Rozdział 8

200 28 6
                                    

Ze snu wyrwał mnie głos Eli, aż dziwne, że nie budzika.

- Cathy, wstawaj, bo już nie mogę wysiedzieć z tych nudów, a ty ciągle śpisz i śpisz. Całe życie chcesz przespać? - zaczęła trajkotać, a ja leżałam i zastanawiałam się jaka jest godzina skoro tak narzeka... Ale ja śpiąca jestem...

- A która jest? - spytałam zaspanym głosem.

- Dochodzi siódma. - zabije, poćwiartuje i zakopie kiedyś osobę, którą w sobotę budzi mnie o siódmej!! Eli chyba zauważyła moją chęć mordu w oczach, bo czym prędzej zaczęła zwiewać z mojego pokoju, a wychodząc rzuciła.

- Musiałam to zrobić siostrzyczko, bo twój książę z bajki nie będzie na ciebie wieczność czekać.- uśmiechnęła się i już jej nie było.

Jeszcze tego mi brakowało... Zaraz, ale kto normalny o siódmej, przychodzi w odwiedziny?

- Witam śpiąca królewno! - No jasne, Jim... nie wytrzymam z tymi ludźmi.

- Czyś ty ogłupiał, zbudzać mnie w tak cudowny poranek? - zadałam bardzo retoryczne pytanie, chowając się z powrotem pod kołdrę.

- Nie kombinuj tylko wstawaj. Kto tu mówił, że mogę przychodzić o każdej porze dnia i nocy, hm?

- To była metafora.

- Dobra, dobra nie marudź tylko wstawaj.

- A co będę miała w zamian?

- Tak się składa, ze mam świetny pomysł, który na pewno cię przekona. - ten chytry uśmieszek na jego twarzy nie wskazywał niczego dobrego i oczywiście się nie myliłam, bo po chwili byłam calutka mokra. Czy wspomniałam, że go uduszę?

¤¤¤¤¤

Nie wiem jakim cudem, ale wybaczyłam Jimowi oblanie mnie wodą oraz odwiedziny w taką porę. No dobra, wiem jakim. Powiedział, ze musi się komuś wygadać, a ja chociaż się mało znamy, jak to powiedział " nadaje się idealnie".

Gdy już się doprowadziłam do porządku, zeszłam do kuchni po kakao, albowiem okazało się, że oboje je uwielbiamy.

- Hej córcia. - odezwał się pan bardzo niemile widziany.

- Nie mów tak do mnie. - odparłam prosto z mostu. Niech sobie nie pozwala na Bóg wie co.

- Ehh przepraszam, po prostu ostatnio naprawdę mało ze sobą rozmawiamy. - czy on to powiedział naprawdę? Myśli, że możemy być idealną rodzinką po tym co zrobił mi i Eli? Chyba muszę mu dać jasno do zrozumienia, że nie.

- Mówiłam to już wiele razy, a teraz powiem ostatni. Nigdy Ci nie wybaczę słyszysz? Czy Ty w ogóle wiesz co musieliśmy przejść przez ciebie? No pewnie, że nie, bo po co. Podczas gdy ty tu sobie żyłeś jak król, ja jako dziewięciolatka robiłam co mogłam: zajmowałem się Eli, sprzątałam, gotowałam, a nawet skręcałam zabawki za parę groszy, żeby odciążyć mamę i wiesz co? Raz nawet trafiła do szpitala z przepracowania! Czy wiesz jak się czułam, z myślą, że mogę razem z Eli trafić do domu dziecka? Na szczęście odnalazła nas ciocia i pomogła nam wszystkim trzem. Bez niej, chyba dawno moje życie by przepadło. Więc tak, myślę, ze nie zacznę traktować się jak ukochanego ojca, już nigdy. - podczas gdy Alex patrzył się na mnie w osłupieniu, niezdolny do niczego, wzięłam kubki do ręki i wściekła, ale zarazem zraniona, poszłam do pokoju. Nie mogę się rozkleić, nie teraz. Chociaż tego w tej chwili najbardziej potrzebowałam.

Jednak wchodząc do pokoju i widząc przyjaciela nie mogłam już dłużej powstrzymać łez, a on rozumiejąc sytuację, natychmiast przytulił mnie do siebie.

- Cii już dobrze, może jedźmy jednak do mnie, co? Tam będzie spokój i cisza, skarbie.

- Mhm... - mruknęłam i chwytając po drodze kurtkę, ruszyłam za Jimem. Nie chce tu już dłużej być.

¤¤¤¤¤

Już dobre trzy godziny byłam u Jima. Na szczęście jego "cudownego" braciszka nie było w domu.

- Pomyśleć, że to Ty przyszłeś mi się wyżalić, a ja co? Robię na odwrót...beznadziejna ze mnie przyjaciółka. - powiedziałam łamiącym się głosem, wtulając się w mięciutki kocyk chłopaka, (tak, pamiątka z dzieciństwa, doprawdy urocza).

- Spójrz na mnie. - rzekł pewnym siebie głosem Jim, trzymając mnie za ramiona tak, że byłam zmuszona patrzeć w jego stronę.

- Jesteś najlepszą przyjaciółką jaką mogłem sobie wymarzyć, a to, że mam zaszczyt Cię pocieszać, to chyba dobrze nie sądzisz?

- Jesteś taki dobry... Nie zostawiaj mnie nigdy, dobrze?

- Masz to jak w banku. - uśmiechnął się czule. Jest naprawdę kochany.

- Mogę u ciebie dziś posiedzieć?

- Pewnie, możesz zostać nawet na noc, poznasz wreszcie moją mamę.

- Byłoby wspaniale.

- A nie musisz nikogo zawiadamiać?

- Nie, dzisiaj nic nie muszę.

Tak, tego mi właśnie potrzeba, wolności. Mam tylko nadzieję, że u Eli wszystko w porządku.

~w tym samym czasie~

Alex:

Siedziałem w głębokim fotelu, z trudem powstrzymując się od wypicia whisky. Wszystko nie idzie po mojej myśli...

Wiem, że to co kiedyś zrobiłem było złe, ale naprawdę nie mogłem inaczej. Poza tym, miały mieć zapewnione pieniądze... Boże, gdybym wiedział, zrobiłbym wszystko, aby być z nimi. Cecilia...Tak bardzo mi jej brakuje. Co mam zrobić, aby Cathy mi wybaczyła? Musze próbować, inaczej do końca życia sobie tego nie wybaczę.

Może teraz zajrzę do Eli, jakoś tak cicho bez niej.

- Eli? - spytałem, wchodząc do pokoju młodszej córki. Siedziała zgarbiona na parapecie, wpatrując się w niebo.

- Czasami się zastanawiam, co ona teraz robi, gdzie się znajduje... Czy naprawdę istnieje niebo? A jak tak, czy ona tam jest... na pewno jest, przecież zawsze była taka dobra. Tak bardzo chciałabym z nią jeszcze porozmawiać, o tyle zapytać... Wiesz tato, nie rozumiem czemu osobie tak wspaniałej i jednocześnie tak przeciążonej, zamiast dostania jakiejkolwiek nagrody od życia, choćby najmniejszej, przytrafia się tylko jeszcze dużo gorsze?

Chciałem odpowiedzieć, ale po prostu nie potrafiłem.

- Nie zawsze jesteśmy w stanie wszystko zrozumieć Eli. I co gorsza, musimy z tym żyć...

- Tak tato, chyba masz rację...



--------------------------------------

Witam najukochańszych czytelników 😘😘

Tak wiem, ze same smutasy się pojawiły, ale i takie rozdziały są czasami potrzebne. Obiecuję, że następny będzie już trochę radośniejszy 😊

Mile widziane wszelkie możliwe pozostałości XD

Always To PurposeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz