8

720 79 8
                                    


        Gdy znudziło mi się parogodzinne kluczenie pomiędzy drzewami udało mi się znaleźć małą jaskinię. Powyrywałem z okolicy mech, pozbierałem liście i wyłożyłem sobie legowisko. Na początku chciałem tylko chwilę odpocząć, ale szybko zmorzył mnie sen.

Głos nagich stóp uderzających o posadzkę był jedynym dźwiękiem, który docierał do mnie. Biegłem przez wąski korytarz, uciekając przed niewidzialnym wrogiem. Raniąc nogi o ostre kawałki podłogi starałem się wydostać z niekończącego się tunelu. Przejście, prowadzące jak na razie donikąd, było wielkim ametystem, z wydrążoną drogą przez środek minerału. Próbowałem nie rozdzierać sobie skóry na wystających kryształach.

- Pine-tree – echo odbiło się od ścian korytarza. Szyderczy głos był dla mnie jak najlepszy trening motywujący. Od razu przyspieszyłem kroku i po chwili mknąłem przez kalejdoskopową drogę zostawiając za sobą ścieżkę z krwi.

Nie wiem ile tak biegłem. Wiem jedynie, że płuca i żołądek w pewnym momencie odmówiły mi posłuszeństwa. Zatrzymałem się kaszląc i wymiotując na zmianę. Oparłem się dłonią o jeden z wystających kryształów by nie utracić równowagi. Nabiłem się ręką o zaostrzony kawałek. Zakląłem siarczyście odpychając się od oparcia. Obolały odwróciłem się do tyłu lustrując drogę, którą przebiegłem. Pomimo półmroku, który mnie otaczał, byłem w stanie dostrzec czerwone odciski moich stóp oraz zakrwawiony kawałek minerału.

Zmrużyłem oczy. Byłem już tak zmęczony nieustanną ucieczką, że wydawało mi się, iż widzę przed sobą dwa świetliki. Schowałem twarz w dłoń, ukrywając swoją bezradność. Nie płakałem. Po prostu potrzebowałem chwili by dojść do siebie.

- Dipper – szept mojego własnego głosu otarł się mi o ucho.

Drżąc, obróciłem się w stronę dźwięku.

Mój własny cień patrzył na mnie parą złotych, świecących się guzików. Chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, a potem on uśmiechnął się od ucha do ucha szparą, którą traktował jak usta.

- Dipper – powtórzył.

Przełknąłem ślinę.

- Dipper – ponowił śmiejąc się przerażająco.

W mojej głowie zapaliła się latarenka, mówiąca „Uciekaj!". Postawiłem parę szybkich kroków, ale cień chwycił mnie za rękę. Odwróciłem się do niego. A wtedy on otworzył swoje szparkowate usta wypełnione rzędem czarnych zębów. Próbowałem się wyrwać, ale wtedy on rzucił się na mnie i pochłonął mnie w nicość niematerialnego ciała.

Znalazłem się w nicości. Otaczała mnie czerń, a ja nie mogłem się ruszyć. Od wszechogarniającej czerni dzielił mnie tylko żółty trójkąt.

- Pine – tree – powitał mnie obrzydliwie uroczym tonem.

Spojrzałem na niego chłodno i zacisnąłem szczeki. Demon wpatrywał się we mnie widocznie zadowolony ze swojego przedstawienia.

- Przychodzę do ciebie z propozycją – zachichotał.

Zmarszczyłem brwi.

- Możemy nadal być wrogami, pine-tree – spojrzał na mnie znacząco. – Albo zapomnimy o tym co było i staniemy się przyjaciółmi. Przecież brakuje ci przyjaciół? – zaśmiał się szyderczo.

Przez chwilę przetwarzałem słowa wypowiedziane przez Billa. Następnie z oburzeniem zacząłem wyzywać Ciphera od najgorszych dupków. Wykrzyczałem mu wszystko co o nim sądzę.

Bez względu na wszystkoWhere stories live. Discover now