- Bill – jęknąłem cicho, gdy oderwał usta od moich warg.
- Nie mogłem uwierzyć... - Przejechał dłonią po swojej szczęce, po czym zanurzył ją w morzu złocistych włosów.
- Bill – szepnąłem próbując ułożyć emocje w słowa.
- ... kiedy słyszałem te wszystkie słowa w twojej głowie...
Westchnął. Zabrakło mi silnej woli by zawołać ponownie jego imię.
- Nie mogłem uwierzyć, że te myśli były prawdą. Nie przyjmowałem do wiadomości, iż mógłbyś darzyć mnie uczuciem. Z niedowierzaniem tkwiłem w twoim umyśle przysłuchując się temu monologowi. A wiesz, czemu nie potrafiłem pojąć, że to wszystko jest prawdą? – Spojrzał na mnie przelotnie, po czym odwrócił wzrok.
Zaprzeczyłem ledwo utrzymując równowagę.
- Bo nikt nigdy nie zakochał się we mnie. Nikt nie miał tak wielkiego serca by pokochać tak obrzydliwego demona jak ja. – Zakłopotany podrapał się po karku. – I wtedy zjawiłeś się ty, sosenko. Pamiętam jak gdyby to było wczoraj, kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy. Byłeś taki młody, energiczny, korzystający z życia i napędzamy uczuciem do pewnej dziewczyny – wyliczał. – Nigdy nie przypuszczałem, Dipperze, że to jak cię potem potraktowałem, twoja nienawiść do mnie, krzywdy, które ci wyrządziłem, mogą zmienić się w tak barwne uczucia. Także powiedz mi: dlaczego? –Zlustrował mnie złotą soczewką. Spojrzał głęboko w moje istnienie docierając do mego serca. Schowałem ręce do kieszeni, po czym, szybko je wyciągnąłem. Przejechałem dłonią po policzku, podrapałem się po uchu, cały czas zastanawiałem się nad odpowiedzią.
- Nie wiem, dlaczego. Raczej nikt nie zna wytłumaczenia tego, dlaczego nagle zacząłem żywić do ciebie takie, a nie inne uczucia. Po prostu, gdy cię bliżej poznałem nie potrafiłem cię nienawidzić. Byłeś taki sam jak ja. Zagubiony, ukrywający swoje uczucia...
- Wcale nie byłem zagubiony – zaprzeczył, ale jego oko cały czas mówiło mi prawdę, której się trzymałem.
- Samotny – wyszeptałem, a spojrzenie Billa zostało nakłute bólem. Mimo, iż nie chciałem kontynuować potoku słów to moje usta same składały następne zdania. – Widziałem zbłąkanego demona, który sam siebie okłamywał próbując być szczęśliwym. I tym samym widziałem osobę będącą moim odbiciem. Jesteśmy do siebie bardzo podobni, wiesz? Dlatego nie mogłem cię nienawidzić. Bo widziałem siebie w tobie.
Demon odwrócił wzrok. Jego twarz miała grymas jak gdyby rozgryzł gorzką tabletkę.
– Nie sądziłem, że tak wiele nas łączy, sosenko – odrzekł uśmiechem skrywającym rozgoryczenie.
Podszedł do mnie powolnym krokiem, a ja cały czas śledziłem jego ruchy. Bill położył mi dłonie na biodrach delikatnie przysuwając mnie do siebie. Pochylił się nad moim uchem i cicho wymruczał.
- Wiem, że to mało prawdopodobne, ale demony też potrafią kochać – oblizał wargi. – Zakochujemy się bardzo rzadko – uśmiechnął się zbliżając swoją twarz do mojej. Policzki zakwitły mi czerwienią. – Ale gdy już poczujemy smak miłości nie możemy się wyrwać z jej sieci. – Chwycił mnie za podbródek, lekko go unosząc a następnie przejechał wargami po moich ustach, a ja niekontrolowanie pisnąłem cicho.
- Boże sosenko, nawet nie zacząłem cię rozbierać, a ty już jęczysz. Aż tak jestem podniecający? – zarechotał.
Szybko odsunąłem się od niego na bezpieczną odległość.
- Zmieniam zdanie – wydusiłem szybko. –Jednak cię nienawidzę – ułożyłem z palców krzyż. – Odejdź demonie nieczysty.
Cipher nie mógł powstrzymać drżenia swojego ciała. Zaczął bez opanowania się śmiać, tak głośno, że nawet ja poczułem się skrępowany tym śmiechem. Jego idealna twarz była skąpana w grymasie niewyobrażalnego rozbawienia, końcówki włosów sterczały we wszystkie strony świata, a uchylone oko wpatrywało się we mnie ze szczerą radością. Dawno nie widziałem go w takim stanie. Prawdziwe szczęście promieniowało od Billa. Tak jakby kamień spadł mu z serca. Podobnie czułem się ja. W końcu w życiu coś mi się udało. W końcu mam przy sobie kogoś, kogo kocham.
Demon podleciał do mnie i pochwycił mnie w ramiona. Nie opierałem się mu.
- I za to cię kocham sosenko – mruknął zatapiając nos w moich włosach.
- Za dowcip? Za włosy?
- Nie – zrobił pauzę. – Za to, że jesteś sobą.
- Wcześniej byłeś tylko zwykłym kujonem, nic dla mnie nieznaczącym, a teraz popatrz na tą sytuację. Kocham twoje beznadziejne żarty, kocham twoje włosy, usta, ciało, kocham twój charakter. Kocham całego ciebie.
Przybrałem kolor najczerwieńszej z róż. To wyznanie było tak intymne i dotkliwe, że w jednym momencie poczułem w sobie kocioł emocji. Urażenie, miłość, radość i pożądanie.
Zadrżałem w jego ramionach.
- Chciałbym żeby ta chwila trwała wiecznie –mruknąłem chowając się w sztywnym materiale ubrań Billa.
Tym razem rozdział trochę krótszy, ale przynajmniej ten i ostatni rozdział nie dzieli miesiąc od daty publikacji jednego i drugiego. Postaram się dodawać rozdziały częściej i bardziej regularnie, ale wiecie jak to jest z powrotem do szkoły. Powrót do nauczycieli, przerw w których ludzie przeciskają się między sobą no i oczywiście naszych (nie)ukochanych ocen. Jestem taką mistrzynią, że już zdobyłam trzy oceny w tym roku szkolnym z czego dwie to jedynki ;-; i zamiast czasu który mogłabym przeznaczyć na pisanie przeznaczę na naukę na poprawę. Ale koniec tego pieprzenia. Miłego czytania rozdziału!
YOU ARE READING
Bez względu na wszystko
AcakCztery długie lata wlokły się za mną niemiłosiernie. Starałem się zacząć żyć jak normalny nastolatek, ale ciężko było mi się podnieść po apokalipsie, która odbyła się jakiś czas temu w Wodogrzmotach Małych. Nawet mając wsparcie w siostrze i wujkach...