Epilog

270 25 9
                                    

*Nathaniel*

Podniosłem się z ziemi, otrzepałem ubrania i poszedłem w kierunku ogniska, które dostrzegłem dopiero przechodząc przez dość wysokie krzaki. Widząc z daleka Jacoba i Amandę, uśmiechnąłem się do nich, i zacząłem im machać. Usiadłem obok chłopaka, po czym objąłem go ramieniem i dałem mu lekkiego buziaka w policzek.

- Jass... Dobrze się czujesz? - zapytał, przykładając mi dłoń do czoła. Był mocno podpity, a z jego ust... No cóż... Kwiatkami nie pachniało... Ale mimo to, wciąż był na swój sposób pociągający.

- Oczywiście, że tak. - zaśmiałem się, odsuwając jego rękę, jednak jej nie puściłem, tylko splotłem nasze dłonie ze sobą.

Wyjdź z mojej głowy!! Dlaczego nie mogę się ruszyć, ani nic powiedzieć!? Zostaw go!

Usłyszałem gdzieś z tyłu głowy cichy głosik Jaspera. Zaśmiałem się tylko, bardziej z niego, niż z tego, że właśnie wygłupiałem się z resztą grupy, jednocześnie wciąż obejmując Jacoba.

Pogadamy później.

Zaśmiałem się w myślach, całkowicie skupiając się na ognisku.

**
Dwa dni później zaczęliśmy zbierać się do domu.

- Ej, Jasper! Widziałeś gdzieś Nathaniela? Nigdzie go nie ma... - Odezwał się Jacob, pakując ostatni namiot do samochodu.

- W sumie od samego początku wyjazdu go nie widziałam... - przyznała Amanda.

- Pojechał wcześniej. Nie podobało mu się tutaj, więc wrócił do domu. - Odparłem, wzruszając ramionami. Stałem oparty bokiem o samochód i czekałem, aż wszyscy w końcu się zbiorą, a my będziemy mogli ruszyć.

- Dziwne trochę, że nawet się z nami nie pożegnał... - powiedziała ,jakby trochę zawiedziona tym faktem.

- Chciał - odpowiedziałem szybko. - Ale widząc, w jakim jesteście stanie... No cóż... I tak byście nic z tego nie pamiętali. - zaśmiałem się, na co oni spojrzeli na mnie udając, że ich to uraziło, ale po chwili wszyscy się z tego śmialiśmy.

Jeszcze tego samego dnia, późnym wieczorem, wróciłem do domu, gdzie rozpakowałem rzeczy i udałem się do kuchni, a wtedy przypomniałem sobie o pewnym, cichym głosiku w mojej głowie.

- Jesteś tam jeszcze? - zapytałem na głos, wiedząc, że i tak będzie mnie słyszał. Kiedy byłem pewny, że jeszcze siedzi mi w głowie, westchnąłem ciężko i przygotowując sobie coś do jedzenia, zacząłem mu wszystko tłumaczyć. - Zaczynając od początku... - wciąż mówiłem na głos, byłem pewny, że nikt mnie nie podsłuchuje. - chciałeś, żebym został z tobą na zawsze, tak? Nie chciałeś mnie zostawić i nie chciałeś, żebym ja zostawił ciebie. W ten sposób dokonałeś wyboru, że podarujesz mi swoje ciało. Gdyby nie ty, zapewne już bym się smażył w piekle... - zaśmiałem się pod nosem, po czym upiłem łyk herbaty i z talerzem pełnym kanapek w jednej ręce, i kubkiem w drugiej, udałem się do salonu, gdzie włączyłem telewizor na pierwszy z brzegu kanał. - w sumie powinienem być ci za to wdzięczny i jestem. Tylko dlatego możesz usłyszeć powód, dla którego TY już nie będziesz istniał. - kontynuowałem - Hmm... Jakby ci to wyjaśnić.... - zacząłem się zastanawiać na głos, przeżuwając kolejne kęsy kanapek. - Co kilkanaście lat my, można w pewnym sensie nas nazwać demonami, musimy przejąć czyjeś ciało, by móc istnieć. Możemy dysponować nim, aż do jego śmierci, no chyba, że nam się nie spodoba, to w każdej chwili można je porzucić, nikt nie będzie nawet na to zwracał uwagi. Jednak zanim porzuci się dane ciało, należy znaleźć jakieś na zastępstwo. Tak, jak w tym przypadku, młody został zabity, ale nie mogłem znaleźć odpowiedniej osoby, w którą mógłbym się wcielić, że tak to ujmę, aż trafiłeś się ty. Nawet sobie nie wyobrażasz jaki miałem ubaw, udając przed tobą cichego, skromnego, pokrzywdzonego przez los duszka. - zaśmiałem się, przywołując w pamięci odpowiednie obrazy. - To było prostsze niż z tym dzieckiem. Ono ciągle o wszystko pytało i szczerze żałowałem, że go wybrałem, ale nie mogłem się wycofać. Myślałem wtedy, że jak wezmę młode ciało, nie będę musiał zbyt szybko go zmieniać, no ale jego śmierć wszystko mi pokomplikowała. Nie przepadam za zmianami ciał, ale jeśli chcę żyć, jest to konieczne... - westchnąłem głośno - Chyba już na ciebie czas i tak powiedziałem ci za dużo, teraz musisz zniknąć, ale nie martw się. Twoje ciało zostaje w dobrych rękach - zaśmiałem się. Tak naprawdę polubiłem tego gościa i jakoś nie chciałem, żeby odchodził, ale też musiałem myśleć o sobie. Mój czas na ziemi się kończył, musiałem szybko kogoś znaleźć... - Zaopiekuje się twoimi przyjaciółmi, studiami i tym wszystkim - obiecałem - Wiesz... Ten Jacob jest naprawdę spoko, nie rozumiem dlaczego nie chciałeś z nim być. Nah... już ja się tym zajmę... - odezwałem się, przeciągając się. Byłem strasznie zmęczony. - Pójdę już spać... Jutro cię już tutaj nie będzie... - powiedziałem kierując się w stronę sypialni, gdzie zacząłem się przebierać, po czym położyłem się na łóżku.

***

Jasper nie dawał już znaku życia, więc w spokoju mogłem zająć się swoim nowym życiem. Kilka dni po powrocie z wycieczki zacząłem spotykać się z Jacobem, jakoś się układa, ale nie jest tak kolorowo, jak sobie wyobrażałem. Głównie przez mój charakter, ale co ja poradzę, skoro jestem demonem? No cóż... Jak nie on, będzie inny... Niedługo skończę studia i mam zamiar wyruszyć w świat, by znaleźć kolejne ciało, tym razem w zupełnie innym miejscu. Niby mam jeszcze sporo czasu, jednak zawsze lepiej jest być zabezpieczonym...

~~~~

No i mamy koniec tej cudownej (tak, tak wmawiaj sobie) opowieści. Nie ukrywam, że strasznie się cieszę, że to koniec XDD

No to ten... dzięki za wszystkie gwiazdki, komentarze i oczywiście cierpliwość C':

Save me...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz