Poniedziałek. Lekcje zaczynam nieco później niż zwykle. Przez całą sobotę nurtowało mnie jedno, nie powiedziałam Deanowi jak mam na imię... Ciągle też myślałam o jego oczach. Nawet w szkole nie dawały mi spokoju. Chodziłam z głową w chmurach. Co było najlepsze? Nie widziałam go w szkole od rana. Nie żebym go szukała jakoś specjalnie, ale no nie było go nigdzie!
-Hej! - krzyknęła wyrywając mnie z zamyślenia Diane.
-O, hej. - mój głos przypominał zaspane dziecko.
-Jeszcze żyjesz imprezą? - zaśmiała się. -Spotkamy się po szkole? - wyciągnęła z torebki plan lekcji. - Mm, mam jeszcze dwie! A Ty? - schowała go do kieszeni.
-Niestety, na dzisiaj jeszcze 4. - powiedziałam smutnym głosem. Wypad z Diane mógłby okazać się fajny i no, może ona zna Deana.
-Eh, no trudno. Jutro wszyscy mają skrócone lekcje, co Ty na to? - zapytała odprowadzając mnie do szafki.
-Okej, mi pasuje. - uśmiechnęłam się na przymus. Diane uprzejmie się pożegnała i odeszła w głąb korytarza.
-Oczywiście, zapomniałam książki...- parsknęłam do siebie. Dla pewności szukałam nadal w tej głupiej małej szafce. A nóż znajdę.
-Hej nieznajoma. - ktoś stanął obok mnie i oparł się o szafki.
-Mam na imię Kate. - powiedziałam oschle zamykając szafkę i odwracając się w stronę głosu. To on.
-Też ładnie. - zaśmiał się. Stałam jak słup. - Przynajmniej znam Twoje imię. - kontynuował dalej.
-Dean... - wydusiłam z siebie.
-We własnej osobie. - ukłonił się. - Ten sam, który Cię uratował przed utonięciem! - poprawił włosy.
-Ten sam przez którego o mało nie utonęłam. - zmarszczyłam brwi.
-Ciii! Liczy się efekt końcowy. - puścił oczko. Wtem zadzwonił dzwonek. Cholera... Nie teraz. -Spotkamy się jeszcze? - zapytałam gdy zauważyłam nauczyciela, który zbierał wszystkich do klasy.
-A jak inaczej, przecież masz jeszcze moją bluzę - uśmiechał się i wszedł do klasy. Stałam chwilke patrząc w puste miejsce.
-Ekhem. Panno Silver, mam wysłać zaproszenie na lekcje? - zapytał sarkastycznie pan Novak. W zasadzie był miły, ale nienawidził spóźniania się.
-Nie, przepraszam bardzo. - wyrwałam się ze świata marzeń podążając do klasy.
****
Kolejne lekcje rozmyślałam o Zielonookim przystojniaku. Została mi ostatnia lekcja, tym razem zastępstwo. Co było najlepsze? Ta lekcja została poprowadzona przez bibliotekarkę, Godzilla w akcji. Okazało się, że dołączy do nas jeszcze jedna klasa. Na moje szczęście to klasa Deana.
-Oo, witam znowu piękności. - powiedział z uśmiechem siadając obok mnie. Lekko się zaczerwieniłam.
-Blackmore! To nie miejsce na romanse! - wrzasnęła bibliotekarka.
-Oczywiście, przepraszam pani Grendi. - skinął głową.
-Wrócę lada moment! Spokój ma być! - wyszła trzaskając drzwiami.
-Okropna. - mruknął pod nosem jeden z jego znajomych.
-Kate, poznaj oto Carl. - podał mi rękę. - Carl jest debilem. - zaśmiał się Dean. Na co chłopak szturchnął go w ramie. Carl był wysokim brunetem. Chudy jak patyk, kojarzyłam go z korytarza. - A to Harry, jeszcze większy debil. - zaśmiał się, co nie spodobało się znajomym. Harry był niski, za to na imprezie startował do każdej. Co kończyło się niewypałem.
-Aaa, to wyjaśnia dlaczego się z nimi zadajesz. - uśmiechnęłam się ciepło. Harry i Carl śmiali się na cały głos. Deanowi lekko zszedł uśmiech z twarzy.
-Już ją lubię! - Carl przybił mi piątkę.
-Solly! - wykrzyknęła niespodziewanie Godzilla podchodząc do naszego stolika. Wszyscy podskoczyli. - Widzę, że bardzo się pan nudzi! Zatem mam zadanie dla każdego! - wysunęła stos książek. - Macie sporo czasu, zatem do roboty! Tylko alfabetycznie! - wrzasnęła jeszcze głośniej. Grzecznie zabraliśmy się do układania.
-Ona chyba myśli, że tabliczka "Zachowaj ciszę" nie tyczy się jej. - powiedział Harry zduszonym głosem.
****
Układanie książek zajęło nam więcej czasu niż przypuszczaliśmy. Nareszcie się udało, wyszliśmy. Pożegnałam się z Harrym i Carlem. Pojechali jednym autem. Ponoć mieszkają dosyć blisko siebie. Stałam z Deanem przed budynkiem szkoły.
-To co? Podrzucić Cię do domu? - zapytał patrząc na mnie z litością.
-A mógłbyś? - zrobiłam słodkie oczka. Co zawsze mi wychodzi ze względu na ich kolor.
-Chciałbym. - jego uśmiech był taki...taki troskliwy.
****
Byliśmy już w połowie drogi. Nagle z głośników zaczęło lecieć "Carry on wayward son" Kansas. Dean dał głośniej i zaczął nucić pod nosem. Sięgnęłam do pokrętła.
-Ejejeje. - złapał mnie za rękę. -Co jak co, ale nie można dać ciszej takiej klasyki - nie uśmiechał się, na co ja uniosłam kącik ust.
-Nie chciałam tego zrobić. - złapałam go za rękę i położyłam ją na kierownicy. - Ty - kieruj. Ja - chciałam dać głośniej. - zaśmiałam się. Zdziwił się, ale po chwili nie mówił już nic. Śpiewaliśmy razem.
"Carry on my wayward son
There'll be peace when you are done
Lay your weary head to rest
Don't you cry no more"
*****
Staliśmy pod moim domem. Była 17:30.
-Ładna, śmieszna i słucha dobrej muzyki. - podrapał się po głowie. -Wyjdziesz za mnie?- zwrócił się do mnie z uśmiechem godnym wszystkiego.
-Oszalałeś? - wybuchłam śmiechem.
-Eh. - zasmucił się. - No cóż, to będę Cię stalkować. - uśmiech miał godny gwałciciela.
-Tak? Hm, sama nie wiem co gorsze. - zaśmiałam się wychodząc z auta.
-Ale wiesz.. - nachyliłam się przy otwartym oknie. - Twój adres już znam. - zmarszczyłam brwi.
-Ah tak? Zapraszam do środka. - uśmiechnęłam się i ruszyłam do domu. Zatrzymałam się przy drzwiach. Odwróciłam się nadal z uśmiechem. Pojechał. Weszłam do domu. Zamknęłam drzwi, wbiegłam po schodach na górę. Rzuciłam się na łóżko, nie przestając się uśmiechać. Do pokoju wszedł Max.
-Co tam siostra? - zamknął drzwi. - Co to za chłoptaś Cię odwiózł? - stał obok łóżka.
-Maxiu, a czy rodzice Cię nie nauczyli żeby nie wtrącać się w nie swoje sprawy? - odwróciłam się do niego.
-Uczyli. Z marnym skutkiem jak widać. - zaśmiał się rozglądając się po pokoju.
-No dobra. - usiadłam na łóżku. - Czego chcesz? - zapytałam biorąc poduszkę na kolana.
-Boooooo - zaczął mozolnie. Usiadł obok mnie. -Potrzebuje kasy. - zrobił dokładnie taką mine jak ja! Proszące małe, niebieskookie dziecko.
-Nie. - odpowiedziałam z powagą.
-Co? Jak to nie? - był zaskoczony, jakbym pierwszy raz nie chciała pożyczyć mu pieniędzy.
-Normalnie. Chcesz to usłyszeć po niemiecku? Nein. - zachowałam powagę, na co Max posmutniał. -Nie możesz poprosić rodziców? - zapytał po krótkiej ciszy.
-Zbyt wiele od nich wyciągnąłem w tym miesiącu. - przeczesał włosy.
-A powiesz mi chociaż na co Ci one?- zapytałam znużona.
-Bo mam dziewczyne i wiesz.. Ma urodziny, trzeba coś kupić. - uśmiechał się.
-Zbędny wydatek, za chwile Ci się znudzi. - przewróciłam oczami.
-No siostra... Oddam Ci. - parsknęłam. - No czy ja Ci kiedyś nie oddałem? - znowu oczy!
-Tak?! Nigdy nie oddajesz. - zaczynał działać mi na nerwy.
-Okej.. - wychodził z pokoju bardzo powolnie.
-Ostatni raz. - wyciągnęłam portfel, a on skakał jak dziecko. -Mówię poważnie. - podałam mu pieniądze. Uściskał mnie z całych sił.
-Najlepsza siostra na świecie! - wybiegł z pokoju. Opadłam na łóżko. Okej, oddycham. Jutro będzie super. No przecież spędzę dzień z Zielonookim!

CZYTASZ
Pomimo burz
RomancePrzeszkody, kłody rzucane pod nogi. Czy to wszystko jest w stanie przeszkodzić zakochaniu?