Zostałem porażony paralizatorem. Dotarło to do mnie dopiero wtedy, gdy obolały obudziłem się w więziennej celi. Wilgotne powietrze zaniedbanego pomieszczenia podrażniało moje nozdrza. Bez celu leżałem na prowizorycznym łóżku, starając się wywnioskować co się wydarzyło przed kinem.
Aaaa..... no tak. Cholera, zapomniałem. Ustawa „Nic się takiego nie stało" zabraniała jakiegokolwiek wspominania o Weirdmagedonie w miejscu publicznym. Dlatego właśnie leżę teraz w tej cholernej celi pod nosem wyzywając Ciphera od najgorszych dupków.
- Żarcie – oznajmił Durland przynosząc mi na tacy papkę, którą tutaj nazywają jedzeniem. Zanim jeszcze poszedł spojrzał na mnie złowrogo. Zapewne nie mógł uwierzyć, że mi wcześniej zaufał.
Wziąłem się za posiłek. Śmierdział mokrym psem, co potęgowało moje wspomnienia z dzisiejszego zdarzenia. Poczułem się cholernie upokorzony, będąc tak wymiganym przez ten pieprzony trójkąt. Włożyłem łyżkę z jedzeniem do buzi. Więzienne jedzenie nie miało smaku, wręcz kipiało obojętnością. Jedząc je czułem jeszcze większą zniewagę. Nie dość, że siedziałem w zimnej celi z żelaznym materacem zamiast łóżka to muszę jeszcze jeść jedzenie pachnące kundlem.
Odłożyłem półpełną miskę przed drzwi, a sam położyłem się na prymitywnym legowisku. Nie mogłem na niczym skupić swoich myśli gdyż śmierdzący materac wbijał się w moje plecy. Leżałem i wgapiałem się w sufit. Wyliczałem wszystkie niedoskonałości tego pokoju. Zimne łóżko, kąty poprzetykane pajęczymi sieciami, martwy szczur na drugim końcu pomieszczenia, nieznane znaki powypisywane na ścianie. Jeden z nich łudząco przypominał........ Billa!
Jak poparzony uciekłem na drugi koniec pokoju skulając się obok zwłok małego zwierzęcia. Z przerażeniem przyglądałem się niezbyt artystycznemu rysunkowi Ciphera. Ukryłem się w swojej bluzie i wyczekiwałem na cud licząc własne oddechy.
- Dipper! – z stanu półsnu wybudził mnie znajomy głos.
Podniosłem głowę i zmierzyłem wzrokiem pochylającą się nad mną osobę. Na mojej twarzy zawitał nieśmiały uśmiech, gdy napotkałem na stare oczy schowane zza okularami z rysą na jednym ze szkiełek.
- Wujku – powiedziałem cicho. Czułem się obdarty z dumy, zawstydzony, skrępowany własnym strachem. Zapewne wiedział już o całej sytuacji. Gdyby nie był świadomy dzisiejszego zdarzenia zapewne nie było by go tu teraz. – Przepraszam – zaskomlałem i zacisnąłem powieki powstrzymując się przed płaczem.
- No już, nie rozklejaj mi się tu – pogłaskał mnie po głowie. – Możemy wrócić do domu – pocieszył mnie i pomógł mi wstać.
Drżąc na całym ciele wstałem na nogi i niezgrabnie opuściłem celę. Ford zajął się uniewinnieniem mnie, a ja bezwładnie skierowałem swoje kroki do samochodu, w którym czekał na mnie Soos. Położyłem się na tylnym siedzeniu, a on nie wypowiedział ani słowa, za co byłem mu bardzo wdzięczny.
Gdy wróciłem do domu od razu zamknąłem się w pokoju moim i Mabel nie zważając na dobijające się głosy zza drzwi. Po prostu chciałem być sam.
YOU ARE READING
Bez względu na wszystko
RandomCztery długie lata wlokły się za mną niemiłosiernie. Starałem się zacząć żyć jak normalny nastolatek, ale ciężko było mi się podnieść po apokalipsie, która odbyła się jakiś czas temu w Wodogrzmotach Małych. Nawet mając wsparcie w siostrze i wujkach...