2. Home

2.3K 128 14
                                    


Anabell

Jest taka chwila, w której, zdani sami na siebie, ludzie przestają żyć, a starają się zaledwie przeżyć.

Odetchnęłam z ogromną ulgą, kiedy zauważyła że Andrew spełnił moją prośbę i przywiózł ze sobą swoją siostrę, która weszła do sali zaraz za nim.

Camilla wyciągnęła rękę po sportową torbę odbierając ją od chłopaka, uprzednio witając się ze mną pocałunkiem w policzek.

Tylko ją jestem w stanie znieść, można powiedzieć, że w pewnym sensie nawet ją polubiłam. Może dlatego, że nigdy nie miałam siostry a byłam przez połowę swojego życia otoczona samymi facetami, albo dlatego, że widziałam jaka silna była, kiedy przywieziono ją do nas - do więzień. Albo dlatego, ze ona nie jest niczemu winna... nie jest winna śmierci Jego.

Nie przepadałam za czułościami, byłam przyzwyczajona do twardych zasad ojca, ale nie chciałam być dla niej w żaden sposób niemiła. Co nie zmienia faktu, że i tak cała spięłam się kiedy mnie dotknęła. Taki odruch. Bezwarunkowy.

Spojrzałam na dziewczynę błagalnym spojrzeniem. Chciałam już się przebrać, jak najszybciej opuścić to miejsce i nigdy tu nie wracać. Miałam nadzieję, że zrozumie o co mi chodzi...

I zrozumiała.

- And? Idź do lekarza po recepty i wypis. - powiedziała zerkając przelotnie na brata, a potem z powrotem na mnie, sprawdzając czy o to mi chodziło. Kiwnęłam głową i wypuściłam ciężkie powietrze z płuc.

Chłopak chwilę przypatrywał nam się ze zmarszczonymi brwiami, jednak po chwili bez słowa wyszedł.

- Dobra... chcesz najpierw wziąć prysznic, czy...? - mówiła wyciągając ubrania z torby.

- Nie. -przerwałam jej, co było może niezbyt miłe.

- Mam nadzieję, że trafiłam z rozmiarem. - powiedziała z uśmiechem. - Odwrócę się, żebyś mogła się przebrać i spakuję Twoje rzeczy z szafki. - dodała a ja przytaknęłam.

Chwyciłam szary, cienki materiał, rozkładając go w rękach. Sportowa, dresowa sukienka. Westchnęłam, przypominając sobie czarne kombinezony, które obowiązywały mnie u ojca. W pewnym sensie tęskniłam za nimi. Niby taka trywialna rzecz a dawała mi poczucie... swego rodzaju stabilności...

Upewniłam się, czy Camilla stoi plecami do mnie i zdjęłam obrzydliwie różową koszulę nocną, starając się nie patrzeć na wielki opatrunek przyklejony do mojego lewego boku.

- Byłaś u niego w mieszkaniu? - zapytałam przeciągając przez głowę miękki materiał.

Chciałam jakoś zacząć rozmowę, wywiedzieć się jak najwięcej. Nie chciałam z nim zamieszkać, ale nie mam pieniędzy... Do kont ojca, cóż z pewnością pełnych kasy, nie mam dostępu bez numerów, haseł... A do czasu znalezienia jakiejkolwiek możliwości wypłacenia pieniędzy muszę gdzieś mieszkać.

Chociaż dzisiejszej nocy doszłam do nieśmiałych wniosków, że każda ławka w parku byłaby lepszym rozwiązaniem, niż jama samego diabła, w której niedługo się znajdę.

- Yhym... - Mruknęła - Mogę?

- Jasne. - Powiedziałam poprawiając sukienkę.

Czułam się w niej co najmniej dziwnie. Dokładnie od trzynastego roku życia nosiłam tylko spodnie. Od swoich trzynastych urodzin przebywałam pod skrzydłami ojca. Tamte urodziny były względnie najlepszym i najgorszym dniem w moim życiu. Tego dnia zaprzepaściły się moje wszystkie marzenia, a w ich miejsce pojawiły się nowe cele. Cel wolności. Ale czy ktoś, kto nie pamięta jak owa wolność smakuje, będzie potrafił się nią rozkoszować?

What Is Now | sequel What Was onceWhere stories live. Discover now