Andrew
Obudziłem się na dywanie w pokoju Anabelli, przykryty jedynie cienkim prześcieradłem. Oczywiście sam. Westchnąłem i przetarłem twarz rękami. Poczułem pod palcami kujący zarost, przez co mruknąłem coś niezrozumiałego (nawet dla siebie) pod nosem. Straciłem nadzieję na to, że dziewczyna za chwilę wróci do mnie, kiedy dotknąłem miejsca obok siebie i poczułem że jest zimne. Musiała wstać dużo wcześniej.
Z głośnym jękiem podniosłem się z podłogi, czując lekki dyskomfort w dole pleców. Noc - chociaż spędzona na miękkim dywanie, dawała się we znaki. Rozejrzałem się po pokoju w poszukiwaniu swoich bokserek, ale nigdzie ich nie dostrzegałem. Wsunąłem więc na tyłek spodnie z poprzedniego dnia i przeczesałem włosy ręką, mierzwiąc je jeszcze bardziej. Chwyciłem za klamkę i skierowałem się do salonu z którego dochodziły dźwięki stukającego o siebie szkła. To, co tam zastałem było częstym widokiem, który widziałem każdego ranka po imprezach z moimi znajomymi. Stosy opakowań jedzenia na wynos, butelki, puszki i niedopałki papierosów (na szczęście) w popielniczce.
Anabelle z wielkim workiem na śmieci zgarniała wszystko do środka, co napotkały jej ręce. Ubrana w trochę za dużą bluzkę i dresowe szorty idealnie ukazujące jej smukłe nogi. Długie włosy, po których spływały jeszcze kropelki wody mocząc koszulkę, pokrywały niemal całe plecy.
- Uciekłaś mi. - mój głos był wciąż ochrypły od snu. Anabelle znieruchomiała na chwilę, a potem znów wróciła do pakowania śmieci. Podszedłem do niej od tyłu i położyłem ręce na jej biodrach. Dziewczyna wyprostowała się gwałtownie i ścisnęła mocniej worek, kiedy złożyłem delikatny pocałunek na jej szyi. - Dzień dobry. - Mruknąłem wciąż z nosem przy jej skórze.
- Yhm, tak. - Dziewczyna odchrząknęła, wyplątując się z moich objęć i wracając do sprzątania. Czy właśnie zostałem olany?
- Tak? - zebrałem pudełko po pizzy z kanapy i opadłem na wolne miejsce. - Myślałem, ze obudzę się obok Ciebie, ale jak zawsze mi uciekłaś.
- Jak zawsze? - zaśmiała się nerwowo. - Zdarzyło się to dopiero drugi raz. - Nawiązywała do wspólnej nocy.
- Dopiero? - uniosłem brew uśmiechając się, jednak nie odpowiedziała na moją zaczepkę. Coś było wyraźnie nie tak. I nie chodziło tu o to, co zawsze. Co więc przegapiłem? Dziewczyna unikała mojego wzroku. - Co się stało? - natychmiast spoważniałem.
Wstałem i zatrzymałem ją, kiedy chciała przemknąć do kuchni. Chwyciłem za jej podbródek i podniosłem do góry. Miała podkrążone oczy i szarą twarz. Zmarszczyłem brwi w niezrozumieniu. Przecież wczoraj była zdrowa, a dziś wygląda jakby brało ją przeziębienie.
- Masz temperaturę? - spytałem, sam przykładając rękę do jej czoła. W normie, powiedziałbym że może nawet trochę zbyt zimne.
- Nie... - zaczęła, ale nie dane jej było dokończyć, bo otworzyła szeroko oczy i zakryła usta ręką, od razu rzuciła się w stronę końca korytarza, gdzie była łazienka.
Ruszyłem zaraz za nią. Anabelle siedziała na piętach i właśnie wypluwała zawartość swojego żołądka. Przytrzymałem jej ciało, bo wyglądało to tak, jakby zaraz miała rozpaść się na kawałki, albo upaść na płytki. Przeszedł ją dreszcz, prawdopodobnie zimna, dlatego przyciągnąłem jej ciało bliżej siebie i posadziłem na kolanach bokiem opierając ją o moją klatkę piersiową. Odgarnąłem kilka kosmyków z jej spoconego czoła, którym oparła się o moje ramię oddychając ciężko.
- A miałem ochotę Cię pocałować. - Bardzie poczułem niż zobaczyłem że uśmiechnęła się delikatnie. - Masz tak od rana? - Kiwnęła głową. - W nocy tez wymiotowałaś? - kolejne kiwnięcie. Westchnąłem ciaśniej ją obejmując . - Dlaczego mnie nie obudziłaś? - zapytałem cicho. Nie chciałem denerwować jej i pouczać, bo wiem jak bardzo nie lubi kiedy ktoś stara się nią kierować. Na moje pytanie odpowiedziała jedynie wzruszeniem ramion.
YOU ARE READING
What Is Now | sequel What Was once
RomanceSequel What Was Once. Polecam przeczytać najpierw I część. Walka, konflikt, spór, rywalizacja, wojna. Nazwij to jak chcesz. Potrzeba do tego dwóch stron - zazwyczaj tej dobrej i złej. Co jeśli to walka pomiędzy ojcem, a synem. Czy własną rodz...