rozdział 3

2.6K 120 11
                                    

Wypadłam z sali jak oparzona i biada temu kto stanąłby mi teraz na drodze. Pieprzony
Tomlinson. Myśli, że jak ma pożal się Boże magistra to może pomiatać ludźmi. O nie mój drogi panie. Nie ze mną takie numery.

Oczywiście moje przywołanie do odpowiedzi skończyło się kolejną jedynką i tym samym od powtarzania roku może mnie uratować tylko cud. Co za kutas! Dobrze wiedział czym to się skończy a i tak musiał to zrobić. Jakby mało było uczniów w klasie. Jak ja go nienawidzę.

- Jenny! - usłyszałam Glo i nie wiedziałam czy mam brać nogi za pas i uciekać, czy czekać na kolejną tyradę. Niech jej będzie...

- Czego ode mnie chcesz, kobieto? - zapytałam najgrzeczniej jak potrafiłam.

- Co to miało być?! Chcesz oblać?! - krzyknęła.

- A co już cię za mną wysłał? To możesz mu powiedzieć, że ma się pieprzyć! - teraz to już się uniosłam.

- Pan Tomlinson prosił bym jako twoja przyjaciółka przemówiła ci trochę do rozumu, ale widzę, że to na nic.

- Masz rację Gloria. On jest moim utrapieniem i mogę ci przysiąc, że albo ja zostanę w tej szkole albo on. Dla nas dwojga nie ma tu miejsca.

- Ty oszalałaś. - wyrzuciła ręce w górę, a ja zaczęłam się zastanawiać nad tym co powiedziała.

Może i oszalałam, ale z nim w jednym budynku byłam jedną wielką, pieprzoną bombą zegarową.

Musiałam coś z tym zrobić, ale przede wszystkim musiałam znaleźć sposób na
zaliczenie literatury. To będzie najtrudniejsze...

Gdy Glo wróciła na lekcje, oczywiście sama, bo ja nie miałam zamiaru patrzeć na tą idealną buźkę Tomlinsona, poszłam do łazienki. Tam przesiedziałam do dzwonka.

Kiedy tylko rozległ się jego dźwięk zaczęłam szukać przyjaciół. Siedzieli już w sali fizycznej i nie mieli wesołych min.

Rzuciłam się na krzesło, a oni zmierzyli mnie wzrokiem.

- Przez ciebie mamy przechlapane, Jen. - sapnął Felipe.

- A co ja takiego zrobiłam? - zapytałam z wyrzutem.

- Wkurwiłaś Tomlinson'a. Na poniedziałek mamy do przeczytania jakieś dwie wielkie księgi i czeka nas test. Dziewczyno czy ty naprawdę nie możesz się opanować?

- A powiedz jak ja mam to zrobić? On działa na mnie jak czerwona płachta na byka. Zawsze mnie bierze do odpowiedzi. Pomyśl, kiedy ktoś inny był przepytywany?

- Ale to nie znaczy, że masz robić takie rzeczy! Jak cię wywalą to nie będzie wesoło.

- Myślisz, że o tym nie wiem? - westchnęłam i oparłam czoło o blat stolika.

Co ja zrobiłam temu facetowi, że nie może mi odpuścić? Przecież od samego początku starałam się być grzeczna. Jesteś tego pewna Smith?

Najgorsze jest to, że cały czas mam go przed oczami. Widzę go tam, gdzie go nie ma. Ostatnio nawet wydawało mi się, że był w Velvet. Niestety ilość klientów nie pozwoliła mi odejść ze stanowiska i tego sprawdzić.

Fizyka, chemia a potem biologia minęły względnie spokojnie. Nadal głowiłam się nad tym, jak zaliczam inne przedmioty, a z literatury mogłam modlić się tylko o cud.

Po szkole wróciłam prosto do domu. Nie miałam ochoty na pizzę z przyjaciółmi, tym bardziej, że dziś pracowałam, co wiązało się z nieprzespaną nocą.

Był piątek, więc dwa najbliższe wieczory spędzę za barem w Velvet Club. Lubiłam tą pracę, bo pozwalała oderwać się od rzeczywistości i poznać wielu fajnych ludzi. No i nie było tam nigdy nikogo ze szkoły, bo żeby wejść do klubu trzeba mieć ukończone dwadzieścia lat.

Jak trafiłam za bar jednego z najlepszych klubów w Londynie? Przyjaciel ojca jest jego
właścicielem i w drodze wyjątku zatrudnił mnie na weekendy, a w tygodniu pozwolił pracować tylko do północy.

Rodzice zgodzili się, bym zarabiała na swoje zachcianki, ale postawili warunek: nie zawalę szkoły. Niestety przez tego kutasa Tomlinson'a w najbliższym czasie mogłam i wylecieć ze
szkoły i z roboty.

- Jenny obiad! - zawołał ojciec z dołu.

Zbiegłam po schodach i wpadłam do kuchni ubrana tylko w szlafrok.

- Cześć tato. Hej szkrabie. - przywitałam się z obecnymi, a siostrę pociągnęłam za warkoczyk.

Ta tylko się uśmiechnęła i zajadała swoją porcję kurczaka w parmezanie. Usiadłam koło niej i w milczeniu opróżniłam swój talerz.

Nie lubiłam rozmawiać z ojcem. Zawsze wydawał mi się odległy. Nigdy nie mieliśmy specjalnie dobrych kontaktów, a odkąd pojawiła się Lucy nie było ich wcale.

Mama była inna. Kochająca, zawsze umiejąca wysłuchać i pocieszyć. Niestety nie zawsze była w domu z powodu swojej pracy. W takie dni jak te, zamykałam się w swoim pokoju, a najbardziej cieszyłam się jak miałam swoją zmianę w Velvet.

Gdy zbliżała się szósta ubrałam się w czarne skórzane spodnie, czerwony, gładki gorset, a na stopy włożyłam szpilki. Poprawiłam swoją fryzurę i nałożyłam mocny makijaż, który miał wytrzymać całą noc.

Gotowa do pracy narzuciłam jeszcze skórzaną kurtkę i pożegnałam się z ojcem i siostrą. Wyszłam przed dom.

Weekendową zmianę tradycyjnie miałam z Roxy, kelnerką ze strefy VIP. Lubiłyśmy się i
zawsze mogłyśmy na siebie liczyć. To ona po mnie przyjeżdżała, a po zamknięciu klubu
odwoziła do domu. Byłam jej wdzięczna, bo dzięki temu nie musiałam tłuc się komunikacją publiczną.

- Hej skarbie. - powiedziała dziewczyna gdy wsiadłam do auta.

- Hej. Ile masz dziś stolików? - zapytałam, bo do ostatniej chwili nie było nigdy wiadomo ile będzie ich obsługiwała.

- Wyobraź sobie, że jakiś koleś wykupił połowę VIP-strefy na dzisiejszy wieczór, by nikt jemu i jego kolegom nie przeszkadzał w zabawie. - prychnęła.

- A ich kelnerką będziesz ty. - zaśmiałam się.

- Jasne. A ty moją barmanką. Moje zamówienia będą twoim priorytetem.

- No to mamy przegwizdane. - westchnęłam.

Z takimi klientami zawsze było najwięcej kłopotów. Młodzi, bogaci, zapatrzeni w siebie. Nie liczyli się z niczym i z nikim. Myśleli, że należało im się wszystko.

Do Velvet weszłyśmy za piętnaście siódma. Miałyśmy kwadrans, by zająć swoje stanowiska i przygotować się do pracy.

Gdy klub został otwarty trzeba było uwijać się jak w ukropie. Przy piątku były tu tłumy, a klienci nie lubili czekać na zamówienia. Robiło się wtedy nieprzyjemnie.

Kiedy wybiła ósma musiałam być gotowa na zamówienie od Roxy. Byłam ciekawa kim nas dziś pokarał "dobry szef".

Nie musiałam długo czekać. Dziewczyna przybyła dziesięć po ósmej z miną: wolę rzucić się z mostu niż zostać tu do końca.

- I jak tam nasi panowie? - zapytałam z uśmiechem.

- Daj spokój. Jeden lepszy od drugiego.

- A ilu ich tam masz?

- Czterech. - westchnęła - ale dobra wiadomość jest taka, że oprócz tych drinków kazali sobie przynieść dwie butelki whisky.

- No, na jakiś czas im starczy... - zaśmiałam się w głos.

- Sama zobacz. Na sam ich widok nie chce się pracować. - pokazała mi głową do góry.

Podniosłam wzrok, odszukałam odpowiedni stolik i omal nie dostałam zawału.

Wyglądał inaczej niż w szkole. Wyluzowany, uśmiechnięty od ucha do ucha i bez tych
beznadziejnych okularów na nosie.

Czarne spodnie i czarna obcisła koszulka z krótkimi rękawkami, dzięki czemu widoczne były tatuaże na przedramionach, włosy w nieładzie, błysk w oczach...

Louis Tomlinson w wydaniu numer dwa...
W wydaniu, które było dużo przyjemniejsze dla oka...

Pamiętaj to nadal twój wróg dziewczyno!

be the one(Book1) || Louis Tomlinson✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz