chapter one

974 48 1
                                    


Kiedy skończyłam pleść swojego warkocza, zorientowałam się, że zaraz się spóźnię. Kurczę! Nie chcę w taki sposób zaczynać swojej licealnej kariery. 

Kim ja właściwie jestem? No właśnie, sama nie wiem! Dla rodziców jestem idealną córeczką, zawsze z fenomenalnym świadectwem. Dla rówieśników jestem obiektem do drwin, kujonką bez przyjaciół. Dla nauczycieli jestem geniuszem, a dla siebie... Dla siebie jestem Blair, najbardziej nijaka osoba jaką poznałeś. Mam piętnaście lat i nigdy nie miałam chłopaka. Kochał się we mnie kolega z podstawówki, ale to nieistotne. Nie jestem brzydka, mam po prostu przeciętną urodę, normalną sylwetkę i brązowe włosy. 

Stop. Liceum, Blair! Skup się na tym. Nie wolno ci nikogo zawieść. Tym razem, nawet siebie.

Nie muszę czekać na autobus, taksówkę czy samochód rodziców. Przeprowadziliśmy się przecznicę od szkoły, żeby mnie było łatwiej, żebym nie musiała tracić czasu na powroty ze szkoły i mogła spędzać godziny na nauce. Mam już tego dość. Jestem jedynym dzieckiem moich rodziców. Dbają o mnie, chcą jak najlepiej dla mnie... Ale zagalopowali się w tych dążeniach. Nawet nie mam im tego za złe.

Apel zacznie się za 15 minut. Kiedy wyszłam z pokoju, moja mama zaczepiła mnie i wręczyła do ręki paskudny, różowy sweterek.

- Żebyś nie zmarzła, skarbie. Musisz dbać o siebie. - powiedziała z troską w głosie.

- Tak, mamo... - nie chciałam sprawić jej przykrości. - Ale wiesz, ten sweter jest już stary i...

- Ale wciąż ciepły! - uśmiechnęła się i otworzyła mi drzwi wejściowe. - Powodzenia, kochanie!

- Dam radę, mamo. - wie, że dam. Nie było sytuacji, w której nie dałabym rady. Idealna córka.

Zatrzasnęłam za sobą drzwi. Rok szkolny można uważać za rozpoczęty. Z resztą, wakacje wcale nie były lepsze, codziennie miałam prywatne lekcje zapewnione przez mojego tatę.

Dotarłam do bram szkoły. "Liceum św. Gilberta" - brukowany napis na murach szkoły wyglądał naprawdę dumnie. Miałam należeć do klasy 1A, więc po prostu postanowiłam poszukać kogoś, kto mnie pokieruje. Nie musiałam długo czekać, miła pani sekretarka pokazała mi gdzie mam się ustawić. Przed sobą widziałam około czternastu nastolatków, których kompletnie nie znałam. A to jeszcze nie wszyscy - łącznie będzie nas aż dwudziestu pięciu. Nie martwiłam się o to, jak właśnie wyglądam. I tak nie będę tutaj lubiana, w różowym sweterku czy bez niego.

- Cześć. - zaryzykowałam i podeszłam do niskiego chłopaka trzymającego się z boku. - Jesteś z 1A? - zapytałam.

- Mhm, z 1B. Sorry. - wzruszył ramionami i odszedł w inne miejsce.

Wcale się nie zdziwiłam, jest tutaj tak dużo ludzi, że łatwo się pomylić. Po prostu stanęłam obok kartki oznaczonej moją klasą i obserwowałam uczniów. Wszyscy byli zwyczajni - ubrani w czarne spodnie czy spódniczki, białe koszule... Oprócz jednej dziewczyny. Klasa 1D. Na jej widok lekko się zaśmiałam. Miała na głowie dwa blond warkocze, na szyi obrożę. Jej koszula była dość obcisła, a różowej, tiulowej spódnicy towarzyszyły białe podkolanówki. Wyglądała jak alternatywna lalka. Po prostu miałam nadzieję, że nie często będziemy się widywać. 

Cała klasa była już właściwie zebrana, pani dyrektor zaczęła przemowę a ja udawałam, że słucham. Chciałam poznać naszego wychowawcę, był nim nauczyciel fizyki, jednego z przedmiotów, z którego byłam naprawdę dobra, pomimo że za nim nie przepadałam. Miałam praktycznie same szóstki.

- Witajcie na apelu rozpoczynającym działalność naszej szkoły w roku szkolnym 2016/2017! - z pełnym entuzjazmem mówiła pani dyrektor - Witam nowych uczniów, pierwszoklasistów, drugoklasistów, trzecioklasistów! Mam nadzieję, że wasze wyniki w nauce będą oszałamiająco dobre i przyniosą dumę naszej placówce. Nie chciałabym przedłużać, po prostu cieszę się, że jesteście. Możecie rozejść się do sal z wychowawcą waszej klasy. Powodzenia! - skończyła.

Zaczęłam iść za tłumem, po chwili włączyłam się w rozmowę z chłopakiem i dziewczyną z mojej klasy. Nazywali się Jacob i Virginia, jednak zauważyłam, że chłopak zwraca się do dziewczyny per "Gina". Z tego co zrozumiałam są sąsiadami. 

- Możesz mi przypomnieć, jak się nazywasz? - zapytała "Gina".

- Mhm, Blair. - odpowiedziałam nieśmiało. - Jak właściwie mam się do ciebie zwracać?

- Tak jak wszyscy, no Gina! Wiesz co, będę ci mówić "Blue", pasuje ci. - odpowiedziała z pewnością siebie w głosie.

Nasz wychowawca nazywał się Jaroslav Pardon i pochodził z Rosji. Na oko miał może z pięćdziesiąt pięć lat, może odrobinę więcej. Wydawał się całkiem miły. Ale akurat tym nie powinnam się martwić, mnie zazwyczaj i tak traktują z przymrużeniem oka. I, szczerze, nienawidzę tego. Dostaliśmy plany lekcji od wychowawcy i zazwyczaj będę zaczynać lekcje o 7:20 lub 8:15, a kończyć o 15:30. Normalka. Pożegnałam się z Giną i Jacobem i postanowiłam po prostu iść do domu. 

- Czekaj, Blue! Gdzie tak właściwie mieszkasz? - dopytywała Virginia.

- Uhm, na Kendell, 98/6. Tutaj, niedaleko. - odpowiedziałam szybko.

- Ty to masz dobrze! Nasz autobus kursuje co godzinę, więc jak się spóźnimy to będzie po nas. Trzymaj się, do zobaczenia jutro! - pożegnała mnie i odbiegła z Jacobem.

Odeszłam pocierając opuszkami palców po rękawach paskudnego sweterka. Do zobaczenia, kolejnego szkolnego dnia, w którym stwierdzisz, że jednak nie chcesz, żebym była twoją koleżanką. Tak jest zawsze, od paru lat. Nie podejrzewam, żeby coś miało się tutaj zmienić.

Kiedy szłam do wyjścia, zobaczyłam jak dziewczyna per Alternatywna Lalka obejmuje ramię całkiem przystojnego chłopaka o ciemnobrązowych włosach średniej długości. Nie znam się, ale nie pasowali do siebie za bardzo. Zwłaszcza ona, nie wiem skąd się urwała, ale może to i lepiej dla mnie. Nie lubię takich osób, wyróżniających się na siłę. 

Otworzyłam drzwi mieszkania. Poczułam, że mama ugotowała pulpety w sosie beszamelowym. Fuj. Nie dość, że ten sos jest tak bezsmakowy, to jeszcze mięso... Nie lubię mięsa, odpycha mnie, wolę delikatny makaron z truskawkami, czy po prostu cokolwiek na słodko. 

- Jak poszło, Blaire? - zapytała rodzicielka w progu. - Nałożyć ci pulpecika? - dodała.

- Wolę nie, mamo. A poszło naprawdę dobrze. - nie czułam potrzeby, by mówić więcej.

- Postarałam się... To ulubione danie twojego taty. - tak, właśnie, taty. Nie moje. - Co zamierzasz zjeść?

- Nie jestem głodna, jadłam spore śniadanie. - odpowiedziałam i poszłam na górę zostawiając zatroskaną mamę samą w kuchni.

Siadłam do książek. Pora zacząć się uczyć. Fizyka, angielski. Nie jestem ścisłowcem ani humanistką, każdy przedmiot mi odpowiada. Ale szczególnie przepadam za plastyką. Lubię rysować krajobrazy, kocham też fotografię, ale nie mam profesjonalnego sprzętu. Wzięłam łyka kawy, którą w międzyczasie przyniosła mi mama i wkuwałam dalej. Mimo wszystko nie mogłam się skupić. Postanowiłam dać sobie spokój, w końcu to dopiero pierwszy dzień. Wzięłam prysznic i położyłam się do łóżka. Godzina 18:34. Wcześnie. Naprawdę wcześnie. Przykryłam się kocem i zaczęłam zastanawiać się, co przyniesie mi kolejny dzień. Nie trwało to jednak długo, bo nie miałam szczególnych planów do zrealizowania. Po prostu zapadłam w sen i dałam sobie spokój.

Princess of my heartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz