6:00
PIP PIP PIP
"Cholerny budzik" pomyslałam próbując wyłączyć go z nadal zamkniętymi oczami. Czas do szkoły, cudownie. Bardzo wolno stoczyłam się z łóżka. Senna podchodzę do szafy. Z przykrością stwierdzam, że nie mam w co się ubrać. Stoję przy niej chwile. Nie. Nadal nic. Drzwi od pokoju uchylają się. Wchodzi Max.
-Jedziesz ze mną? - zapytał zaspany.
-Tak. - opowiedziałam spoglądając na niego. Wyglądał jakby imprezował cały tydzień.
-Będę czekać na dole. - powiedział ledwo słyszalnym głosem zamykając drzwi. Co niestety mu nie wyszło i uderzył się nimi w czoło. Parsknęłam śmiechem.
-Ałaaa - zajęczał Max. Dzięki braciszku, obudziłeś mnie w pełni.
7:10
Poszukiwania ubrań zakończyły się sukcesem! Ostatecznie znalazłam coś w czym mogę dzisiaj wyjść. Zwykłe czarne rurki z dziurami na kolanach, koszulka nieco za duża, ale również czarna, conversy, w tym samym cudownym kolorze. No i czapka. Jak mogłam o niej zapomnieć. Nie różniła się kolorem od reszty outfitu. Miała jedynie naszywkę czerwonych róż. Chwyciłam bordowy plecak, wsadziłam telefon do tylnej kieszeni, ruszyłam ospała na dół. Przy stole siedział Max, był nadal zaspany. Gorzej niż ja. Taty już nie było, musiał dziś wcześniej wyjść. Mama kroiła jakieś owoce.
-Trzymaj, smacznego. - podała mi pojemnik wypełniony bananami oraz kiwi.
-Dziękuje! - dałam jej szybkiego buziaka. Odwróciłam się w stronę brata, który stał już przy drzwiach.
-Idziesz czy nie? - zapytał głaszcząc się po czole, które wcześniej potraktował uderzeniem drzwi.
-Lecę. - krzyknęłam szczęśliwie.
7:40
-Oo! Heeej! - usłyszałam głos Diane, która szybkim krokiem szła w moim kierunku.
-Cześć - przywitałam się z nią.
-Zgaduj! - krzyknęła szczęśliwie.
-Ale co? - byłam lekko zdezorientowana.
-Widziałaś zastępstwa na dziś? - zaczęła szukać czegoś w torebce.
-Niee, proszę... tylko nie mów, że na marne dziś wstałam...- załamałam się. Złamałam powietrze, liczę w myślach do dziecięciu.
-Nie, aż tak dobrze to nie. - zaśmiała się. Ufffffff! - O, znalazłam! - wyciągnęła małą kartkę.
-Pokaż. - chwyciłam ją.
-Mamy 4 ostatnie lekcje razem!! Zajęcia łączone! - zaśmiała się w niebogłosy. Tak, faktycznie super. Ale wolałabym wrócić do domu.
15:30
Koniec!
Wyszłam ze szkoły razem z Diane. Poszłyśmy na parking. Zatrzymałyśmy się przy aucie Deana. Piękne czarne cudo. Po dosłownie chwili pojawił się Pan Idealny.
-Hej. - powiedział z miłym uśmiechem.
-Cześć - wyszczerzyłam zęby. Chyba aż nawet za bardzo.
-Poczekamy chwile? Nie chce żeby Kate stała sama, a Maxa jeszcze nie ma. - zapytała Diane.
-Pewnie. - posłał jej serdeczny uśmiech. Czy dziś wszyscy tacy są? Tacy zamuleni, inni... Nagle poczułam na sobie czyjeś ramie.
-Chris..- powiedziałam półgłosem znużona.
-We własnej osobie. - odpowiedział dumnie. Obejmował mnie, jego ręka zwisała. Miałam ochote go uderzyć. -Co tam ludziska?- zapytał szczęśliwym głosem. Nikt nie odpowiadał.
-Co tu robisz? - zapytałam grzecznie, w rzeczywistości gotowałam się w środku.
-Jestem tu po Ciebie! - ukłonił się lekko. Pf.
-Wracam z Maxem. - odpowiedziałam oschle.
-Zmiana planów. Mała niespodzianka. - wskazał z zadowoleniem na siebie. Dean przewrócił oczami. Diane wpatrywała się w niego. Gdyby wzrokiem można było zabijać, już byś nie żył gnoju.
-Nie lubię niespodzianek. - powiedziałam stanowczo.
-Nie wydaje mi się. - zaśmiał się. Poczułam jak daje mi siarczystego klapsa.
-Ał! - krzyknęłam podrywając się w powietrze. Złapałam się za tyłek.
-Co to do kurwy miało być?! - krzyknęłam. Dean w jednej chwili poderwał się z maski samochodu rzucając się na Chrisa. Popchnął go z całych sił.
-Uważaj sobie. - powiedział spoglądając na niego z gniewem w oczach. Podjechał Max, wysiadł z auta i przyglądał się nam.
-Bo co? - zapytał podnosząc się z ziemi.
-Bo nie będę już taki miły? - zapytał ironicznie.
-Oo, zatem pokaż kotku na co Cię stać. - powiedział dla zaczepki. Kochał to, kochał prowokować ludzi.
-Dean.. - powiedziałam cicho. Spojrzał na mnie kątem oka.
-Szkoda brudzić rąk na coś takiego. - splunął i odwrócił się od niego plecami. Teraz stał twarzą w twarz ze mną.
-Hmm, co do rąk...- zaczął Chris. - Uu, boli jak cholera. - uśmiechnął się niecnie.
-Sam chciałeś. - powiedział Dean po czym rzucił się na niego z pięściami.
-Dean! - krzyknęłam. Diane złapała mnie za rękę.
-Stój! - krzyknęła. Max szybko rzucił się ma nich, próbując ich rozdzielić. Nie mogłam tak stać. Razem z Diane starałyśmy się coś poradzić. Nauczyciele mieli zaraz wychodzić, Diane pobiegła w stronę wyjścia, musiała dopilnować aby nikt nie wyszedł i nie zobaczył ich bójki, tego by jeszcze brakowało!
Nareszcie! Oderwali się od siebie. Stanęłam pomiędzy nimi. Max trzymał Chrisa.
-Puść mnie. - powiedział ledwo Chris.
-Masz zamiar się jeszcze bić mięczaku? - zadrwił z niego Dean.
-Przestań... - podeszłam do niego, trzymałam rękę na jego piersi. Chris był cały we krwi, chwiał się ma nogach.
-Zabiorę go stąd. - powiedział Max pomagając mu utrzymać się na nogach. - Poradzisz sobie? - zapytał troskliwym głosem.
-Tak, o mnie się nie martw..- opowiedziałam. Odwróciłam wzrok na Deana.
-Co Ty wyrabiasz? - zapytałam przez łzy.
-Miałem pozwolić żeby tak Cię traktował? - zaśmiał się. - Po moim trupie. - spoważniał. Nie był bardzo poturbowany. Rozcięty łuk brwiowy, usta.. Chris oberwał dużo mocniej. W tym momencie przybiegła Diane.
-Mój Boże! - zawołała przerażona.
-On wygląda gorzej. - odpowiedział dumnie.
-Jest się czym chwalić. - skarciłam go. Wzruszył ramionami.
-Gdzie Max? - zapytała spokojnie.
-Pakuje Chrisa do auta, leć do niego, pomóż mu. Ja sobie poradzę. - uśmiechnęłam się.
-Okej. - pobiegła szybciej niż kiedykolwiek.
-Masz apteczkę? - spytałam patrząc na jego rany.
-Mam... - zaprowadził mnie do auta, wyciągnął apteczkę i podał mi ją. Usiadł na masce samochodu. Wyjęłam wszystko co potrzebne, rany należało zdezynfekować. Przyłożyłam mu waciki do ust.
-Aaał - jęknął.
-Będzie boleć bardziej jak będziesz się wiercić. - powiedziałam skupiona na dezynfekcji.
-Dobrze pani doktor. - zażartował. Zmarszczyłam brwi.
-Dziękuje. - powiedziałam chowając zawartość apteczki.
-Polecam się na przyszłość. - powiedział wstając.
-Oszalałeś? - zapytałam odwracając się do niego. Staliśmy blisko siebie. Za blisko.
-Na Twoim punkcie, ale to już dawno.. - uśmiechnął się lekko. Nachylił się. Nasze usta były blisko. Dotknęły się, otóż to.
-Ałć - przerwał. Zmrużył oczy.
-Oj, przepraszam, boli? - zapytałam troszkę speszona. Przekręcił głowę.
-Tak może boleć. - powiedział kontynuując pocałunek.
CZYTASZ
Pomimo burz
RomancePrzeszkody, kłody rzucane pod nogi. Czy to wszystko jest w stanie przeszkodzić zakochaniu?