Rozdział 4: Życzliwość

806 77 20
                                    

Nawet jeśli nieznajomy wykonywał większość pracy w podtrzymywaniu go, to i tak poruszanie się było dla niego wyzwaniem. Zaledwie pięć kroków powodowało u niego zawroty głowy. Żołądek podpłynął mu do gardła, gdy zatrzymał się w pół kroku. Świat wirował. To nie było normalne. Stanął w miejscu, a jego palce zacisnęły się na zielonym materiale bluzy nieznajomego, którego kurczowo się trzymał, kiedy wirowanie się nasiliło, a jego pole widzenia zamazało. Szybko zamknął oczy, próbując zatrzymać zawroty głowy i zachwiał się niepewnie, prawie przewracając.

- Nie mogę chodzić – wyszeptał, bojąc się, że jego własny głos może wystarczyć, żeby przewalił się na ziemię. Nawet jeśli chciał, nie mógł poruszyć swoimi nogami. Jego kolana były napięte, a stopy wydawały się być z ołowiu. – Nie mogę się poruszyć.

- Nie bój się, trzymam cię – odpowiedział obcy i materiał pod jego rękami przesunął się, kiedy się poruszyli.

Ułamek sekundy później jego puls przyspieszył, kiedy naszła go straszna myśl, że mężczyzna może odejść. Czy próbował? Nie mógł go tam zostawić. Nie tak. W odpowiedzi, jego ręka mocniej zacisnęła się wokół bluzy, nie chcąc jej puścić. Nie mógł odejść. Powiedział, że są przyjaciółmi.

- Nie zostawiaj mnie – szepnął z zamkniętymi oczami, mocniej się do niego przyciskając. Nie wiedział skąd przyszła mu do głowy kolejna myśl, ale szybko rozprzestrzeniła się i strach przed powrotem na zimny, brudny chodnik znów chodził mu po głowie. A jeśli znów będzie padać? Co jeśli grzmoty i błyskawice wrócą, a on będzie leżał na ziemi z ramieniem bolącym przy każdym błysku i kłującą klatką piersiową z każdym uderzeniem? Nawet myśl o tym, żeby znowu spotkać się z deszczem, sprawiała, że jego ręce się trzęsły. – Proszę.

- Tord, nie zostawię cię. Obiecuję.

Prawdę mówiąc, to go średnio uspokoiło. Zwłaszcza, że w następnej sekundzie przewalił się do przodu. Jednak zamiast spaść na zimny, szorstki chodnik, wylądował na miękkim materiale, podobnym do jego kaptura. Jego ciało zachwiało się przez chwilę, dopóki nie poczuł dwóch ramion pod jego kolanami, zapobiegających spadnięciu z pleców nieznajomego. Kiedy otworzył oczy, zobaczył ciemne włosy obcego, a gdy pochylił się lekko w prawo zobaczył aleję, która nadal wirowała jak karuzela. Ale bez stania na ziemi i obawy, że spadnie, łatwiej było mu to znieść.

- Tam, widzisz? – powiedział nieznajomy, zaskakując go niezmęczonym tonem, chociaż niósł na barana kogoś tej samej wagi. Albo on nie ważył tak dużo, lub mężczyzna był po prostu bardzo silny. Tak czy siak, było dla niego łatwiej, gdy nie musiał się martwić o chodzenie. Delikatnie chwytając ramiona nieznajomego, znowu zamknął oczy. Nawet jeśli nie groził mu upadek, wirowanie nadal powodowało u niego ból głowy.

- Dziękuję – wymamrotał, kiedy wyniósł go z alei, z której nie wychodził przez kilkanaście dni. Chociaż nie mógł tego zobaczyć, obcy uśmiechnął się, kierując się do swojego mieszkania.

Gdy następnym razem się obudził, nie było spokojnie. Jego oczy otworzyły się, kiedy odetchnął krótko, czując swędzenie w gardle zawsze zapowiadające kaszel, który nastąpił chwilę później. Jego serce próbowało wyrwać się z piersi, kiedy wystrzelił do góry, a głowa zaczęła boleśnie pulsować. Musiał przestać to robić. Nie mógł nie wiadomo kiedy zasypiać i budzić się oszołomiony i zmieszany. Kaszlnął głośno raz...dwa...trzy...cztery razy, zanim w końcu przestał. Kaszel sprawiał, że bolało go gardło, a pierś zaciskała się i chociaż przestał i ból nieznacznie zanikał, nadal się ociągał. Ale zignorował to na chwilę, rozglądając się po otoczeniu. Leżał na sofie z białym kocem na kolanach. Jego bluza zniknęła, a złamany pistolet nie znajdował się nigdzie w zasięgu wzroku, choć prawdę mówiąc nie pamiętał czy go zabrał, czy nie. Ostatnie dni były dla niego bardziej zamazane, niż inne i jego priorytety zniknęły kiedy został znaleziony. Na jego kolanach spał wygodnie szary kot, którego wydawało się nie obchodzić, że się poruszył. Cóż, nie miał zamiaru w najbliższym czasie wstawać. Było zwierzę, śpiące na jego kolanach i nie chciał mu w tym przeszkadzać. Spoczęło na nim poczucie odpowiedzialności, gdy próbował się nie ruszać, ale jednocześnie zobaczyć, gdzie właściwie się znajdował. Pokój był trochę ciasny, jednak nie miał zbyt wiele mebli zajmujących przestrzeń, oprócz kanapy i telewizora na ścianie.

Forget Me Not - Nie zapomnij mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz