Zatem przyjeżdża Christian. Tylko po co? Na jaką cholerę jest mi on tu potrzebny? Oddycham. Oddycham.
Może powinnam nareszcie odpowiedzieć na pytanie "Kim jest ten Christian do jasnej cholery?!" .
Przepraszam za tak długi czas oczekiwania. Musiałam zebrać myśli. Poukładać sobie wszystko, wepchnąć go znowu w moje życie.
Tak więc, Christian Hale. Zaczyna drugi rok studiów na medycynie. Ukochany jedynak.
Jest wysoki, brunet, o pięknych brązowych oczach, w których można utonąć... To znaczy, troszkę się rozmarzyłam. Wracając do opisu jego niesłychanie cudownego wyglądu. Ma dołki w policzkach. Za każdym razem gdy się uśmiecha pojawiają się dwie śliczne dziurki na policzkach. Jego piękne ząbki ustawiają się zawsze w oszałamiający uśmiech.
Niegrzeczny pupilek nauczycieli, od zawsze. I tak, istnieje coś takiego. Dwie sprzeczności się łączą. Nauczyciele od zawsze go uwielbiali. Wygrana na olimpiadzie z fizyki? Christian. Wolontariat po lekcjach? Christian.
Lecz nie znali go aż tak dobrze jak ludzie z jego otoczenia. Był miły, to prawda. Niestety potrafił też być chujem. I to jakim! Wagary stały się w liceum chlebem powszednim. Mimo to, wyniki w nauce nadal najlepsze. Pieprzony nieidealny ideał.
Jak już wspomniałam, jest jedynakiem, w domu jest pępkiem świata. Rodzice dają mu wszystko - wszystko należy do niego. Rzeczy jak i dziewczyny. Wiem coś o tym. Tak, byłam jego dziewczyną.
Znam go od małego. Nasi rodzice przyjaźnili się od małego. Zawsze powtarzali, że ich dzieci będą najlepszymi przyjaciółmi, zupełnie tak jak i oni. Jakby na to nie spojrzeć tak było. Max, Harry i Christian. Najlepsi przyjaciele od piaskownicy. Później pojawiłam się ja. We czwórkę byliśmy nierozłączni. Wszystko robiliśmy razem. Byłam cukiereczkiem. Dbali o mnie, troszczyli się. Chrisa traktowaliśmy jak brata. Gdy miałam 12 lat, poszłam do nowej szkoły. Tam gdzie chodzili moi bracia. To było coś nowego, ale nie czułam się tam źle. Mimo braku znajomych w klasie, miałam braci. To mi wystarczało. Wtedy zaczęłam rumienić się na widok Chrisa. Nie wiedziałam czemu. Przecież jest jak rodzina. No właśnie, jest tylko "jak rodzina", nie jest rzeczywistą jej częścią.
Po pewnym czasie zaczęliśmy się spotykać. Nikt nie zareagował na to dramatycznie. Wszyscy się ucieszyli. To chore. Teraz jestem na nich o to zła. Skoro traktowali nas jak rodzine to dlaczego reagowali tak spokojnie? Ale wtedy.. Byłam szczęśliwa, że nie ma żadnych problemów. Także zaczęło się gdy miałam 13 lat, skończyło gdy miałam 18. Byliśmy ze sobą 5 lat... Był moim pierwszym chłopakiem, pierwszą miłością, pierwszym pocałunkiem..pierwszym razem. Wszystko z nim było pierwsze, było inne, było cudowne. W tamtej chwili nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Oddałabym za niego wszystko... I wtedy, hah, wtedy zakończyła się bajka. Wyprowadził się. Z dnia na dzień. Jego rodzina często podróżowała, wiedziałam o tym, ale zostali z nami, obok nas, całe lata tam mieszkali i nagle co? Powrót do podróżowania? Wyprowadzili się na drugi koniec świata. Nie powiedział mi o tym wcześniej. Zostawił list. Wróciłam ze szkoły, wesoła na myśl, że ten dzień spędzę z nim. To była rocznica. Nasza pieprzona rocznica. Zamiast róż, czekoladek, czegokurwakolwiek zastałam list.
"Cześć Aniele,
Gdy to czytasz, ja jestem już w samolocie. Przeprowadzam się. Nie chciałem Cię tym martwić, dlatego zostawiam list. Miło było Cię poznać.
Żegnaj,
Christian."
I tyle. Nic poza tym, ani jednego telefonu, ani jednego SMS'a. Nic, zupełnie nic. Miło było mnie poznać, hah. Po 5 latach tylko tyle miał mi do powiedzenia. Poczułam się jak dziwka, która rano otwiera karteczkę "Miło było Cię poznać, pieniądze w kopercie". No co to miało być do jasnej cholery. Ani jednego słowa "przepraszam" ani jednego!! Nie przeprosił, bo nie miał o co. Gnojek, który zawsze myślał tylko o sobie. Ważne, że jemu żyło się z tym dobrze. Ja w tym wszystkim byłam mało ważna.
Cały rok zbierałam się po tym wszystkim. Siedziałam i płakałam. Czułam się wykorzystana. Wracałam ze szkoły - płakałam. A co na to rodzice? Nic. To znaczy, pocieszali mnie, ale to nie było coś w rodzaju "kochanie nie martw się tym dupkiem", nie. To było tłumaczenie jego zachowania. Typu "skarbie, jego to napewno boli bardziej niż Ciebie".
Dlatego teraz skaczą z radości na wieść o przyjeździe Christiana. Przecież to taka super partia. I pierwsza miłość, zatem czego chcieć więcej?
CZYTASZ
Pomimo burz
RomantizmPrzeszkody, kłody rzucane pod nogi. Czy to wszystko jest w stanie przeszkodzić zakochaniu?