- Więc? - podniosł brew i splótł ręce na piersi. - Co się wydarzyło w lesie?
Chwilę wytrzymałem jego spojrzenia, ale zaraz podwróciłem wzrok.
- Wszyscy jestęsmy zmęczeni po tym dniu - odparłem wymigująco. - Może odpuśmy sobie tą rozmowę. Pogadamy jutro, wujku - zmusiłem się do opanowania drżącego głodu. Powoli wstałem z fotela i ruszyłem do wyjścia z pokoju przepełnionego napięciem.
Stanford zagryzł wargę. Jego twarz wskazywała na to, że w głębi siebie walczy ze sobą i nie jest pewien czy nadal kontynuować tą rozmowę. Przyspieszyłem kroku chcąc wyplątać się z kepującej wymiany zdań ze swoim wujkiem.
- Rany na twoich dłoniach i nadgarstkach - przemówił dopiero gdy zaczynałem się wspinać na schodach. Wstał i podszedł do mnie mierząc chłodnym spojrzeniem. - Niemożliwe żeby znalazły się tam przypadkowo - chwycił mnie za rękę i odsunął rękaw bluzy pokazując siatkę cienkich ranek.
Zakłopotany popatrzyłem najpierw na ramię, a potem na wuja. Jak miałem mu wytłumaczyć, że to nie ja zadałem sobie te rany? Przecież nie mogłem powiedzieć mu o pakcie z Billem. Ford jeszcze chwilę marszczył brwi, a potem westchnął zrezygnowany i spojrzał na mnie smutno.
- Dipper - powiedział takim tonem, że od razu odczułem jak dobija się do mnie poczucie winy. - To nie tak, że chcę ci udowodnić, iż sam się okaleczasz - wydźwięk tych słów odbijał się leszcze długi czas po naszej rozmowie w mojej głowie. - Ja, twoja siostra, Stanley... wszyscy się o ciebie martwimy. Tak bardzo nie chcemy cię stacić - z trudem wypuścił powietrze przez nozdrza.
Chciałem coś powiedzieć, ale język zaplątał mi się o zęby i za nic nie mogłem odnaleźć słów, które byłyby odpowiedzią na treść przekazaną mi przez Stanforda.
- Zrobisz z tą wiedzą co będziesz chciał - ciągnął zgorzkniale. - Ale pamiętaj jedno. Samobójstwo nie jest drogą do niczego - mruknął i wyminął mnie na schodach.
Ociężale udał się do swojego pokoju. Usłyszałem jeszcze jedynie ciche trzaśnięcie , nim cała ta sytuacja wylała się na mnie jak wiadro zimnego lodu. Przez ciało przeszły mi dreszcze, a ja nie byłem w stanie się ruszyć.
Szybko udałem się do łazienki i przetarłem twarz wodą. Czułem się niesamowicie wyczerpany i fizycznie i psychicznie. Spojrzałem w lustro i o mało co nie krzyknąłem. Na samym początku nie byłem w stanie uwierzyć, że moje odbicie naprawdę należy do mnie. Wyglądałem okropnie. Nieprzytomnie zakryłem dłońmi twarz.
- Muszę iść spać - powiedziałem sam do siebie. - Jutro wszystko ogarnę.
Ku mojemu zdziwnieniu wystarczyło się położyć by powieki same opadły.
YOU ARE READING
Bez względu na wszystko
RandomCztery długie lata wlokły się za mną niemiłosiernie. Starałem się zacząć żyć jak normalny nastolatek, ale ciężko było mi się podnieść po apokalipsie, która odbyła się jakiś czas temu w Wodogrzmotach Małych. Nawet mając wsparcie w siostrze i wujkach...