Spotkanie.

38 3 1
                                    

6:00
Czas wstać do szkoły. Cały tydzień czekaliśmy aż szanowny Christian pojawi się w domu. Nie zjawił się. Cipa do kwadratu.
6:50
Schodzę po schodach. Wchodzę do kuchni. Zgarniam jedno jabłko. Przy stole siedzi tata i brat. Jedzą śniadanie.
-Nie zjesz nic? - zapytał tata, standardowo podnosząc wzrok znad gazety.
-Nie jestem głodna, spieszę się na autobus. - odpowiedziałam zapinając plecak.
-Mogę Cię przecież podwieźć. Jadę w tym kierunku. - uśmiechnął się tata.
-Dzięki, poradzę sobie. - puściłam mu oko. Do kuchni weszła mama. Stanęła obój taty, zmierzyła mnie wzrokiem. Wgryzłam się w jabłko.
-Hm? - popatrzyłam na nią.
-Tak masz zamiar iść do szkoły? - wskazała na mnie. Nie rozumiem co jej się nie podobało w moim wyglądzie. Ubrałam zwykle, czarne spodnie, T-shirt z naszywkami różnych zespołów. Co do włosów - zostawiłam je tak jak były.
-A co w tym złego? - założyłam plecak na ramiona.
-Christian może przyjechać dzisiaj. Mogłabyś wyglądać troche lepiej! - zarzuciła mi. Spojrzałam na nią z gniewem.
-Jak kocha to i w najgorszym stanie! - zaśmiał się Max. Posłałam mu mordercze spojrzenie. Zdenerwowana wyszłam z domu.
7:30
-Hej! - odezwał się cichy głosik. - Coś Ty taka?!- zapytała żartobliwie Diana.
-O, hej Dian. - poprawiłam grzywkę. - Wybacz, średnio spałam. - skłamałam.
-Oj, znam ten ból. Całą noc się uczyłam! - przewróciła oczami.
-Z czego? - zapytałam pakując rzeczy do szafki.
-Matma...- uderzyła lekko głową w ścianę. Zaśmiałam się lekko razem z nią.
-No to współczuje. Smoczyca daje niezłe zadania. - skrzywiłam się na samą myśl. Zadzwonił dzwonek.
-Nawet nie pocieszaj. - powiedziała odchodząc w stronę klasy.
12:30
Czas lunchu! Nareszcie, umieram z głodu. Usiadłam razem z Diane. Opowiadała mi o sprawdzianie z matmy, który pewnie każdy oblał. No cóż. Od czego są drugie terminy?
14:30
Lekcje były dosyć spokojne. Żadnych rewelacji. Żadnego sms'a od rodziców, że przybyli szanowni goście. Póki co, dzień uważam za udany. Stałam przed wejściem do szkoły razem z Diane. Umawiałyśmy się na weekend. Babskie wieczory, no wiecie. Podszedł do nas Dean.
-Hej. - powiedział spokojnym głosem przytulając się do Diane, po czym próbował przytulić się do mnie. Wykonałam taktowny unik, pokazując mu, że nie mam najmniejszej ochoty w ogóle go dotykać. - Jeszcze jesteś obrażona? - powiedział ze znudzeniem w głosie.
-Jeszcze? - oburzyłam się.
-Tak, myślałem, że już Ci przeszło. - powiedział spokojnym głosem. Aż miałam ochote go rozszarpać.
-A ja myślałam, że masz troche oleju w głowie. - przewróciłam oczami. Dean chciał coś powiedzieć, ale ktoś zasłonił mi oczy.
-Zgadnij kto. - usłyszałam znajomy głos. Zamarłam.
-Christian.. - wyszeptałam ledwo słyszalnym tonem.
-Otóż to! - odsłonił mi oczy, złapał za rękę i obrócił dwa razy. Stałam teraz twarzą w twarz z tym dupkiem. Stałam jak słup soli. Patrzyłam w jego oczy, a on? Uśmiechał się perfidnie.
-Ekhem. - zakaszlał Dean. Diane szturchnęła go w brzuch.
-Kate, może przedstawisz nam kolegę? - zapytała radośnie.
-Tak, ee, tak.. - wyksztusiłam z siebie. Oderwałam wzrok od jego twarzy, zwróciłam się do przyjaciół. -Dean, Diane, to mój...eee- nie wiedziałam co powiedzieć. Kolega? Nie. Przyjaciel? HELL NO! Były? Nie. Może przedstawię go jako bezdomnego któremu kiedyś pomogłam i teraz mam ochote wyrzucić go jak najdalej.
-Jestem jej chłopakiem. - powiedział dumnie. Oczy Diany stały się duże, Dean spoważniał. Ja nareszcie odzyskałam mowę.
-Byłym chłopakiem. - uśmiechnęłam się sztucznie.
-To my zerwaliśmy? - zapytał zdziwiony z bananem na ryju.
-To my chodziliśmy? - moja mina była równa jego. Zmrużył lekko oczy, jakby chciał się kłócić, ale widział, że nie radzę mu tego z całych sił.
-Że co?! - krzyknęła Diane. Zwróciliśmy wzrok na nią. - O, sorry, nie chciałam tak głośno. - lekko się zaczerwieniła. Dean rozluźnił ramiona.
-Chłopak? - zapytał drżącym głosem.
-Taa..- zaczął Christian.
-Były. - przerwałam mu.
-A to kto?- wskazał na nich palcem.
-Mama Cię nie nauczyła, że nieładnie tak pokazywać palcem? - zapytałam zdenerwowana.
-Uczyła, ale średnio jej to wychodziło. - posłał mi buziaka.
-Widać. - wtrąciła się Diane. Chris spojrzał na nią ze zdenerwowaniem w oczach. - Diana, najlepsza przyjaciółka Kate. Miło mi. - podała mu rękę. Niestety bez wzajemności. - Albo i niemiło. - schowała rękę w kieszeń. - Cham. - powiedziała pod nosem. Na co lekko się zaśmiałam.
-No to fajnie. A Ty mięśniaku? - zapytał z ironią w głosie Chris.
-Też ładnie, ale wole Dean. - obserwowali się nawzajem. Musiałam przerwać tę okrutną ciszę.
-Co tu robisz? - zapytałam zwracając się do Chrisa.
-Twoi rodzice mówili, że na pewno się ucieszysz jeżeli po Ciebie przyjade. - uśmiechnął się. No, aż skacze z radości jak widać.
-Tja. - postanowiłam nie wypowiadać się dalej w tym temacie. - To my już pójdziemy. Cześć. - przytuliłam Diane, Dean nawet nie nalegał na cokolwiek. Stał obok i obserwował Chrisa.
15:30
Siedzimy wszyscy przy stole. Jak za dawnych, super fajnych lat. Mama razem z panią Hale siedzą obok siebie i plotkują, bo tak dawno się nie widziały. Tata razem z panem Hale rozmawiają o autach, polityce, no wiadomo. Zawsze o tym samym. Max i Chris rozmawiają głównie o autach, dziewczynach. Dwóch debili się spotkało i prosze. Ja? Bawię się jedzeniem. Nie mam ochoty rozmawiać z nikim z tego cudownego towarzystwa. Niestety. Zauważyli, że nic nie robię.
-Kurde, zadzwonił kumpel musze do niego skoczyć na chwile. - powiedział Max wstając z krzesła.
-Oszalałeś? - wyrwała z rozmowy mama. - Gości mamy, załatwisz to później. - powiedziała oschle.
-Spokojnie. Kate się nim zajmie. Dadzą sobie rade. - w tym momencie mina mamy zmieniła się w cudowny, ale i podstępny uśmiech. Max wyszedł. Chris dosiadł się do mnie.
-Skarbie, może pokażesz mu resztę domu? I swój pokój! Sama go urządziłaś! - powiedziała mama. No to zabrzmiało jak polecenie. "Idź z nim do łóżka". Dzięki mamo za oddanie.
Wstałam z krzesła, z miną niczym Grinch w święta.
-Chodź. - teraz to mój głos był serio podły.
***
Siedzimy w moim pokoju. On - czuje się oczywiście jak u siebie w domu. Ja - siedze przy biurku.
-Śliczny pokój. - powiedział obchodząc go trzeci raz. Brak reakcji. Rysowałam durne kreski na kartce, wszystko aby go nie słuchać. -Śliczne obrazy, Twoje, widać od razu. - zaśmiał się serdecznie. Złamałam ołówek.... - Po co te nerwy? - usłyszałam go za moimi plecami. Odwrócił mój fotel, tak, że teraz siedzę twarzą w twarz z nim. Nachyla się nade mną. Trzyma krzesło, nie mam jak się wywinąć. Oddycham szybciej. Zauważył to. - Po co te nerwy? - zapytał znowu, z uśmiechem podstępnym jak diabli, był niebezpiecznie blisko moich ust. Do pokoju weszła mama. BOGU NIECH BĘDĄ DZIĘKI!
-Oj! - krzyknęła. Chris wyprostował się, a ja ze strachu wstałam z fotela. Przepraszam, zapominam pukać. - zaśmiała się. - Chciałam tylko zobaczyć czy wszystko dobrze. Oki nie przeszkadzam, papapa - posłała nam buźki. No nadal, kolejne WIELKIE DZIĘKI, mamo.
-Niezręcznie. - zaśmiał się, popatrzył na mnie. Stałam obok niego.
-Pff - parsknęłam.
-Tylko tyle masz mi do powiedzenia? - popatrzył na mnie wzrokiem zbitego psa. Do pokoju znowu ktoś wszedł.
-Christian, zbieramy się. - powiedział tata Chrisa. -Jeszcze jutro pogadacie. - no i nareszcie odkupienie!
***
Jego rodzice czekali już w aucie.
-Szybko, nie żegnacie się przecież na zawsze! - zaśmiała się mama Chrisa. Szczerze to szkoda. Nie chce go widywać.
-Może nareszcie mi coś powiesz? - uśmiechnął się, przejechał po moim policzku. Gęsia skórka, eh.
-Miło było Cię poznać. - powiedziałam w miarę spokojnie. Popatrzył na mnie. Jego wzrok był zdezorientowany. Po chwili jakby oprzytomniał.
-Aaa, o to Ci chodzi. - zaśmiał się. Serio kurwa? Wolne żarty! Cała aż się zagotowałam. -Do jutra maleńka. - próbował pocałować mnie w policzek. Kolejny cudowny unik.
-Mrrr. - zamruczał. Wsiadł do auta, odjechali.
-Bleee. - wystawiłam środkowego palca. Przewróciłam oczami. Wróciłam do domu.
***
-Jak tam skarbie? - zapytała od progu mama. - Zmienił się, prawda? Zmężniał! - była podekscytowana. Nie odpowiadałam. Spojrzałam na nią z politowaniem, przewróciłam oczami. Pobiegłam na górę, zamknęłam za sobą drzwi. Upadłam na łóżko.
Zastanawiałam się jak taki palant może chodzić po świecie. I jeszcze ludzie go lubią. Co za dzień. Gdy Chris był tak blisko... czułam motyle w brzuchu. Czułam się jak wcześniej. Z jednej strony nie chciałam go pocałować, chciałam uderzyć, za to wszystko. Za wszystkie cierpienia i przepłakane noce. A z drugiej strony.. chciałam go pocałować. Tęsknie za nim. Za tym cudownym uśmiechem. Oczami, które były moje...
Moje przemyślenia przerwał dźwięk SMS'a.
Chris : Dobranoc piękna!
Grrrrrrrrrr

Dobranoc dupku.

Pomimo burzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz