Lepszy jelonek w garści...

2.1K 278 32
                                    

Kiedy dotarł zdyszany do ich wspólnego mieszkania zapukał w pośpiechu do drzwi. W sekundę później otworzyły się na oścież, a w progu pojawił się Jongin, który pospiesznie wciągnął go do środka.

— Co się stało? — zapytał Chanyeol, kiedy już wszedł na spokojnie do domu.

— Lepiej, żebyś się dowiedział od niego osobiście. — odparł przyjaciel. — Chodź szybko.

Wszedł wraz z Jonginem do salonu, gdzie na kanapie zauważył dziwne, zielone i trzęsące się lekko wybrzuszenie, które od czasu do czasu cicho pochlipywało. Podszedł do niego ostrożnie i wydobył z puchatego koca małego przestraszonego jelonka.

— Co się stało, Luhannie? — spytał niewielkiej jeleniej kulki.

— Ja już tak nie mogę... — Chlipnięcie. — Niech one mi wreszcie dadzą święty spokój...

— One? — zdziwił się.

— N-nie mooogę j-już tak dłużej w-wytrzymyyywaaać...

— Luhannie, uspokój się, proszę i powiedz, o co chodzi, żebyśmy ci mogli pomóc. — Tamten jedynie pokręcił głową w odpowiedzi. Po chwili zjawił się Jongin trzymający niewielką szklaneczkę wypełnioną jasnobrązowym płynem.

— To ci pomoże. Po tym poczujesz się lepiej — powiedział, wręczając napój Luhanowi. Piosenkarz wpierw nieufnie powąchał zawartość, jednak po paru sekundach wypił wszystko za jednym razem.

— Jeszcze jedną — poprosił. Jongin wyszedł i po chwili wrócił z butelką, napełniając szklaneczkę po brzegi i dając ją z powrotem Luhanowi. Ani się nie obejrzeli, a jasnobrązowego płynu nigdzie już nie było. Poza żołądkiem jelonka lub aktualnie w jego przełyku, ewentualnie w ustach.

— Co to jest? — zapytał Chanyeol przyciszonym głosem.

— Likier kawowy — szepnął mu Jongin do ucha, uśmiechając się porozumiewawczo. — Nie lekceważ moich źródeł!

— Czy ty już doszczętnie zgłupiałeś?! — wykrzyknął wielkolud. — Czy ty wiesz...

— Jaaa? — odezwał się Luhan. — Że niby ja zgłupiałem, tak?!

— Nie ty! — Chanyeol złapał się za głowę. Wiedział, że to nie był dobry pomysł. Trzeba mu było sprawdzić Jongina, zanim oddał trunek w niewłaściwe ręce, przez co trafił do nieodpowiedniego żołądka.

— Taaa, jasne! Ja głupi nie jestem! Otóż to! — wykrzyknął piosenkarz. — Myślą sobie, smarkule jedne, że im wszystko wolno, co? Ha! Mylą się! Idiotki, jedna z drugą...

— Ale o co...?

— Człowiek se spokojnie jedzie na lotnisko, pije mrożoną kawę, chce wysiąść z auta... Nie dość, że zagradzają przejście i ani im się śni ruszyć te ich wielkie, ociężałe dupy, to jeszcze machają ci telefonami przed nosem! I prawie wręcz okładają ogromnymi lustrzankami po łbie! A co ja z tego mam? No nic nie mam! Piszczą i krzyczą, a potem, te zdradzieckie świnie...! Tak! Choć to obraza dla tak poczciwych i inteligentnych zwierząt, jak świnie! Truciznę ci dają! Tru-ciz-nę, ja wam powiadam! Wydzwaniają w cholerę, mając gdzieś ostrzeżenia tratują ludzi, ścigają cię jak jakiegoś kryminalistę... ONE SĄ WSZĘDZIE! Na każdym. Cholernym. Kroku.

— Luhan, uspokój się — Chanyeol próbował nawiązać z nim jakąkolwiek rozmowę, przerywając nerwowy monolog piosenkarza.

— Widocznie cena za bycie sławnym jest zbyt wysoka — mruknął Jongin. — Chyba go nieco przygniotła.

— Zapłaciłem żelazną cenę! — wykrzyknął Luhan, nie przejmując się niczym. — Nie jak niektórzy lalusie, którzy myślą, że odrobina złota załatwi sprawę!

— Ach, jasne...?

— Uciekłem więc... Uciekłem z tego cholernego lotniska i od tych wszystkich powalonych ludzi. I nie żałuję. Nie mam zamiaru wypruwać sobie żył dla kogoś, kto nie ma dla mnie za grosz szacunku!

— Wiesz, Luhannie, masz mnóstwo fanów. Nie wszyscy to sasaengi. Spójrz na mnie i powiedz, czy ci wyglądam na sasaenga! — Piosenkarz przyjrzał się uważnie wielkoludowi od stóp do głów.

— Nie... — odparł.

— No widzisz! A jestem twoim fanem!

— A ja wyglądam na sasaenga? — Jongin włączył się do terapii.

— Też nie...

— No właśnie! Nie czujesz, że powinieneś jednak polecieć do Chin i zaśpiewać dla takich ludzi jak my?

— Nie.

— Dlaczego?

— Bo takich nie ma...

— Luhannie...

— Może powinniśmy lepiej zadzwonić po Minseoka? — zapytał Chanyeol.

— NIE! — wykrzyknął Luhan z przestrachem. — Tylko nie do niego! Obiecajcie mi to! — Znów zaczął płakać i wrócił do formy małej jeleniej kulki.

— Już, już... Cicho... — Jongin podszedł do niego i zaczął głaskać po głowie. — Ani ja, ani Chanyeol nie zadzwonimy po Minseoka, obiecujemy.

— Dobrze. — Zwinął się na kanapie, ponownie okrył puchatym kocem w kolorze ciemnej zieleni i poszedł spać. Dwójka przyjaciół odetchnęła z ulgą.

— Coś czuję, że dziś jeszcze będzie ciekawie — oznajmił Chanyeol, opadając na fotel.

— Oj, będzie — odparł Jongin, wzdychając.

A/N
Witam wszystkich świeżo przed wakacjami! Koniec roku szkolnego już za nami, więc Kimchaan wpada z nowym rozdziałem! Luhan payed the iron price, not the gold one i tak biednemu jelonkowi nieco ciężko na duszy... Cóż, nie ma się co dziwić, prawda? Jak myślicie, co będzie dalej? ^^

Ale powiem, że mi trochę smutno... Mam wrażenie, że z każdym rozdziałem jest coraz mniej czytelników 😭 Czy to tylko ja, czy tak jest naprawdę? 😞 Wiem, że przerwy robią swoje, ale i tak... Jak coś się wam nie podoba, to krzyczcie! A ja postaram się zrobić co w mojej mocy, żeby to opowiadanie było ciekawsze!

Tak na marginesie chciałabym podziękować tym, którzy byli ze mną od początku... ❤️ Kochane jesteście 🔥 Nie, to jeszcze nie koniec 😂Po prostu dawno mnie nie było (równiutko trzy tygodnie, kit z tym xD) i zebrało mi się na feelsy... Chciałbym również podziękować za wszystkie wasze głosy i wsparcie, a także miłe słowa w komentarzach ❤️

Mam nadzieję, że mi wybaczycie zawieszenie opowiadań aż do tego czasu, ale była sytuacja wręcz krytyczna 😭 Wszystko na ostatnią chwilę, a o dziwo udało mi się wyjść z nawet niezłymi ocenami 😂 Lenistwo nie popłaca, zapamiętajcie me słowa! Pochwalcie się, kto ma pasek? 😁 Bo ja nie xD

Zanim zapomnę, dziękuję mojej dongsaeng za te kwadratowe ChanKaie na górze 😁 Aż się musiałam nimi podzielić ^^

Kto to przeczytał do końca dostaje nobla 😂 Zgłaszać się, kto tego dokonał 😁

Skazany na ChanyeolaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz