Gdy znudziło mi się parogodzinne kluczenie pomiędzy drzewami udało mi się znaleźć małą jaskinię. Powyrywałem z okolicy mech, pozbierałem liście i wyłożyłem sobie legowisko. Na początku chciałem tylko chwilę odpocząć, ale szybko zmorzył mnie sen.
Głos nagich stóp uderzających o posadzkę był jedynym dźwiękiem, który docierał do mnie. Biegłem przez wąski korytarz, uciekając przed niewidzialnym wrogiem. Raniąc nogi o ostre kawałki podłogi starałem się wydostać z niekończącego się tunelu. Przejście, prowadzące jak na razie donikąd, było wielkim ametystem, z wydrążoną drogą przez środek minerału. Próbowałem nie rozdzierać sobie skóry na wystających kryształach.
- Pine-tree – echo odbiło się od ścian korytarza. Szyderczy głos był dla mnie jak najlepszy trening motywujący. Od razu przyspieszyłem kroku i po chwili mknąłem przez kalejdoskopową drogę zostawiając za sobą ścieżkę z krwi.
Nie wiem ile tak biegłem. Wiem jedynie, że płuca i żołądek w pewnym momencie odmówiły mi posłuszeństwa. Zatrzymałem się kaszląc i wymiotując na zmianę. Oparłem się dłonią o jeden z wystających kryształów by nie utracić równowagi. Nabiłem się ręką o zaostrzony kawałek. Zakląłem siarczyście odpychając się od oparcia. Obolały odwróciłem się do tyłu lustrując drogę, którą przebiegłem. Pomimo półmroku, który mnie otaczał, byłem w stanie dostrzec czerwone odciski moich stóp oraz zakrwawiony kawałek minerału.
Zmrużyłem oczy. Byłem już tak zmęczony nieustanną ucieczką, że wydawało mi się, iż widzę przed sobą dwa świetliki. Schowałem twarz w dłoń, ukrywając swoją bezradność. Nie płakałem. Po prostu potrzebowałem chwili by dojść do siebie.
- Dipper – szept mojego własnego głosu otarł się mi o ucho.
Drżąc, obróciłem się w stronę dźwięku.
Mój własny cień patrzył na mnie parą złotych, świecących się guzików. Chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, a potem on uśmiechnął się od ucha do ucha szparą, którą traktował jak usta.
- Dipper – powtórzył.
Przełknąłem ślinę.
- Dipper – ponowił śmiejąc się przerażająco.
W mojej głowie zapaliła się latarenka, mówiąca „Uciekaj!". Postawiłem parę szybkich kroków, ale cień chwycił mnie za rękę. Odwróciłem się do niego. A wtedy on otworzył swoje szparkowate usta wypełnione rzędem czarnych zębów. Próbowałem się wyrwać, ale wtedy on rzucił się na mnie i pochłonął mnie w nicość niematerialnego ciała.
Znalazłem się w nicości. Otaczała mnie czerń, a ja nie mogłem się ruszyć. Od wszechogarniającej czerni dzielił mnie tylko żółty trójkąt.
- Pine – tree – powitał mnie obrzydliwie uroczym tonem.
Spojrzałem na niego chłodno i zacisnąłem szczeki. Demon wpatrywał się we mnie widocznie zadowolony ze swojego przedstawienia.
- Przychodzę do ciebie z propozycją – zachichotał.
Zmarszczyłem brwi.
- Możemy nadal być wrogami, pine-tree – spojrzał na mnie znacząco. – Albo zapomnimy o tym co było i staniemy się przyjaciółmi. Przecież brakuje ci przyjaciół? – zaśmiał się szyderczo.
Przez chwilę przetwarzałem słowa wypowiedziane przez Billa. Następnie z oburzeniem zacząłem wyzywać Ciphera od najgorszych dupków. Wykrzyczałem mu wszystko co o nim sądzę.
YOU ARE READING
Bez względu na wszystko
DiversosCztery długie lata wlokły się za mną niemiłosiernie. Starałem się zacząć żyć jak normalny nastolatek, ale ciężko było mi się podnieść po apokalipsie, która odbyła się jakiś czas temu w Wodogrzmotach Małych. Nawet mając wsparcie w siostrze i wujkach...