Obudziłam się przez gorąco. Will leżał wtulony w mój bok, noga była przepleciona z moimi a ręce oplotły górę mojego ciała.
-Will...wstawaj-nawet się nie poruszył-Williamie Hathaway wstawaj!
Nawet wrzaski nie zaskutkowały, więc postanowiłam zastosować bardziej drastyczną metodę.
-Umieram, Will pomocy, roboty nas zaatakowały!
Brunet stanął na równe nogi i zaczął się rozglądać.
-Jakie Roboty? Gdzie?!
Zaczęłam zwijać się ze śmiechu spadając na podłogę.
-Osz ty...-zmrużył oczy i powoli podszedł do mnie.
Przerzucił mnie sobię przez ramię i rzucił z powrotem na łóżko.
Ręce uniósł nade mną a nogi przygniótł swoimi.
-I teraz co robimy...?
-To-powiedziałam i naplułam mu na szyję, a następnie zaczęłam się śmiać.
-Ha.Ha.Bardzo zabawne.Naprawdę-mruknął wycierając moją ślinę ze swojej skóry.
-Przepraszam...Tylko tak przypadkiem to zaplanowałam...
Chłopak uśmiechnął się zalotnie i zaczął mnie łaskotać.
-Nie...proszę...puść...błagam!-wypuściłam pomiędzy salwami śmiechu.
-No dobrze, ale...-pokazał na swój policzek który niby od niechcenia pocałowałam.
-Ja muszę lecieć.Za nie długo będę.Pa-cmoknął mnie w czoło i wybiegł z pokoju zapinając górne guziki koszuli.
-Pa...?
Dzisiejsze popołudnie postanowiłam spędzić z Aną. To jest dom watachy więc gdzieś tu musi być.
Założyłam jakieś za małe spodnie na Willa i jego bokserkę rozciągniętą od jego mięśni.
Zeszłam na dół gdzie zastałam kobietę z czarnymi włosami spiętymi w ciasny kok. Mimo lekkich zmarszczek obok oczu, wyglądała bardzo młodo.
-Oh kochana ty pewnie jesteś Iris Rosales?
-Tak proszę pani-posłałam jej miły uśmiech.
-Jaka pani, jestem Liz.
-Dobrze...Liz.
Przeniosłam wzrok na małego chłopca uczepionego nogi Liz.
Kucnełam z wielkim uśmiechem.
-Hej przystojniaczku, jestem Iris, a ty?
-Sam-cicho się roześmiał.Miał uśmiech strasznie podobny do Willa.
Wystawił do mnie rączki, a ja wzięłam go na swoje.
-Ile masz lat?
-4!
-Wow, dużo!
-No!
Liz się roześmiała, a następnie wstała.
-Nie mogę znaleść Williama, może ty się zaopiekujesz małym?
-Jasne, nie ma sprawy!
-Dziękuję, ja lecę-szatynka przytuliła mnie i szybko pobiegła do wyjścia.
-Teraz musimy znaleźć Anę-stwierdziłam-pomożesz mi Sam?
-Tak!
*
Brunetkę znalazłam w pokoju dziennym czytającą "Wichrowe Wzgórza". Mówi że podobno Klasyka jest fajna więc zaczęła ją czytać.
Cały dzień spędziliśmy na wygłupianiu się z Sam'em.
-Naprawdę dziękuję za przypilnowanie Sam'a.
-Nie ma za co Liz.
-Dobrze, cześć!
Kobieta założyła chłopcowi grubszą bluzę, i naciągneła kaptur na jego jasno brązowe włosy.
-Iris, nie zgadnie...o cześć mamo.
Przytulił szatynkę, która właśnie wychodziła przez drzwi- Sammy!
-My już wychodzimy, jutro wpadniemy-wyszeptała mu coś jeszcze na ucho i wyszła.
Ok...?
Will odwrócił się do mnie przodem, a następnie lekko się uśmiechnął.
-Tęskniłem...
Powolnym krokiem ruszył w moją stronę. Z każdym jego krokiem do przodu, ja robiłam do tyłu.
-Nie pocałuję cię...jeszcze.
Wypuściłam powietrze z ulgą i z...poczuciem winy? Jezu jeszcze brakujące tego bym się w nim zakochała.
A może już to zrobiłam?
CZYTASZ
You're Mine
WerewolfOna-niby zwykła nastolatka.Beztroska, z wielkimi marzeniami.Lecz ona skrywa sekret.W jej żyłach płynie krew wilka. On- Niebezpieczny, udający że nic go nie obchodzi. Lecz on również ma dar likantropi...