chapter four

627 40 3
                                    

Moją codzienną rutynę da się opisać w kilku słowach. Ubieram się, myję, jem śniadanie, wychodzę. Nudny człowiek. Tak to wygląda. No, czasem jeszcze robię makijaż. Ale dziś nie, skoro mam jechać do lasu, czy nad jakieś jezioro. W walizce naprawdę mam jedynie niezbędne rzeczy. Jestem podekscytowana - to coś nowego - wyjazd, wycieczka. Naprawdę się cieszę. Może nie będzie tak źle? 

Trzy lekcje minęły natychmiast. Nie musiałam na nich uważać, nauczyciele mnie nie pytają. Odejdź, Blair, parszywa mądralo. Poszłam z Giną zabrać nasze bagaże z sali, w której pozwolono nam je zostawić na czas lekcji. Towarzyszyła nam Perrie, która patrzyła na mnie wzrokiem płatnego zabójcy. Widziałam w jej oczach wyrzuty. Czy ona przyjaźniła się z Virginią? Zachowują się wobec siebie jak koleżanki, nie przyjaciółki. Nie wiem, o co tej dziewczynie chodzi. Gina zdecydowanie woli spędzać czas ze mną, co mnie niezmiernie cieszy. Jednak Perrie jest ogółem fajniejszą osobą ode mnie. Nosi śliczne ciuchy, ma długie, proste, blond włosy, jest chuda. I popularna w swojej klasie. Bardzo popularna. Mogłaby dorabiać sobie jako modelka, ma śliczną twarz i figurę. Jednak widzę, że mnie nie lubi. Cóż, mało kto mnie lubi - żadna nowość. 

Staliśmy grupą pod szkołą. Wszyscy pierwszoklasiści, oraz Marianna, której wczoraj zapłaciłam. Chyba udało jej się uniknąć konsekwencji za nie poinformowanie rodziców o obozie. Wygląda na szczęśliwą i spełnioną. Trzymam rączkę walizki w dłoniach. Virginia przytula Jacoba. My jedziemy ostatnim autokarem, a Jacob - pierwszym. Razem z kumplami z 1D. Pierwszy autokar powinien zaraz podjechać. Ma do niego wsiąść 1C i część 1D, plus ludzie z innych klas, jeśli starczy miejsc. 

Tak jak myślałam, za chwilę pojazd podjechał. Przepychankom nie było końca. Kiedy wreszcie wszyscy weszli do środka, zorientowałam się że straciłam Ginę z oczu. 

- Jedziemy drugim autokarem, Blair. Nie trzecim. Siadamy z tyłu z Perrie, Julią i Victorią. - zakomunikowała mi. Nie mogłam na to przystać. Perrie mnie nie lubiła, Julii nie znałam, a Victoria... Proszę, nie. Ktokolwiek, byle nie ten pastel goth

- Gina! - wydusiłam z siebie. - Nie, proszę, nie chcę. - próbowałam ją przekonać.

- Blue, czasami mam cię dość! - znalazłam w tej dziewczynie wadę - denerwuje się, gdy coś nie idzie po jej myśli. - W szkole nie będziesz gadać z dziewczynami - bo nie. Dzisiaj nie będziesz siedzieć z nami w autokarze! Naprawdę, możesz jechać sama. - zadarła nos i pobiegła do dziewczyn.

Blair, nie niszcz sobie szkolnego życia, proszę. Idź do niej i powiedz, że z nią usiądziesz... - wmawiałam sobie.

- Idę z tobą. - wyraźnie zaskoczyłam ją odpowiedzią. - Kumpele muszą trzymać się razem! - to zabrzmiało tak beznadziejnie naprawdę, czy przesadzam? 

Stałam wśród grupy chudych, roześmianych szesnastolatek. Julia wyglądała na zwykłą dziewczynę. Miała długie, czarne, kręcone włosy, a uśmiech nie znikał z jej twarzy. Może się tu odnajdę?

Nagle, ni stąd ni zowąd pojawiła się. Czarne martensy, białe podkolanówki, sztywna, jasna spódniczka w kwiatki, biała koszula i chocker na szyi. Oraz dwa, urocze blond warkoczyki. Victoria. 

- Cześć, my się jeszcze nie znamy. - uśmiechnęła się do mnie. Dopiero teraz zauważyłam, że jest bardzo zgrabna. A nawet, powiedziałabym, że ładna. Z jednej strony imponowało mi, że ma swój styl, z drugiej strony mi to przeszkadzało. - Nazywam się Victoria Paramour. - dodała.

- Jestem Blair Thomas. - podałam jej dłoń. Jej palce były takie malutkie i chudziutkie. Wręcz urocze.

Kiedy uścisnęłyśmy swoje dłonie, autokar podjechał i mogłyśmy wsiadać. Włożyłyśmy do środka swoje bagaże, a potem biegłyśmy, by zająć miejsca z tyłu. Przede mną szła Victoria. Wiem że to głupie, ale mimo wszystko mam do tej dziewczyny jakieś wąty. Przeszkadza mi jej towarzystwo, albo to, że wokół niej są jeszcze inni ludzie. Nie analizujcie tego, sama siebie nie rozumiem.

Princess of my heartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz