Good Enough

1K 55 7
                                    


Minęły już trzy tygodnie odkąd Neymar pojawił się w FC Barcelonie. Początkowo nowi klubowi koledzy nie akceptowali go, dlatego ciężko było mu się tutaj zaaklimatyzować, a to przerzucało się również na jego grę. Z czasem jednak i kolejnym wspólnym treningiem miał coraz więcej kumpli, a teraz... Nie było chyba osoby, która by go nie lubiła. Cechował się naprawdę pozytywnym podejściem do życia i zarażał tym innych, był towarzyski i szybko zaprzyjaźnił się z Messim, który bacznie go obserwował.

-Podoba Ci się, co? -Spytał Pique rozciągając się przed treningiem. Leo siedział na murawie i przyglądał się Latynosowi uśmiechając lekko pod nosem, dotarły do niego jednak słowa Gerarda, na co wzdrygnął się lekko i szybko oderwał od niego wzrok.

-Co? On? Nie... -Mruknął pośpiesznie starając się już na niego nie patrzeć, jednak co pewien czas zerkał, nie mógł sobie poradzić bez patrzenia na niego. Cholernie mu się podobał, przestał myśleć o Gerardzie, który uprzednio był obiektem jego westchnień. -Dlaczego ma mi się właściwie podobać? -Spytał oburzony, choć to była tylko gra. Messi ukrywał się ze swoim homoseksualizmem, a mimo to i tak wszyscy wiedzieli o jego orientacji. Pique słysząc jego słowa zaśmiał się jedynie i podniósł z murawy kierując się do grupy. Leo odprowadził go wzrokiem, przez co stracił z pola widzenia Brazylijczyka.

-Idziesz, czy będziesz tu siedział? -Usłyszał nagle cichy szept tuż do jego ucha i znał ten głos, a mimo to wzdrygnął się przerażony, bo był taki skupiony na szukaniu go. Podniósł się z murawy i uśmiechnął do Neymara wyciągając rękę w jego kierunku.

-Idę, chodź... -Odpowiedział, by zaraz pociągnąć Latynosa za sobą, puszczając po drodze jego rękę. Uwielbiali grać w piłkę, to była ich pasja, a jednocześnie hobby, dlatego czas na treningu płynął nieubłaganie szybko. Po skończonym treningu cała drużyna udała się pod prysznice, a młody Santos został w szatni wyciągając ze swojej szafki jakąś gazetę. Messi w tym czasie musiał załatwić jakąś sprawę z trenerem, więc doszedł do szatni nieco później zastając tam samego Neymara. Spojrzał na jego gazetę, a w tym samym czasie Brazylijczyk odwrócił się do niego czując jego wzrok.

-Jutro mecz... Nie wiem, czy zagram, ale... Myślisz, że jestem dobry? -Spytał wyczekująco. Młody Santos bardzo dużo ćwiczył, o wiele więcej od reszty drużyny, w starym klubie był najlepszy, ale teraz, grając z zawodnikami takiego formatu po prostu bał się, że sobie nie poradzi, że da plamę, a wszyscy zawodnicy z jego nowej drużyny będą na niego źli. -Nie chciałbym tego spieprzyć, to pierwszy mecz, to dla mnie ważne. -Powiedział i zagryzł dość mocno wargę. Chłopak był drobny, więc Messi był pewien, że silniejsi i więksi zawodnicy będą go niesamowicie męczyć i faulować do skutku, poza tym był dobry, bardzo dobry. Nikt nowy na samym początku nie był brany pod uwagę do grania w podstawowym składzie na pierwszym meczu, który się natrafi, a tutaj... Trener nawet się nie zastanawiał, zaufał instynktowi i wiedział, że Neymar może być naszym drużynowym asem w rękawie.

-Ney... Jesteś dobry, pewny siebie, odważny, masz niesamowite umiejętności. Na pewno dasz radę. Musisz tylko sobie zaufać. -Powiedział Leo i puścił oczko w jego kierunku rozbierając się ze swojego stroju. Neymar odwrócił wzrok, krępował się patrzeć, chociaż nie wiedział czemu. Nikt go tutaj nie znał i nikt nie wiedział, że jego pociąg seksualny skierowany jest głównie w stronę mężczyzn, a Messi? Od razu mu się spodobał.

[...]

-Jesteśmy w stanie to wygrać, tylko się skupcie. -Powiedział do nich trener tuż przed drugą połową meczu. Neymar rozejrzał się po kolegach oddychając spokojnie, był już odrobinę zmęczony, ale mimo wszystko zamierzał dać z siebie jak najwięcej, chciał pokazać przeciwnikom na co go stać i udowodnić trenerowi, że warto było go kupić. Podniósł się i poszedł do łazienki, by opłukać jeszcze swoją twarz. Było zero, do zera. Ale remis nie dawał mu żadnej satysfakcji. Wyszedł z łazienki dołączając do kolegów, którzy wychodzili właśnie na boisko, obok niego szedł Messi, który nawet na niego nie spojrzał, ale Brazylijczyk szarpnął go za ramię. -Jeśli będzie taka możliwość... Podawaj mi piłki. -Poprosił. Wiedział, że może być tym koniem trojańskim skierowanym w kierunku przeciwników, był pewien siebie jak jeszcze nigdy. Niemożliwe pozornie, stawało się możliwe.

-Wygramy to, nie martw się młody. -Usłyszał od Gerarda, który wymijał go przy wejściu. Kiwnął jedynie głową, chociaż tak na prawdę się bał, że nie sprosta zadaniu, a drużyna będzie miała mu to za złe.

I ruszyli, rozpoczęła się druga połowa, Neymar z łatwością przechwycił piłkę od rywala tuż spod bramki FC Barcelony. Bez najmniejszych problemów omijał przeciwników i gonił na przód, by przebiec z piłką przez całe boisko i wpakować ją prosto do bramki przeciwnika, Leo biegł tuż za nim, a widząc co chłopak robi był pełen podziwu i od razu podbiegł do niego przytulając mocno do siebie.

-Widzisz, mówiłem... Wystarczy uwierzyć w siebie, a będziesz diamentem. -Szepnął do niego mierzwiąc jego włosy i odszedł. Brazylijczyk odprowadził go wzrokiem śmiejąc się samemu do siebie, był nad wyraz szczęśliwy. Ta bramka wzmogła w nim chęci do wykorzystania większej ilości sytuacji bramowych i to też zamierzał zrobić przy kolejnym swoim ruchu. Przeciwnicy widząc jednak jak gra zaczęli go faulować i zastraszać. Był drobny, niski i wystraszony przez silniejszych od siebie graczy. Faule były niesamowicie bolesne. Nagle został pchnięty na murawę, więc chcąc się odegrać wstał do przeciwnika i zaczął go wyzywać, wnet przybiegli jego koledzy i otoczyli Neymara. Pomiędzy nich wpadł Messi i reszta drużyny, która broniła go co sił.

-Zostawcie go. -Warknął zły Argentyńczyk prowadząc Neymara na ich stronę boiska. Ostatni faul, który poczuł Santos, był tym finałowym. Opadł na murawę i zacisnął mocno palce dłoni na swojej kostce tarzając się po murawie i wyjąc z bólu. Nie mógł się podnieść, bolało go jak cholera. W końcu został wyniesiony na noszach. Zostało dziesięć minut meczu, miał nadzieję, że drużyna poradzi sobie bez niego. Siedział w pokoju sanitarnym i dostał jakieś proszki uspokajające, oraz przeciwbólowe, bo po woli tracił od tego bólu zmysły. To był jedynie naciągnięty mięsień, chociaż lekarze powiedzieli, że mogło się skończyć tragicznie. O kulach wrócił do szatni i usiadł na ławce zakrywając dłońmi twarz. Cholernie cierpiał z powodu, że nie będzie mógł grać przez najbliższe trzy mecze. To była dla niego największa kara. Czuł łzy, które cisnęły mu się do oczu, ale kiedy tylko do szatni weszła drużyna opanował się i odwrócił swój wzrok.

Say SomethingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz