Rozdział 5 ✓

4.2K 220 10
                                    


Czasem życie prowadzi nas zupełnie inną trasą niż sobie wybraliśmy. Stojąc tak teraz w samym ręczniku dochodzę do przykrego wniosku, że i moja droga uległa zmianie. Chciałam wyjechać i wyjechałam. Chciałam rozpocząć studia i już prawie rozpoczęłam. Chciałam odpocząć od kłamstw ojca i nawet to jak na razie, mi się udaje. Nie wiem tylko skąd w pakiecie tej drogi pojawił się mężczyzna. Przystojny jak diabli, pieniędzy ma jak Eskimos lodu. Pan i władca świata stojący pod moimi a właściwie chyba naszymi drzwiami. To wszystko jest zbyt nie normalne.

- Co tu robisz? Nie wyraziłam się zbyt jasno ? - Zapytałam zaciskając lewa dłonią mocniej ręcznik do ciała. Brakuje mi jeszcze tego żeby spadł.

- Mówiłaś dosadnie owszem.

- To po co tu jesteś? - Zapytałam zawstydzona. Ta sytuacja nie była dla mnie zbyt komfortowa.

- To nadal moje mieszkanie jakby nie patrzeć. - Uśmiechnął się bezczelnie i mijając mnie wszedł w głąb.

- Dobra! - Trzasnęłam drzwiami i ruszyłam do swojej sypialni. Zamknęłam drzwi na zamek wytarłam dokładnie ciało i ubrałam się. Dobrze, że nie myłam włosów. Szybko spakowałam swoje walizki i ruszyłam w stronę wyjścia.

- Co robisz? - Zatrzymał mnie przy drzwiach łapiąc za ramię.

- Wyprowadzam się nie widać ? - Zapytałam przewracając oczami.

- Nie rozumiem. - Zdziwił się puszczając mnie.

- Skoro to twoje mieszkanie..

- To co? - Przerwał mi. - To jest twój powód wyprowadzki?

- Boże nie rozumiesz? Nie chcę być ta, która rozbije ci związek. Nie chcę być tą złą, która będzie na językach większość nowojorczyków. A przypominam ci, że Nowy Jork jest cholernie dużym miastem..

- Lolo, znamy się krótko ale chyba możemy zostać no nie wiem przyjaciółmi?

Co?

- Możemy się zaprzyjaźnić, oczywiście. Tyle, że... Ahh już nie wiem co mam myśleć. - Puściłam rączkę walizki i usiadłam na sofie chowając głowę w dłonie. Zgubiłam się.

- Spokojnie. - Poczułam jak siada obok mnie i lekko obejmuje ramieniem. - Wszystko będzie dobrze. Ludzie gadają, gadali i będą gadać ale w końcu przestaną.

- Wiem. Przepraszam za to co się tutaj wydarzyło. - Powiedziałam skruszona wskazując ręką na drzwi wejściowe. - Jest mi głupio.

- Jest dobrze. - Uśmiechnął się delikatnie. Nie do końca jestem pewna co tu się stało ale mam nadzieję, że będzie dobrze.

- Masz ochotę na kawę albo herbatę? - Roześmiał się. Brawo Lola, przed chwilą chciałaś się wyprowadzić teraz proponujesz coś do picia.

- Wiesz co z chęcią ale jest już chyba za późno. - Spojrzałam na zegarek i faktycznie była już prawie ósma. - Będę się już zbierał. Chciałem tylko porozmawiać ale jeżeli chcesz możemy się jutro spotkać na lunch czy coś.

- Tak jasne. Przyjdziesz po mnie na uczelnię? Jutro mam jakieś wprowadzenie ale powinno szybko się skończyć.

- Napiszesz lub zadzwonisz. - Złapał się za kolana i podpierając na nich wstał i skierował do drzwi. - Dobranoc Lolo.

- Dobranoc Evan, jeszcze raz przepraszam. - Pokręcił głową zrezygnowany i wyszedł.

Co za dzień, chyba się trochę zbłaźniłam. Ja również wstałam i ruszyłam, ze swoimi rzeczami do sypialni. Rozpakowałam się na nowo i przebrałam w różową piżamę. Sprawdziłam czy drzwi są zamknięte i położyłam się do łóżka. Nastawiłam szybko budzik w telefonie by jutro się nie spóźnić i przymknęłam powieki. Dzisiejszy dzień był, ciężki? Nie umiem ująć tego w słowa chyba.

Jednak długo o tym nie myślałam bo zasnęłam gdy moja głowa ułożyła się idealnie na poduszce.

Następnego dnia.

Oprowadzanie po uczelni zajęło około czterech godzin. W między czasie mieliśmy też dłuższą przerwę podczas, której poznałam parę osób z roku i jedną fajna dziewczynę o dość ciekawym imieniu Queenie. Niska brunetka była dla mnie niezwykle miła i bardzo przyjemnie mi się z nią rozmawiało. Z tego co wiem przyjechała aż z Alaski. Studiowanie tutaj było to podobno jej marzeniem.

Tak czy inaczej byłam naprawdę zmęczona ciągłym słuchaniem ale przynajmniej wiem gdzie co jest. Właśnie stałam przed budynkiem czekając na Evana. Nie miałam za bardzo czasu by pomyśleć o tym wszystkim i nawet nie wiem czy chce o tym myśleć. Wole nie roztrząsać tego co się wydarzyło. Dosłownie po chwili podjechał na parking czarny Jaguar. Wiedziałam czyje to auto więc bez problemu wsiadłam od razu do środka.

- Więc gdzie jedziemy? - Zapytałam zapinając pas.

- Myślałem o jakiej restauracji a później mam dla ciebie niespodziankę. - Skinęłam głową na tak.

Jechaliśmy chwilę w ciszy ale była ona przyjemna. Zatrzymaliśmy przy restauracji nie daleko central parku. Nie zdążyłam spojrzeć na nazwę lokalu, bo już byłam prowadzona do środka. Usiedliśmy wygodnie a po chwili kelner przyniósł nam memu.

- Na co masz ochotę? - Zapytał nie odrywając wzroku od karty dań.

- Zjadłabym Spaghetti.

Gestem ręki przywołał na nowo kelnera i zamówił dwa razy to samo. Atmosfera przy jedzeniu była miła. Rozmawialiśmy o jego pracy. Z wielką radością opowiadał mi o wydarzeniach z dzisiejszego dnia ale również wypytywał mnie jak mi się podoba szkoła. Nie zwróciliśmy uwagi nawet, gdy dania były już gotowe i podawane. Pochłonięci rozmową o wszystkim i o niczym głęboko patrzyliśmy w sobie w oczy jakbyśmy chcieli dowiedzieć się o sobie więcej niż opowiadamy.
Niestety na tym się to kończy. Dalej gdzieś z tyłu głowy zapalała mi się czerwona lampka z powodu jego narzeczonej.
Gdy skończyliśmy swój posiłek znow zawołał kelnera tym razem z rachunkiem. Chciałam zapłacić za siebie jednak nie dane mi było nawet spojrzeć na paragon.

- To ja cię zaprosiłem więc to ja płacę.
- Wzruszył ramionami wkładając w przegródkę banknot studolarowy. Zostawiając dość duży napiwek kelnerowi.

- Czyli jak ja cię gdzieś zaproszę będę mogła zapłać?

- Nie. - Oburzyłam się. To nie sprawiedliwe przecież stać mnie jeszcze na to by za siebie zapłacić. - Jestem mężczyzną, który naprawdę dobrze zarabia i nie pozwolę ci płacić. - Westchnęłam głośno jednak nic nie powiedziałam. Nie chcę się kłóci.

Wyszliśmy na parking obok i wsiedliśmy do jego niesamowitego samochodu, w którym pachniało oczywiście nim.

- Gdzie teraz? - Zapytałam poznajcie drogę do mojego mieszkania.

- Do mnie, obiecałem ci przecież, że pokaże gdzie mieszkam. - Przytaknęłam głową.

Dojechaliśmy bardzo szybko do wielkiego apartamentowca a mi zawarło dech w piersi. Pojechaliśmy w stronę podziemnego parkingu a mi szczęka opadła. Tam stało chyba z trzydzieści samochodów. Zaparkował obok pięknego Audi  i wysiedliśmy.

-Lolo, mam dla Ciebie niespodziankę tak jak mówiłem. - Stanął obok mnie. - Nie lubię niespodzianek wręcz nienawidzę. Jednak jestem strasznie ciekawa co wymyślił. - Droga Lolo, który sobie życzysz? - Mówiąc to pokazał dłonią na wszystkie samochody. On chyba sobie żartuje chce mi oddać swoje auto?

-Ja przecież nie mogę tego przyjąć. - Powiedziałam odwracając się do niego twarzą.

- Dlaczego? Przecież prezentów się nie oddaje. - Jęknął zrezygnowany.

- To jest bardzo drogi prezent, z którego nigdy się nie wypłacę. To za dużo o wiele za dużo. - Odwróciłam wzrok w stronę samochodów.

- Jesteś uparta. Dobra, kiedy masz urodziny?

- Za niecałe dwa miesiące ale wtedy też tego samochodu nie przyjmę. - spojrzałam na BMW, na które i on patrzył.

- Zobaczymy jeszcze, dwa miesiące to nie dużo szybko zleci. - Uśmiechnął się. - A teraz zapraszam do windy. Miałem ci pokazać mój apartament.

Już się boję.

Gosposia (W Trakcie Korekty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz