chapter thirteen

400 34 1
                                    

Cześć kochani! Pewnie zastanawiacie się, co to za wstęp. Otóż jak zapewne zauważyliście, poprzedni rozdział był bardzo krótki. Niestety połowa tekstu mi się usunęła. Napisałam ją na nowo i dodałam nieco tekstu. Ostatnio nie mam weny, wybaczcie mi. Postaram się wrócić do systematyczności. Nie przedłużając już, zapraszam do czytania!

Kiedy zakończyłam rozmowę, po cichu wyszłam z pokoju i udałam się do kuchni. Zauważyłam, że rodziców znowu gdzieś wywiało. Wcale mnie to nie zaskoczyło... Postanowiłam zrobić sobie green smoothie i posłuchać muzyki. Wzięłam swojego iPod'a, słuchawki, i oddałam się sonacie Moonlight Beethovena. Co jak co, ale lubię muzykę poważną. Byłam nią "katowana" od dziecka, jest moim przyzwyczajeniem i drobną przyjemnością. Bardzo rzadko słucham klasycznych utworów, zazwyczaj puszczam piosenki, które lecą w radiu. Nie miałam jednak na nie nastroju. Wciąż byłam zła. Czułam się jakby ktoś zamknął mnie w klatce. W małej klatce, z której nie sposób się wydostać. Byłam pojmana, bezradna. Poległam.

Kiedy usłyszałam wibrację w kieszeni, zadrżałam, odetchnęłam głęboko, i pragnęłam dostać wiadomość od Victorii. Wiedziałam jednak, że jej nie otrzymam. Po prostu to wiedziałam.

Jedna nieodczytana wiadomość od Mama: ,,Wyszliśmy, wykąp się i idź spać, chcę z tobą jutro porozmawiać o nowej szkole." Super. Boję się. I wszystko zniszczone. Zniknęła euforia pozostała po odsłuchaniu sonaty. Zniknęła radość z wypicia koktajlu ze szpinakiem i pomarańczą. Wrócił smutek. Wrzuciłam szklankę do zlewu. Nie fatygowałam się, żeby ją umyć. Poszłam do łazienki, spłukałam twarz lodowatą wodą i otrząsnęłam się. Uspokój się, Blair. Była 22:00. Zakładam, że rodzice poszli do jakiejś snobistycznej restauracji. Pewnie wrócą chwilę przed północą.

Poszłam do pokoju, wzięłam z szuflady piżamę i wyciągnęłam kosmetyki z walizki. Wyszłam na korytarz, i nagle zawróciłam. Zabrałam także telefon. Może się przydać. Szłam w kierunku łazienki szurając bosymi stopami o panele. Przygryzłam wargę i postanowiłam zadzwonić do mojej małej tajemnicy. Najpierw jednak umyłam zęby i przeczesałam włosy. Jedyne, za czym tęskniłam będąc na obozie, to to pomieszczenie. Moja łazienka była duża, przestronna i nowocześnie urządzona. Na ścianach były czarno-białe kafelki, na przeciwko drzwi stał prysznic, obok wanna, a za nią toaleta. Z lewej strony mieściła się umywalka, nad którą wisiało wielkie, idealnie czyste lustro. Obok stała biała, szeroka komoda na której leżał mały kosz na bieliznę i dwie kosmetyczki - jedna należała do mnie, a druga do mojej matki. Zdjęłam z siebie koszulkę, a potem stanik, i rzuciłam ubrania na mebel. Gdy tylko rzuciłam okiem na komórkę, przypomniałam sobie o swoich zamiarach. Szybko odetchnęłam i odgarnęłam włosy na lewą stronę. Wybrałam numer Victorii i przyłożyłam telefon do prawego ucha. Serce biło mi jak szalone, każdy sygnał, jaki słyszałam był coraz większym ciężarem. Odbierz, odbierz, proszę.

- Halo. - usłyszałam nagle w słuchawce i cichusieńko pisnęłam ze szczęścia. 

- Odebrałaś! - stwierdziłam, po czym przełknęłam ślinę i postanowiłam wydukać jednak coś więcej. - Siedzicie u chłopaków? - zapytałam usiłując ściągnąć z siebie szorty jedną ręką. 

- Siedzą. - odparła tylko. - Ja pomyślałam, że musisz za mną strasznie tęsknić, więc zlitowałam się i wróciłam do pokoju. - dodała, i uśmiechnęła się, jak przeczuwałam.

- Tęsknię. - odezwałam się. Nawet nie wiesz jak bardzo, kochanie. - Co słychać? - zapytałam i zrzuciłam szorty na podłogę, po czym kopnęłam w stronę komody.

- Bez ciebie jest smutno. - powiedziała Victoria, a ja zadrżałam. Znów poczułam to miłe ukłucie w sercu. Bycie kochaną. - Kochanie... - nagle obniżyła i ściszyła ton. Przełknęłam ślinę, przycisnęłam kciukiem dolną wargę, i już wiedziałam, do czego zmierza. - Co masz na sobie? - usłyszałam, i poczułam na sobie ogarniające mnie dreszcze. Zorientowałam się, że jestem praktycznie naga.

Princess of my heartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz