9.

305 42 8
                                    

Siedziałem razem z Nathanielem, nawet nie wiem gdzie, liczył się tylko on. Tuliłem go do siebie aż ten odsunął się, spojrzał mi w oczy, by po chwili mnie pocałować.

- Jasper.... Jaaaaassss.... - i znów jego ustka na moich. Najcudowniejsze uczucie na ziemi.

- Ahh... Jasper wstawaj, bo ci śniadanie stygnie! - usłyszałem nad sobą, lekko zirytowanego chłopaka, a po chwili poczułem uderzenie poduszką w głowę. Jęknąłem cicho, przekręcając się na bok. - Ehhh.. gorzej niż dziecko... - westchnął, opadając ciężko na łóżko. - Co mam zrobić żebyś wstał, hm? - zapytał, a mi przypomniał się sen... spojrzałem na niego i ułożyłem usta w, jak to dziewczyny nazywają, dzióbek, po czym uśmiechnąłem się szeroko. Nath zarumienił się, ale nie musiałem długo czekać aż znów poczuję jego cudowne usta. Pochylił się nade mną i bardzo delikatnie musnął moje wargi, po czym od razu się odsunął, co było powodem tego, że wydałem z siebie cichy jęk niezadowolenia.

- Ayaaaaa! Nie marudź mi tutaj i wstawaj jeść albo nigdzie nie idziemy! - oj chyba się zezłościł, ale jest słodki jak się denerwuje. Zaśmiałem się cicho, jak trzasnął drzwiami, zostawiając mnie samego. Niezdarnie wyszedłem z łóżka i lekko chwiejnym krokiem poszedłem do kuchni, gdzie Nath siedział i zajadał się zrobionymi przez siebie omletami. Usiadłem naprzeciwko niego i również zacząłem jeść naszykowaną dla mnie porcję. Przez cały czas, w ciszy, patrzyłem na niego, uśmiechając się lekko, aż Nath trochę zawstydzony podniósł się, pozmywał po sobie i mówiąc, że idzie pod prysznic, zniknął z mojego pola widzenia.

- Słodki... - powiedziałem do siebie, kręcąc głową i uśmiechając się. Gdy miałem już wstawać od stołu, by po sobie pozmywać, zadzwonił Jacob, mówiąc, że jest mała zmiana planów i będą jeszcze trzy osoby, więc mam wziąć swój samochód. Po półtorej godzinie siedziałem z Nathanielem i Amandą w aucie i jechaliśmy na działkę. Tymi trzema osobami okazały się dwie koleżanki bliźniaczki oraz jakiś stary kumpel Jacoba. Na miejscu byliśmy przed 14, wszyscy byliśmy już głodni, więc ja razem z resztą chłopaków poszliśmy do lasku, który był zaraz obok małej, drewnianej altanki, by uzbierać drewno na ognisko, dziewczyny zaś miały ogarnąć altankę i przygotować jedzenie na grila. Nathaniel nie odstępował mnie nawet na krok, Austin, kolega Jacoba, naśmiewał się z niego, że zamiast być z nami, powinien siedzieć z dziewczynami, chociaż i one więcej by pomogły przy zbieraniu. Już go nie lubię. Kazałem mojej małej kruszynce nie zwracać na niego uwagi. Do wieczora nie działo się nic ciekawego, a kiedy słońce już zaszło, usiedliśmy przy ognisku i zaczęliśmy się wygłupiać, pić i śpiewać. Dopiero gdzieś nad ranem Nath zaciągnął mnie do naszego namiotu i kazał mi iść spać.

- Gdzie idziesz maluszku? - wybełkotałem, widząc, że wychodzi.

- Śmierdzi od ciebie, nie będę tu siedział. - powiedział stanowczym tonem i tyle go widziałem, zasnąłem prawie od razu.

***
Trzy dni nieprzerwanej imprezy, picia i zabawy. Był właśnie wieczór trzeciego dnia odkąd tu przybyliśmy, wszyscy poza Nathanielem byliśmy mocno wstawini, no ja może trochę mniej, bo głowa i żołądek miały już dosyć. Leżałem na trawie niedaleko brzegu jeziora, kiedy przyszedł Nath. Uniosłem się na łokciu spoglądając na siedzącego teraz, spory kawałek ode mnie blondyna. Widać było, że był bardzo przygnębiony. Przesunąłem się w jego stronę i kiedy byłem wystarczająco blisko, objąłem go ramieniem, jednak on się skrzywił i odsunął.

- Śmierdzisz. - jedyne słowo, które usłyszałem od niego od pierwszego wieczoru... Nie wiele myśląc podszedłem do brzegu jeziora, wiedziałem, że pod wpływem alkoholu nie powinienem wchodzić do wody, bo mógłbym się utopić, dlatego przykucnąłem nad taflą wody i zacząłem się na ochlapywać. W końcu zrzuciłem z siebie ubrania i wszedłem do zimnej wody, zanurzając się do pasa, dalej wolałem nie wchodzić, mogłoby się to źle skończyć. Po krótkiej 'kąpieli' wróciłem na trawę, jednak Nathaniela tam nie było. Zrezygnowany westchnąłem i położyłem się na ziemi. Byłem cały mokry, było mi zimno i czułem, że skończy się to przeziębieniem, lecz wtedy nie przejmowałem się tym, rozmyślałem o zachowaniu Natha. Nie spał w naszym namiocie, ciągle siedział gdzieś z boku i po prostu patrzył przed siebie, nie chciał się z nami bawić, nic kompletnie... Może mu się tutaj nie podoba? Powinienem go stąd zabrać? Ale jestem pijany, nie mogę... przynajmniej mogę w miarę trzeźwo myśleć... nigdy więcej takich wyjazdów! A Mogłem po prostu zostać sobie w domu, z Nathanielem, pewnie byśmy oglądali filmy, może jakiś horror, a Nath jakby się na bał, przytuliłby mnie... wtedy bym go przesunął jak najbliżej siebie, pocałował w te delikatne, słodkie ustka, a potem... Moje przemyślenia przerwał Nath, rzucając na mnie ręcznik.

- Przeziębisz się, jak będziesz tak leżeć... - powiedział i wrócił do swojej poprzedniej pozycji, robiąc to samo co dotychczas - siedząc na trawie z podkulonymi nogami, wpatrywał się w taflę jeziora, zagłębiając się w swoich myślach. Przez chwilę go obserwowałem, po czym wytarłem już prawie suche ciało, ubrałem się i podszedłem do blondyna. Usiadłem obok, niezbyt pewny czy mogę go objąć, podparłem się na rękach. Po dość długiej ciszy usłyszałem pociągnięcie nosem i głębsze oddechy ze strony Nathaniela. Spojrzałem na niego lekko przestraszony i zobaczyłem mały strumień łez na jego policzku. Delikatnie ująłem jego twarzyczkę w dłonie, ocierając wciąż wypływające krople. Nath spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi, błękitnymi oczkami, które teraz błyszczały w świetle księżyca, przez znajdujące się w nich łzy, jednak można w nich było w dostrzec ogrom nieszczęścia, rozpaczy i czegoś na kształt strachu i bólu. Przytuliłem go mocno, zmniejszając tym samym odstęp między nami do zera. Sam Nathaniel na początku objął mnie niepewnie, by po chwili wtulić się we mnie z całych sił. Zaczął płakać jeszcze bardziej, więc delikatnie kołysałem jego drobne ciałko i głaskałem go po plecach.

- Co się dzieje? Dlaczego płaczesz? - zapytałem kiedy już trochę się uspokoił.

- Bo... muszę wybrać między zostaniem tutaj, a powrotem do siebie. - powiedział po dłuższej chwili.
- Nie wiem czy to przez alkohol, czy co, ale nie rozumiem w czym problem. - przyznałem, drapiąc się po głowie, na co Nath spojrzał się na mnie jakby z politowaniem,po czym znów zwrócił wzrok na jezioro.

- Albo zostanę tutaj, będę żył z tobą, dostanę kolejne życie, ale nigdy więcej, aż do śmierci, kolejnej śmierci, nie wrócę do siebie, nie zobaczę się z mamą i resztą mojej rodziny, która była tam ze mną, albo.... wrócę tam i już nigdy się nie spotkamy, nawet po twojej śmierci... - wyznał, a po jego policzkach znów zaczął spływać strumień łez. Ja natomiast siedziałem osłupiony, nie wiedząc jak powinienem zareagować.

Save me...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz