Rozdział 9

213 24 6
                                    

- Nie gadaj! - siedzieliśmy właśnie w bardzo przytulnej kawiarence.
Ja, Jim i oczywiście Olivia. Jakże mogłoby jej zabraknąć. Siedząc u Jima, przypomniałam sobie o umówionej wizycie. Na szczęście, bo Olivia chyba by nas zamordowała.
Zgodnie zamówiliśmy cappuccino i kawałek szarlotki, pychota. A teraz gawędząc, każdy pochłaniał swoją porcję.

- Naprawdę nigdy nie miałaś chłopaka?! Jak tak można? To jeszcze tacy ludzie istnieją?- Na prawdę nie rozumiałam, co w tym dziwnego. Olivia wydawała się naprawdę zaskoczona, z resztą nie tylko ona.

- No właśnie, przecież jesteś: piękna, fajna, mądra i długo by tu wymieniać. Na pewno miałaś mnóstwo adoratorów w Norwegii. - dodał Jim.

- Kiedyś może i miałam, ale po tym jak skopałam kilku dupę za głupie odzywki, nie wiedzieć czemu zaczęli się mnie bać, śmieszne co? - chyba nie przyjęli tego jako żart, bo patrzyli na mnie jak na wariatkę. O co chodzi?

- Zaraz, to ty się umiesz bić? - spytał Jim.

- Właśnie, już się tłumacz.

- A umiem. Od dziecka chodziłam na karate, nawet trzy razy wygrałam mistrzostwa kraju. - No teraz to ich miny były bezbłędne. Hehe, chyba nie codziennie spotyka się takie osoby jak ja.

- Naprawdę?! Czemu nigdy nam o tym nie wspomniałaś? - proste.

- Bo nie pytaliście.

- No wiesz, - wtrącił Jim. - nie codziennie spotyka się mistrzynie karate ot tak. A tym bardziej każdego się o to nie pyta. - No dobra, może miał trochę racji.

- Nie chciałabyś kontynuować? - tym razem spytała Olivia.

- Oczywiście, że tak, ale nikogo tu nie znam. Nie wiem, gdzie najlepiej się zapisać.

- Tak się składa, ze znam osobę, którą to trenuje... Ale raczej odpada. - Na twarzy Jima pojawił się grymas niezadowolenia.

- Dawaj, każdego kto trenuje moje kochane karate, ja też kocham. - to przecież oczywiste.

- Ehh...

- Nom? Zaciąłeś się? - no kto to?

- No już dobra... Jace. - NIEEEEEE!! TYLKO NIE ON!!

Czemu zawsze wszystko kieruję się w jego stronę...

¤¤¤¤¤

W kawiarni spędziliśmy miłe popołudnie. Następnie Olivia pojechała ze starszą siostrą na imprezę (chyba już mówiłam, że tylko jedno jej w głowie), a ja miałam zamiar wrocić do domu Jima. Pomińmy fakt, że mój jakże pomysłowy przyjaciel, powiadomił swoją mamę, o mojej wizycie i ta postanowiła przygotować uroczystą kolację.
Mam nadzieję, że nie myśli, iż jesteśmy razem...

Jechaliśmy w ciszy. Nie wiem czy wspominałam, ale obaj bliźniacy mają prawo jazdy i swoje samochody. Może zabrzmi to samolubnie, ale ja też chce! Od tak dawna marzę, o własnym samochodzie.

Nagle na dworzu bardzo się rozpadło. Zamyślona, wpatrywałam się w spadające krople deszczu.

- Nad czym tak myślisz Cathy?

- A o wszystkim i o niczym... Mam nadzieję, że twoja mama umie gotować, bo jestem bardzo głodna.

- Zapewniam cię, że tak. - zatrzymaliśmy się pod dużym, kremowym domem. Bardzo w nim przytulnie. Wiem, bo już dzisiaj w nim byłam.

- No to teraz sobie poczekamy, zanim przestanie padać... - przerwałam chłopakowi.

- Oj chodź i nie marudź. A to niby dziewczyny boją się deszczu. - mówiąc to wyciągnęłam go z samochodu. Nie wiem jak on, ale ja uwielbiam deszcz. A teraz jest taka piękna pogoda.

Postanowiłam wykorzystać okazję i zaczęłam tańczyć w deszczu, obracając się w kółko, Jim najpierw się ze mnie śmiał, ale potem dołączył do mnie. Czuję, że te niezwykłą chwilę zapamiętam na długo.

- Kochani, wiem, że znakomicie się bawicie, ale zaraz się rozchorujecie, a ja nie mam zamiaru bawić się w pielęgniarkę. Zmykajcie do domu!- rozległ się głos kobiety, a my posłusznie weszliśmy do środka. Myślę, że słowo "mokrzy" za słabo oddawało nasz wygląd w tej sytuacji, byliśmy przemoknięci do suchej nitki.

- Witaj kochana, jestem Angelica, matka tego tutaj. - mówiąc to wskazała na Jima i czułe mnie uściskała - Aaa jakaś ty zimna i mokra!

Nie no zabawna kobieta. Wyglądem bardzo przypominała Jima, w dodatku była bardzo młoda jak na ich matkę.

- Dzień dobry, miło mi Panią poznać, ja jestem Cathy. Może to zabrzmi niegrzecznie, ale nie wygląda Pani na matkę dwóch siedemnastolatków. - uśmiechnęła się.

- Tak wiem, ale bardzo wcześnie zaszłam w ciążę. Poza tym, mów do mnie Angelica. Chociaż dość, za dużo gadam. Chodźcie się przebrać i wysuszyć, bo zaraz mi tu pozamarzacie.

Dostałam czyste ubrania od Angelici i poszłam do łazienki się przebrać. Wszystko było w porządku do czasu, gdy ktoś nie postanowił mnie odwiedzić. Stanęłam twarz w twarz z bezczelnym idiotą, w dodatku bylam bez bluzki.

- Co Ty wyprawiasz, zboczeńcu jeden! - krzyknęłam natychmiast się zakrywając. Jace chwilę był zakłopotany (tak też się dziwie), ale za chwilę znowu przybrał swój ulubiony wyraz twarzy, czyli dupka.

- To chyba ja powinienem spytać co obca dziewczyna robi w moim domu?! Poza tym i tak nie masz sie czym chwalić. Nawet za pieniądze bym cię nie chciał. - miarka się przebrała, a ja bez wahania przyłożylam mu prawym sierpowym w twarz. Haha, aż się zachwiał on mojego ciosu i dobrze.

- Następnym razem uważaj na słowa. - chciałam wychodzić, ale chwycił mnie za nadgartek.

- Właśnie rozpętałaś wojnę, będziesz tego żałować! - wykrzyczał mi w twarz.

- Nie bardziej niż ty. - Na potwierdzenie swoich słów, niespodziewanie i bardzo zgrabnie kopnęłam go, w jak to się mówi "klejnoty", ale jego to co najwyżej "śmieci". Co tu mówić, zwijał się z bólu, bo do tego akurat mam wyjątkowy talent.

Wkurzona, ale bardzo z siebie zadowolona, założyłam koszulkę i zeszłam do kuchni.

- Wszystko w porządku?

- Jak najbardziej. - uśmiechnięta usiadłam przy stole.

¤¤¤¤¤

Po skończonej kolacji, razem z Jimem obejrzeliśmy dwa filmy, a następnie uszykowaliśmy się do snu. Ja oczywiście miałam spać w pokoju gościnnym, żeby nie było.

Jace'a już drugi raz dzisaj nie spotkałam. Muszę zacząć przygotowywać się do naszej wojny, ciekawe jak będzie chciał się zemścić.

----------------------------------

Hejka 😄

Ostatnio rzadko dodaje, ale mam teraz kilka lżejszych dni, więc obiecuję się poprawić. Następny pojawi się jeszcze w ten weekend, a przynajmniej się postaram.

Miłe widziane gwiazdki i komentarze 😊

Always To PurposeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz