chapter seventeen

355 29 1
                                    

Blair's POV:

Kończyłam pakować walizkę. Znowu. Zabawne. Kiedy ja zaczęłam uczyć się w tym koszmarnym liceum? Racja. Właściwie to nie za bardzo zaczęłam się uczyć. Kiedy poznałam tych wszystkich ludzi? Kiedy tak bardzo wszystko stanęło na głowie? Co się dzieje w moim umyśle? Prawdopodobnie powinnam zapytać o to Brigitte Traseller, moją psychoterapeutkę. Rodzice zatrudnili ją specjalnie dla mnie. Chyba mi pomaga. 

- Masz bardzo nieuporządkowaną osobowość. Nie jestem pewna, czy ty sama wiesz kim jesteś, jakie są twoje cele i pragnienia. - mówiła do mnie około pięćdziesięcioletnia kobieta podczas jednego z naszych spotkań. - Proponowałabym terapię rodzinną, ale twoja matka stwierdziła, że nie ma takiej potrzeby. - dodała, sprawiając wrażenie jakby jej zdanie było zupełnie odwrotne. - Musisz mieć świadomość siebie. Nie oczekuję od ciebie natychmiastowego otwarcia się, ale to by się nam przydało, Thomas. - podsumowała swoją wypowiedź. Od jakiegoś tygodnia przyjeżdżała do mnie codziennie, czasem i dwa razy dziennie. 

Trzy dni temu odwiedziła mnie kobieta, która miała "wyleczyć mnie z homoseksualizmu". Powiedziałam jej, że mój incydent z pewną osobą był rodzajem buntu przeciwko rodzicom. Udało mi się wmówić jej, że lubię chłopców. Tak, jasne, Blair. Wciąż nie wierzę, że spławiłam ją z taką łatwością. Nawet nie próbowałam skorzystać z jej propozycji. Moi rodzice tego chcieli. Ja też, na początku. Jestem tak cholernie zagubiona. Popełniłam błąd. Pierwszy - pozwalając sobie na zbliżenie się do niewinnej dziewczyny. Drugi - łamiąc jej serce. Jeszcze tamtego dnia pojawiła się w moich drzwiach. Dnia, w którym wysłałam jej ostatniego SMSa. Otworzyła jej moja matka. Widziałam to. Stałam obok. Miałam łzy w oczach, ale nie odezwałam się. Nawet nie powiedziałam tego cholernego "przepraszam". Rodzicielka wydarła się na nią, oskarżyła o zepsucie mnie, niebanalnie zwyzywała. W końcu doszło do przepychanki. Victoria zaczęła płakać, błagalnym tonem prosiła, żebym wyszła z domu. Żebym nie słuchała nikogo oprócz samej siebie. Problem w tym, że ja tak nie umiem! Zostałam stworzona jako potulna, posłuszna córeczka. Sprowadzałam na siebie problemy, kiedy chciałam żyć inaczej. 

Coś w głębi serca mówiło do mnie - biegnij za nią, kretynko. Po prostu wyjdź. Dasz sobie radę. Ale byłam za słaba. Poszłam na łatwiznę. Zostawiłam pierwszą miłość młodzieńczego życia. Prawdziwą miłość. Wielu ludzi próbowało nas oceniać. Znałyśmy się bardzo krótko. Ale obie się kochałyśmy. Błąd, ja nadal ją kochałam. Czułam się przez to winna, gorsza. Nie chciałam jej kochać, uważałam to za błąd. Ale tak jest. Zastanawiam się tylko, kiedy to uczucie przeminie. Może jak już wyjadę? 

Kosmetyczka! Nie spakowałam jej! A ręcznik? Wyszłam z pokoju. Ubrana tylko w szorty i koszulkę na ramiączkach. Bosymi stopami weszłam do łazienki. Pospiesznie zabrałam wszystkie należące do mnie rzeczy. Nie mogę zapomnieć o niczym. Arizonę i Michigan dzieli prawie dwa tysiące mil. Początkowo rodzice planowali wynieść się znacznie dalej. Naprawdę znacznie. Konkretnie do Szwecji. Udało mi się przekonać ich, że wybieranie się na drugi koniec świata nie rozwiąże wszystkich problemów. A ciężko było, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że traktują mnie inaczej niż kiedyś. Wciąż wywierają na mnie presję, każą mi siedzieć nad książkami sporo czasu, ale są delikatniejsi. Traktują mnie po prostu jak chorą. Dla nich jestem chora. Już zawsze będę. Wybacz, mamo. Ty też nie jesteś idealna. Serio. 

Victoria czasem pisała do mnie. Nie miała zarzutów wobec mnie. Była delikatna, kochana. Czułam się tak cholernie smutna, że nie potrafię wyrazić tego słownie. Cały czas traktowała mnie jak ofiarę. Oskarżała siebie. Kusiło mnie, żeby napisać do niej chociażby kilka słów. 

Zasunęłam zamek od walizki. Wszystko gotowe. Szykujmy się do kolejnego początku. Miejmy nadzieję, nieco lepszego. Jest mi trochę smutno, że Virginia i reszta dziewczyn nawet nie chciała wiedzieć co u mnie. Z drugiej strony, tak jest lepiej. Łatwiej mi będzie pożegnać się z tym miastem, stanem... Nigdy nie byłam w Michigan. Będę mieszkać w stolicy, Lansing. Nie mam nawet najmniejszych oczekiwań co do nowego miejsca zamieszkania. Grunt, żeby było tam spokojnie. Reszta się nie liczy. Mam sporo planów. Chcę ukończyć liceum i wyjechać. Wolałabym zostać w Ameryce. Chociaż przyznaję, że Anglia przeszła mi przez myśl. Bałabym się samotnego mieszkania w Europie, ale dlaczego właściwie miałabym nie spróbować?

Princess of my heartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz