III. He is the reason.

1.6K 289 128
                                    

komentarze przy akapitach sprawiają, że czuję się fajna.


 Nie zadzwonił.

Czekałem pięć dni na jeden, głupi telefon. Ale oczywiście, po co ktoś tak idealny jak on, dzwoniłby do takiego życiowego nieudacznika, jak ja?

To graniczyło z cudem. Na pewno był dla mnie równie uprzejmy, co dla innych swoich fanów, ale jakie ma to znaczenie, skoro byłem w nim zakochany?

Desperacja wzięła u mnie jednak górę i w końcu udałem się z powrotem do baru, w którym po raz pierwszy go ujrzałem. Los postanowił przybić mi mentalną piątkę, ponieważ na drzwiach lokalu widniał plakat z jego piękną twarzą. Ashton znów grał tam dziś kameralny koncert, a ja nie mogłem przepuścić takiej okazji. Musiałem znów zobaczyć jego długie palce sunące po strunach gitary i włosy falujące w rytm muzyki. Ashton był moim tlenem i niemożność kontaktu z nim odbierała mi możliwość normalnego funkcjonowania. Każda kolejna sekunda bez niego kończyła się zabójstwem mojej podświadomości.

Czekałem pod barem kilka godzin, aż w końcu znajoma mi furgonetka stanęła na parkingu, a mój Ashton wyszedł z niej z uśmiechem na jego idealnych ustach i gitarą pod ręką. Chciałem podbiec do niego i dosłownie opleść go całym sobą, ale to byłoby za dużo. Musiałem więc postawić na taktykę małych kroczków i spokojnie czekać na chwilę wytchnienia po koncercie.

Ten nadszedł naszczęście wyjątkowo szybko i już po kilku chwilach byłem na sali oraz przysłuchiwałem się jedynej muzyce, jakiej ostatnio byłem w stanie słuchać.

Blondyn znów wyglądał tak pięknie i bezbronnie, był tylko on i jego instrument. Kochałem to. Kochałem to, jak oddawał się muzyce i jak nie widział świata poza nią. Chciałem, aby kiedyś nie widział też świata poza mną.

Jego występ finalnie skończył się, w konsekwencji czego muzyk otrzymał ogrom owacji na stojąco. Również wstałem z mojego miejsca, ale wiem, że tylko ja słuchałem go z takim uczuciem, jakiego żaden inny widz wówczas nie czuł.

Chłopak zszedł ze sceny i udał się do tylnego wyjścia, więc ja również bezszelestnie ruszyłem przed siebie i wyszedłem na świeże powietrze. Zrządzenie losu wciąż grało ze mną w jednej drużynie, więc na moje szczęście Ashton stał sam przy swoim samochodzie. Z jednej strony widok skoncentrowanego, skupionego na patrzeniu w pustą przestrzeń muzyka był najlepszym, co mnie w życiu spotkało, a z drugiej raniło mnie to, że nie zwrócił na mnie uwagi.

- Cześć. – Podszedłem do niego niepewnie i pomachałem skrępowanie lewym nadgarstkiem.

- Cześć? - Oderwał na chwilę wzrok od komórki, którą obracał w dłoniach. - Znamy się?

W tym momencie moje serce rozdarło się na kilkaset małych kawałków, których sklejenie graniczyło z cudem.

- Podałem ci wtedy twoje dokumenty. Masz mój numer. Mówiłeś, że zadzwonisz – zacząłem.

- Faktycznie, przepraszam. Calum, tak? - zapytał z pobłażliwym uśmiechem, a ja odetchnąłem cicho na dźwięk mojego imienia w jego ustach. Przytaknąłem. - Przepraszam, miałem urwanie głowy w sprawie z nagraniami. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe.

- Nie, nie mógłbym. Nie na ciebie. – Zarumieniłem się, na co zachichotał.

- Mam teraz chwilę wolnego czasu, więc w ramach rekompensaty zapraszam cię do siebie na kawę. Jest mi źle z tym, że myślałeś, że o tobie zapomniałem. – Mężczyzna podrapał się nerwowo po karku, a ja z podekscytowania straciłem czucie w nogach. - To jak? - zapytał jeszcze, gdy przez dłuższą chwilę nie otrzymywał odpowiedzi, bo nie byłem w stanie powiedzieć słowa.

- T-tak, pewnie. – Przytaknąłem szybko, gdy trochę ochłonąłem.

- Super. – Uśmiechnął się. - Mieszkam całkiem niedaleko, chodźmy.

Po chwili ramię w ramię przemierzaliśmy oświetlone latarniami ulice, a ja mimowolnie zaciągałem się jego zapachem. Był tak blisko mnie, moja dłoń miała jego dłoń tuż obok siebie i tylko prosiła się o to, aby ją chwycić. Ale nie zrobiłem tego.

Taktyka małych kroczków.

Ashton przez całą drogę opowiadał mi jakieś mało interesujące anegdoty z jego życia, jednak sam fakt, że było to równoznaczne z słuchaniem tonu jego głosu, było dla mnie powodem do radości.

O n         c a ł y        j e s t        m o i m       p o w o d e m        d o       r a d o ś c i.

idol; cashtonWhere stories live. Discover now