12 Rozdział

174 5 2
                                    

\\Veronica
Budziłam się powoli. Lecz nie otwierałam oczu. Czułam, że głowa zaraz mi pęknie. Poruszyłam lekko ręką, a z moich ust wydostał się dźwięk oznaczający ból. Nie wiedziałam gdzie się znajduje, ale narazie mnie to aż tak nie obchodziło, bo nagle poczułam,  że ktoś na moim nadgarstku kładzie rękę. Syknęłam z bólu.
-Veronica? - usłyszałam czyjś głos.
Lekko otworzyłam oczy i zobaczyłam mojego brata, który lekko się do mnie uśmiechnął. Próbowałam odwzajemnić gest, ale wyszedł mi grymas. - Pójdę po lekarza. - powiedział i ściągnął swoją dłoń z mojej, a mnie przez kręgosłup przeszedł ból. Na co znowu syknęłam.
W tem usłyszałam kroki i głosy dobierając z korytarza, chciałam lekko przechylić głowę w tamtym kierunku lecz nie mogłam.
-Dzień dobry. - przywitał się ze mną starszy mężczyzna. - Miała pani wypadek jak jechała pani na motorze. Musiała mieć pani transfuzje krwi, a ten o to pan pomógł pani. A pani chłopak przebywał tutaj codziennie odkąd tutaj pani leży i nie opuszczał oprócz nocy, kiedy to wracał do domu. A teraz przejdźmy do pytań o pani stan zdrowia.-Powiedział powoli, żebym zrozumiała, ale pomimo to nie załapałem nic co mówił po słowie chłopak.
-O jakim chłopaku Pan mówi? - zapytałam.
-Mogą się pojawić lekkie zaniki pamięci. Proszę się tym nie martwić to minie. I ten chłopak przedstawił się jako... Nickolas? Tak, na pewno Nickolas. A teraz proszę pana - zwrócił się do mojego brata. - Proszę wyjść. - powiedział i kiwnął głową na drzwi, by dobitnie podkreślić, że ma wyjść z pokoju. On na to kiwnął głową.
-Trzymaj się, siostra. - powiedział gdy był przy drzwiach. - Zaraz wracam. - dopowiedział , gdy już miał zamknać drzwi. Ja na to tylko uśmiechnęłam się pod nosem.
-A więc... - powiedział i zaczął przepytywanie mnie o to jak się czuje, co mnie boli.
Te udręki skończyły się dopiero po kwadransie. Nie wiem jak długo tak można pytać "Coś jeszcze Panią boli?",
"Czy dobrze się Pani czuje? " jeszcze parę minut był przy moim łóżku to przysięgam udusiłabym go gołymi rękami, poćwiartowała jego ciało, a jego szczątki spaliła, do tego bym jego prochy utopiła w najgłębsze części Pacyfiku. Czy ja właśnie myślę nad śmiercią mojego doktorka? Chyba naprawdę jestem nienormalna. Dobra koniec z tym.
-Mówiłem, że wrócę- usłyszałam dobrze mi znany głos mojego brata.
-Czemu zrezygnowałeś ze szkoły? - zapytałam patrząc na jego nagle poważną twarz. - Dotychczas nie kwapiłeś się by mnie odwiedzić. - powiedziałam, patrząc teraz na sufit.
-Jesteś dla mnie najważniejsza-złapał mnie za podbródek i skierował mój wzrok na jego twarz. - I zrezygnowałbym dla ciebie że wszystkiego. Oddałbym za ciebie życie. - coraz to nowe słowo mówił o jeden ton głosu ciszej, a ostatnie mówił ledwo słyszalnym szeptem. - Kocham cię siostra i nigdy nie skrzywdziłbym cię świadomie. - teraz miał łzy w oczach.
Powoli poparłam się na łokciach, tak żeby siąść. Gdy wykonałam tą czynność lekko objęłam brata w pasie. On na początku trochę się spiął lecz po chwili przytulał mnie mocno.
-Brat-wykrzsztusiłam, odwrócił wzrok na mnie i lekko rozluźnił uścisk.
-Też cię kocham, mój braciszku.-powiedziałam i wysłałam mu buziaczka w powietrzu. I się od niego odsunęłam.
-A z Nickiem... - zaczął lecz nie dałam mu dokończyć.
-Nie chcę o nim gadać. - ucięłam i spuściłam głowę.
-Jasne - poczochrał mi włosy i uśmiechnął się do mnie. - To opowiadaj jak było bezemnie.
Na opowiadaniu spędziłam około godzinę, a później Patrick opowiadał mi o swoim życiu, aż zaczęliśmy się śmiać że wszystkiego do samego wieczora kiedy to pielęgniarka "grzecznie" go wyprosiła. Grzecznie to za dużo powiedziane... Ona go wygoniła i to nie bardzo miło.

Następnego dnia obudziły mnie promienie słoneczne wpadajcie przez okno do mojego pokoju. Przyciągnęłam się i spojrzałam na stolik, na którym powinny stać moje leki. I stały, ale było je ledwo widać, ponieważ widok na nie przesłaniał mi wielki bukiet czerwonych róż. Wstałam powoli i wyjęłam karteczkę która była związana czerwoną wstążką. Odwiązałam ją. A moim oczą ukazało się staranne pismo
       
              Wybacz mi mój aniele
              Naprawdę cię kocham
                                                   Twój N.

Uśmiechnęłam się pod nosem i schowałam liścik do koperty. Nie wiedzieć czemu spodobał mi się ten prezent.
-A co ty taka uśmiechnięta. - odezwał się do mnie brat i nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, wyrwał mi liścik i zaczął go czytać. - Aniele? - zapytał i uniósł jedną brew do góry i miał cwaniacki uśmiech. - Och, mój aniele. Wybaczysz mi? - zaczął gestykulować rękami i wywracać oczami. A ja zaczęłam się śmiać jak idiotka.
-Debil.-powiedziałam jak przestałam się śmiać.
-Ale jaki kochany. - mrugnął okiem i kujnął mnie łokciem w bok.
-Pff... Nie powiedziałabym. - mruknęłam i założyłam ręce na piersi.
-Taaaaak? To foch. - powiedział obrażony i gdy był już przy drzwiach powiedziałam.
-Kupię ci... - zaczęłam, ale nie wiedziałam co chce.
-Nooo? - zapytał.
-Hmm... - zaczęłam pocierać palcem podbródek, zastanawiając się. - A co chcesz? - powiedziałam i wyczekująco na niego spojrzałam.
-Jak wyjdziesz że szpitala idziemy na imprezę i stawiasz mi wszystkie kolejki. - powiedział energicznie kiwając głową i się uśmiechając.
-To się nieźle wykosztuje. - powiedziałam do siebie. - Zgoda. Tylko imprezę ma być nie zapomniana. - odpowiedziałam i również się uśmiechnęłam.

______
Pam, Pam, Pam I następny rozdział :D
W mediach jest Alison :))
Co sądzicie o rozdziale? Piszecie swoje opinie w komentarzach 😇
Zostawiajcie gwiazdki 😚
Dziękuję, że czytacie to co pisze, chociaż nie jest najlepsze mam nadzieję, że wam się jednak spodoba 😊 chociaż jest was mało i tak się cieszę, że jednak to czytacie 😗

Bad Boy. I love him ❤Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz