej dziewczyny. Miała na sobie elegancką czarną sukienkę bez ramiączej i te buty z obcasami 14 centymetrów. Przecież to chore, jak ona może na takim czymś chodzić?
- Fajnie wyglądam? - spytała i uprzedzając moje pytanie dodała - Idziemy w eleganckie miejsce, więc ubrałam się elegancko - wyjaśniła.
- A mnie to tam lata. Idziemy? - podałem jej rękę. Skinęła głową, zamknęła drzwi na klucz, podała mi dłoń i pozwoliła się prowadzić.
Aby dotrzeć do resteuracji wystarczyła przejść przez park, jednak wcale nam się nie spieszyło. Szliśmy powoli, mijając to staruszka karmiącego gołębie na ławce, to dzieci grające w piłkę. Ale jedna rzecz była nie tak.
- Coś cię gryzie - bardziej stwierdziłem niż spytałem, a Cait spojrzała na mnie zaskoczona - Daj spokój, milczysz. A ty NIGDY nie milczysz, chyba że masz problem.
- Nic mi nie jest - uśmiechnęła się. Nie tylko rozpoznałem, że coś ją gryzie. Czułem to swoim nadnaturalnym szóstym zmysłem. I nie tylko to. Nagle poczułem chłód na całym ciele. Nie wiem jak to wyjaśnić, ale wiedziałem, że zbliża się niebezpieczeństwo. Nie w tym momencie, ale wiedziałem, że gdzieś się czai.
- A co z tobą? Wyglądasz niespokojnie - Cait wyrwała mnie z otępienia.
- Mam dziwne przeczucie - powiedziałem prawdę. Słońce zostało przysłonięte przez chmury i zerwał się lekki wiaterek. Normalnie byłby przyjemny w tak ciepły dzień, ale nie teraz. Pogłębiał we mnie uczucie niewytłumaczalnego chłodu. Starając się zachować spokój dotrzymywałem kroku Cait. Po kilku minutach dotarliśmy do celu. Kiedy weszliśmy do ciepłej, eleganckiej resteuracji dziwne uczucie minęło. Cholera, to wygląda drogo! Kelnerzy noszący garniaki nie wróżą niczego dobrego. Ale co tam, jestem przy kasie. Usiedliśmy przy słabiej oświetlonym stoliku dla dwojga przy ścianie. Nie chcieliśmy znaleźć się w centrum uwagi. Na białym obrusie leżały dwie czerwone, po bokach zdobione złotymi oprawkami karty menu.
- Jesteś pewien, że cię na to stać? - upewniła się Cait, kiedy już rozsiadła się wygodnie.
- Tak sądzę. Mam 2000 do rozdysponowania, wydamy może 1/10 tego - zapewniłem.
- Skąd masz tyle kasy? - zdziwiła się - Zostało ci po robocie w Mcdonaldzie?
- Nie - mógłbym ją okłamać, że tak, ale nie miałem takiej ochoty. Nienawidziłem kłamać i nigdy tego nie robiłem. Czasem nie mówiłem wszystkiego lub odmawiałem udzielania odpowiedzi, ale nigdy nie powiedziałem czegoś, co nie jest prawdą.
- To skąd? - spytała dziwnie. Po prostu dziwnie, jakby wiedziała coś czego ja nie wiem.
- Powiedzmy, że znalazłem nowe zatrudnienie - powiedziałem.
- Jeszcze nigdy nie skłamałeś, więc z pełnym zaufaniem spytam cię o szczegóły - uznała, a ja w tym czasie zacząłem przeglądać menu - Czy to forsa od Cassie?
- Poniekąd - odpowiedziałem wymijajaco.
- Za co ona ci płaci? - spytała zaskoczona.
- Nie ona. Ona tylko pośredniczy. I nie powiem ci za co, bo jednym z moich obowiązków jest milczenie. Wybacz.
- Powiedz chociaż, czy robisz coś nielegalnego - nalegała.
- Ja nie robię nic nielegalnego. Ale co robi ona nie mam pojęcia, sama zapytaj - zaproponowałem - To co byś zjadła?
- Cokolwiek bogaczu, wszystko na tej karcie brzmi wytwornie - przyznała.
- Zamów coś sobie i mnie, ja muszę wyjść do toalety - rzuciłem.
- Jasne - szybko wstałem i wkierowałem się do celu. Kiedy byłem już sam, wyciągnąłm moją monetę, dotychczas trzymaną na szyi.
- W czym do cholery tkwi problem? - powiedziałem do siebie, obracając przedmiot w dłoni. Oparłem się o zlew ciesząc się, że nikt mi nie przeszkadza. Nagle poczułem jakiś wstrząs. Nie normalny wstrząs, ale taki wewnątrz mojego ciała. Słyszałem głosy, ale nic konkretnego z nich nie wynikało.
- Chciałeś to zakończyć? Ale my z tobą dopiero zaczynamy - znam ten głos. Wtedy przed moimi oczami pojawił się obraz. Nauczycielka rosyjskiego, Sasha celowała do mnie z małego pistoletu. Za mną stała Cass, z przerażeniem na twarzy. Po prawej stał rozładowany pociąg towarowy, a wszędzie dookoła była tylko trawa. Po lewej znajdował się stromy spad z widokiem na miasto. Chyba kojarzę to miejsce.
- Collin? - spytala niepewnie.
- Niech Barry cię stąd zabierze w bezpieczne miejsce. O mnie się nie martw, ona nie da rady mnie załatwić - zapewniłem - Idź! - mówiąc to, skoczyłem do przodu o jakieś 10 metrów chwytając nauczycielkę za gardło, a jej pistolet wypalił, raniąc mnie w prawdą część klatki piersiowej. Ostatnie co kojarzę, to nagły ból... I nagle wszystko zniknęło. Znów byłem w toalecie i wpatrywałem się w monetę.
- Co się właśnie stało? - spytałem samego siebie.
CZYTASZ
Infernal Coin
ParanormalCollin Williams to niepopularny, żyjący w cieniu starszego brata 15 - latek. Jednak pewnego dna wszystko się zmienia. Razem z grupą poszukiwaczy przygód wyrusza w rejs na odległą wyspę. Po powrocie nie jest już taki sam. Chłopak staje się pewny sieb...