Budzik zadzwonił o 6:30. Czas na życie. Wstałam z łóżka. Popatrzyłam przez okno. Słońce przebijało się przez chmury.
-Mamuś! - krzyknęłam stojąc nadal przy oknie.
-Tak skarbie? - zjawiła się w drzwiach.
-Wiesz może jak ciepło ma dziś być? - podeszłam do szafy.
-Akuracik! Ale spakuj też bluzę, na wszelki wypadek. - puściła oczko i zniknęła. "Akuracik" oznaczało pogodę piękną jak diabli. Ubrałam zatem długie spodnie i biały T-shirt. Do plecaka spakowałam jedynie bluzę Deana. Zeszłam na dół aby zjeść śniadanie.
-Dzień dobry tatusiu. - pocałowałam tatę w policzek i usiadłam przy stoliku.
-Arturze, podaj mi proszę gazetę. - wskazała palcem mama na jakieś babskie czasopismo leżące obok porannej gazety taty. - Dziękuje. -skinęła głową i zajęła się czytaniem. Wtem drzwi frontowe zaczęły się cicho otwierać. Wszyscy oderwali się od jedzenia i czytania. Ujrzeliśmy skradającego się Max'a. Dostrzegł, że jego chytry plan przedostania się po cichu nie wypalił. Obrócił się w naszą stronę.
-Hej...- pomachał niepewnie.
-Czy Ty chcesz mi powiedzieć, że dopiero wróciłeś do domu? - mama odłożyła gazetę. Spojrzała wzrokiem mordercy w stronę taty. -Arturze, nie zareagujesz? - tata spojrzał znad gazety.
-Jestem już przyzwyczajony. - przez przypadek zaśmiałam się pod nosem. Mama przerzuciła swoje spojrzenie na mnie. Oczywiście, czyli jak zawsze, Max dostał litanie. Nie chciałam tego słuchać, normalnie skończy się słowami "dobrze mamusiu, nigdy więcej" i po sprawie.
****
Zatem skrócone lekcje! Czyli tylko dwie i to naprawdę proste. Wchodząc do szkoły nie zauważyłam ani Diane ani Deana. Cóż, może później ich znajdę.
*****
Minęły dwie lekcje. Nawet szybciej niż myślałam. Wychodząc z klasy natknęłam się na kogoś. Lekko oszołomiona i nieco śpiąca po ostatniej lekcji podniosłam wzrok.
-Dean. - uśmiechnęłam się szeroko.
-Kate. - odwzajemnił uśmiech. Trwała krótka cisza.
-To jak? - zakaszlał aby ją przerwać. - Idziemy prawda? - chwile patrzyłam na niego nie dając mu żadnej odpowiedzi.
-Tak! - krzyknęłam po chwili. - Znaczy nie...- banan zszedł mu z twarzy.
-Jak to nie? - patrzył na mnie z miną zbitego psa.
-Jestem już umówiona.. - a niech to!
-Umówiona? A z kim? - zapytał badawczo.
-Zzz.. - w naszym kierunku szła Diane. - O, z nią. - wskazałam na dziewczyne, która dumnie wychodziła ze szkoły.
-No nie.. - powiedział Dean przewracając oczami. Spojrzałam na niego z niewiedzą.
-Cześć kochana! - dziewczyna przytuliła się do mnie z całych sił.
-Hej, hej. - odwzajemniłam uścisk. - A to jest.. - przerwała mi.
-Tak, wiem. - zaśmiała się. - Cześć braciszku. - pocałowała go w policzek. SAY WHAT?! Oni są rodzeństwem?!
-Tak, to moja młodsza siostra. - powiedział spokojnie Dean.
-Nie wiedziałaś o tym? - zaśmiała się Diane.
-Jakoś nie.. - byłam w szoku. Są zupełnie różni.
-No nieważne. Sorry Dean, musimy spadać. - złapała mnie pod rękę.
-Śmiesznie, umówiłem się z nią. - zatrzymał nas.
-Słucham? - spojrzała na mnie z wyrzutem.
-Przepraszam.. - wydusiłam. - Zapomniałam i umówiłam się także z nim. - wzruszyłam ramionami.
-Diane, przecież możesz jechać z nami. - obie byłyśmy zaskoczone.
-O widzisz, świetny pomysł. - zaśmiałam się.
-Będę tylko przeszkadzać. - powiedziała twardo.
-Już się to tego przyzwyczaiłem. - zażartował Dean. Na całe szczęście zrozumiała żart i długo nie protestowała.
****
-Gdzie jedziemy? - zapytała zniecierpliwiona Diane.
-Wytrzymaj jeszcze troche. - uspokajał ją Dean.
- A mi powiesz? - uśmiechnęłam się. Niestety, zero reakcji.
Po pewnym czasie zatrzymalismy się na jakimś odludziu.
-A teraz powiesz? - zapytała z niesmakiem Diane. Z oddali ktoś szedł w naszym kierunku. Wysoki, dobrze zbudowany, blondyn. Czekaj. Fuck. Max? Co on tu robi?
-Cześć! - przywitał się z Deanem.
-A Ty czego tu? - powiedziałam gdy leciał z przytulaniem w moją stronę.
-Spokojnie. Zaprosiłem Maxa. - Dean złapał mnie za rękę, zbliżył się do mnie. -Moja siostra się w nim kocha, czy nie jestem cudownym bratem organizując to wszystko? - wyszeptał. Spojrzałam na Diane śliniącą się na widok mojego brata.
-Ej, czekaj... Skarbieczku Ty mój. - uśmiechnęłam się sztucznie, zwróciłam się do Maxa. - Czy Ty do jasnej Anieli nie miałeś dziewczyny? - starałam się nie krzyczeć zbyt głośno, aby Diane tego nie usłyszała.
-Dziewczyna nie ściana, można ominąć. - zaśmiał się i popatrzył w stronę Diane.
-No Ty sobie chyba żartujesz! - krzyknęłam na niego.
-Ej, easy! Żartowałem przecież. - szturchnął mnie w ramie. Jednak zauważył, że mnie ten "żart" nie rozśmieszył. -Eh. Potrzebowałem hajs na imprezę, co zauważyłaś pewnie rano, nie na prezent. - przeczesał włosy.
-Rozszarpie Cię kiedyś, obiecuje. - przewróciłam oczami. Wróciłam do Deana.
-To my idziemy. - powiedział Dean łapiąc mnie za rękę.
-Czekaj, co? Gdzie? - wskazał palcem most. - O tam! - uśmiechnął się.
-To my pójdziemy się przejść. - powiedział Max biorąc Diane za rękę. Odprowadziłam ich morderczym spojrzeniem.
****
Minęły już 3 godziny. Dean i ja spacerowaliśmy po moście. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Nareszcie usiedliśmy, wkładając nogi pomiędzy belki. Patrzyliśmy na rzekę i nadal rozmawialiśmy. Po Diane i Maxie nie było śladu.
-A kiedy masz zamiar oddać mi bluzę? - zaśmiał się.
-Nie oddam! - pokazałam język.
-Co prosze?! - spoważniał, ale po chwili zaczął się śmiać. Kiepski z niego aktor. -A dlaczego? Aż tak Ci się spodobała? To moja ulubiona.-
podniósł lekko kącik ust wytwarzając cudowny miły uśmiech.
-Uu, to tym bardziej nie oddam! - zaśmiałam się. Spojrzałam na niego. - A co jak Ci ją oddam?
-A co ma być? - zdziwił się lekko.
-Ta bluza jest moją kartą przetargową! Podwozisz mnie, bo ją mam! Haha! - zaśmiałam się.
-Hmmm, no tak, jak mi ją oddasz to się skończy dzień dobroci. - podrapał się po głowie. - Zależy Ci! - wstał ze śmiechem. Pomógł mi wstać.
-Tak, bardzo mi zależy na tej bluzie. - przyciągnął mnie do siebie.
-Miło mi to słyszeć. - pochylił się. Pocałuje mnie, tak, już, zaraz!
Chuja....
-Heeej ptysie! - usłyszeliśmy głos Maxa zza nas. Momentalnie się obudziliśmy. Staliśmy nadal blisko, ale nie aż tak.
-Cześć kochany. - odwróciłam się do brata. Serio? W takim momencie?
-Możemy już wracać? - zapytała Diane trzymając się za ręce z moim braciszkiem. -Nie czuje się najlepiej. - powiedziała łapiąc się za brzuch.
-Co się dzieje? - Dean podszedł do niej. Był zmartwiony. Chyba po tym mogę spokojnie nazwać go Panem Idealnym. -Tak, chodźmy do auta. - w jego spojrzeniu było coś jakby mnie przepraszał. Tylko, że nie miał za co. Wszystko przez Maxa!
*****
Pożegnaliśmy się ładnie, grzecznie i weszliśmy do domu. Max pędził do swojego pokoju. Ja zaraz za nim. Weszłam do jego pokoju.
-Co tam siostra? - podłączył telefon.
-Jeśli ją skrzywdzisz.. - zaczęłam poważną przemowę. - To... - popatrzył na mnie z zaciekawieniem. - Po prostu radzę Ci tego nie robić. - odwróciłam się i resztkami sił ruszyłam do swojego pokoju. Złapałam za klamkę, już chciałam otworzyć. Zobaczyłam Maxa wystającego zza drzwi.
-Co? - zatrzymałam się wzrokiem na nim.
-Wiem, że nie jestem ideałem, ale nie traktuj mnie z góry. - no tak, jest już jeden Pan Idealny.
-Wiem jak traktujesz dziewczyny, a Diane to moja przyjaciółka. - zmarszczyłam brwi.
-Postaram się. - puścił oczko.
-Nie! Nie.. - podeszłam do niego. - Nie ma żadnego postaram się. Zawsze tak mówisz. - dźgnęłam go w brzuch.
-Ałł.. - zwinął się. - Dobra, po co ta agresja..- zmarszczył czoło. Zamknął za sobą drzwi, nareszcie mój pokoiku. Otworzyłam drzwi. Położyłam się na łóżku. Zbyt długi dzień...
Nie było mi dane spać. Usłyszałam dźwięk SMS'a. Spojrzałam na iphona.
Diane : Jesteś na mnie zła?
Ja : Nie mam o co :D
Diane : To się cieszę! Widzimy się jutro. oxox
Ja : oxox
Nie byłam na nią zła. Naprawdę, życzyłam jej jak najlepiej. Nie chciałam jednak żeby spotkało ją coś złego, jak np mój brat. Eh.. Teraz już mogę zasnąć.
Dźwięk kolejnego SMS'a. Ledwo się podniosłam.
Nieznany : Świetnie się dziś bawiłem, przepraszam, że nie wszystko wyszło :)
Ja : Dean?
Nieznany : A z kim jeszcze dzisiaj się bawiłaś? ;>
Ja : Haha, tylko z Tobą. :) A numer skąd masz? ;>
Dean : No przecież Cię stalkuje ;) kolorowych snów.
Po przeczytaniu uśmiechnęłam się jak małe dziecko. Nie miałam siły odpisywać. Zasnęłam z uśmiechem.
CZYTASZ
Pomimo burz
DragostePrzeszkody, kłody rzucane pod nogi. Czy to wszystko jest w stanie przeszkodzić zakochaniu?