Andrew
"Wybaczenie to nie jest coś, czego należy oczekiwać. Na to trzeba sobie zapracować."
~ Estelle Maskame
Rodzice nawet nie zdają sobie sprawy jak wiele cech (zarówno tych dobrych, jak i złych) przekazują swoim dzieciom. Nie wiedzą, że przez całe życie są wzorem dla swoich pociech, które podpatrują pewne zachowania, by potem móc je odtwarzać i powielać.
Potem wszystko dzieje się bardzo szybko: okres dorastania, młodzieńczego buntu, szkoła (pochłaniająca większą część naszego życia), wyprowadzka z domu i powrót do niego od czasu do czasu, później sporadycznie - tylko w święta. Zapominamy, że nikt nie jest nieśmiertelny. Często nie zdążamy powiedzieć rodzicom, jak bardzo jesteśmy wdzięczni za opiekę, poświęcenie. Nie zdążamy? A przecież mieliśmy na to dobrych kilkanaście lat.
Niestety niektórym się nie poszczęściło. Żyją w porozbijanych, bądź patologicznych rodzinach, a nawet często bez nikogo. I tylko na prawdę twarde charaktery to przetrwają, by móc potem samodzielnie stanąć na nogi, bez pierwowzoru do naśladowania.
Niestety takim charakterem nie był Bruno. Przez cały ten czas, żył przeszłością i miał żal do swojego ojca. Chciał, by był dumny ze swojego syna, o którego istnieniu nawet nie wiedział, i już nigdy się nie dowie.
Kiedy weszliśmy do siedziby, czymś co nas zadziwiło była cisza. Absolutna i wszechogarniająca. Cisza przed burzą. Od samych drzwi czułem się obserwowany, mimo że nie widać było Żadnej żywej duszy.
Zerknąłem na profil ojca, który z zaciśnięta szczęką porośniętą delikatnym zarostem, stawiał twardo przed siebie kolejne kroki. Dzięki niemu czułem pewnego rodzaju wsparcie. Wiedziałem, że nie jestem sam i mam osobę, na której mogę polegać. Może zbyt szybko obdarzyłem go taką wiarą i zaufaniem, ale to w końcu mój ojciec. Ta sama krew, moje geny.
Odgłos naszych butów rozchodził się i odbijał echem od ścian. Coś jest nie tak...
Jak to możliwe, że jeszcze nikt do nas nie wyszedł? Przecież na pewno zostaliśmy już dawno zauważeni. - i chyba moje myśli zostały przez kogoś usłyszane. Za zakrętem czekał na nas Bruno. Nie ufałem mu, ale Anabelle znała go bardzo długo i no cóż... polegała na nim bardziej niż na mnie. Stał z założonymi rękami i perfidnym uśmiechem na ustach, który momentalnie zszedł z jego twarzy po zobaczeniu Daniela. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, kto przed nim stoi - w końcu mój ojciec wraz z Federem byli założycielami tego całego gówna.
- Dwóch Harrisonów... będzie na prawdę dumny. - Chłopak wyglądał, jakby pogrążony w transie, hipnozie, czy czymkolwiek innym. Byłem mocno zdezorientowany jego zachowaniem.
- Jest tu gdzieś Anabelle, musimy ją wydostać, pomożesz nam? - perfidny uśmiech z powrotem zagościł na jego ustach, kiedy tylko wypowiedziałem to pytanie. O co chodzi? Przecież chciał dobrze dla Any.
- Oczywiście. - Bruno zamrugał kilka razy i usunął nam się z drogi, zapraszając gestem dłoni, byśmy szli dalej.
- Idź pierwszy. - po raz pierwszy zabrał głos mój ojciec.
- Oczywiście. - powtórzył Bruno. - Macie szczęście, że znam kod do pomieszczenia, w którym ją trzymają.
Nie wiem czy można mówić o szczęściu, w sytuacji w jakiej się znaleźliśmy. Ojciec posłał mi znaczące spojrzenie i zbliżył się do mnie.
- Jeśli dam Ci znak, masz zabrać Anabell i ucieknijcie jak najdalej stąd. - Czekał na moją zgodę, więc niepewnie skinąłem głową. Miałem wrażenie, że wie o wiele więcej niż mógłbym się tego po nim spodziewać.
YOU ARE READING
What Is Now | sequel What Was once
RomanceSequel What Was Once. Polecam przeczytać najpierw I część. Walka, konflikt, spór, rywalizacja, wojna. Nazwij to jak chcesz. Potrzeba do tego dwóch stron - zazwyczaj tej dobrej i złej. Co jeśli to walka pomiędzy ojcem, a synem. Czy własną rodz...