19

361 45 13
                                    


- Bill – jęknąłem cicho, gdy oderwał usta od moich warg.

- Nie mogłem uwierzyć... - Przejechał dłonią po swojej szczęce, po czym zanurzył ją w morzu złocistych włosów.

- Bill – szepnąłem próbując ułożyć emocje w słowa.

- ... kiedy słyszałem te wszystkie słowa w twojej głowie...

Westchnął. Zabrakło mi silnej woli by zawołać ponownie jego imię.

- Nie mogłem uwierzyć, że te myśli były prawdą. Nie przyjmowałem do wiadomości, iż mógłbyś darzyć mnie uczuciem. Z niedowierzaniem tkwiłem w twoim umyśle przysłuchując się temu monologowi. A wiesz, czemu nie potrafiłem pojąć, że to wszystko jest prawdą? – Spojrzał na mnie przelotnie, po czym odwrócił wzrok.

Zaprzeczyłem ledwo utrzymując równowagę.

- Bo nikt nigdy nie zakochał się we mnie. Nikt nie miał tak wielkiego serca by pokochać tak obrzydliwego demona jak ja. – Zakłopotany podrapał się po karku. – I wtedy zjawiłeś się ty, sosenko. Pamiętam jak gdyby to było wczoraj, kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy. Byłeś taki młody, energiczny, korzystający z życia i napędzamy uczuciem do pewnej dziewczyny – wyliczał. – Nigdy nie przypuszczałem, Dipperze, że to jak cię potem potraktowałem, twoja nienawiść do mnie, krzywdy, które ci wyrządziłem, mogą zmienić się w tak barwne uczucia. Także powiedz mi: dlaczego? –Zlustrował mnie złotą soczewką. Spojrzał głęboko w moje istnienie docierając do mego serca. Schowałem ręce do kieszeni, po czym, szybko je wyciągnąłem. Przejechałem dłonią po policzku, podrapałem się po uchu, cały czas zastanawiałem się nad odpowiedzią.

- Nie wiem, dlaczego. Raczej nikt nie zna wytłumaczenia tego, dlaczego nagle zacząłem żywić do ciebie takie, a nie inne uczucia. Po prostu, gdy cię bliżej poznałem nie potrafiłem cię nienawidzić. Byłeś taki sam jak ja. Zagubiony, ukrywający swoje uczucia...

- Wcale nie byłem zagubiony – zaprzeczył, ale jego oko cały czas mówiło mi prawdę, której się trzymałem.

- Samotny – wyszeptałem, a spojrzenie Billa zostało nakłute bólem. Mimo, iż nie chciałem kontynuować potoku słów to moje usta same składały następne zdania. – Widziałem zbłąkanego demona, który sam siebie okłamywał próbując być szczęśliwym. I tym samym widziałem osobę będącą moim odbiciem. Jesteśmy do siebie bardzo podobni, wiesz? Dlatego nie mogłem cię nienawidzić. Bo widziałem siebie w tobie.

Demon odwrócił wzrok. Jego twarz miała grymas jak gdyby rozgryzł gorzką tabletkę.

– Nie sądziłem, że tak wiele nas łączy, sosenko – odrzekł uśmiechem skrywającym rozgoryczenie.

Podszedł do mnie powolnym krokiem, a ja cały czas śledziłem jego ruchy. Bill położył mi dłonie na biodrach delikatnie przysuwając mnie do siebie. Pochylił się nad moim uchem i cicho wymruczał.

- Wiem, że to mało prawdopodobne, ale demony też potrafią kochać – oblizał wargi. – Zakochujemy się bardzo rzadko – uśmiechnął się zbliżając swoją twarz do mojej. Policzki zakwitły mi czerwienią. – Ale gdy już poczujemy smak miłości nie możemy się wyrwać z jej sieci. – Chwycił mnie za podbródek, lekko go unosząc a następnie przejechał wargami po moich ustach, a ja niekontrolowanie pisnąłem cicho.

- Boże sosenko, nawet nie zacząłem cię rozbierać, a ty już jęczysz. Aż tak jestem podniecający? – zarechotał.

Szybko odsunąłem się od niego na bezpieczną odległość.

- Zmieniam zdanie – wydusiłem szybko. –Jednak cię nienawidzę – ułożyłem z palców krzyż. – Odejdź demonie nieczysty.

Cipher nie mógł powstrzymać drżenia swojego ciała. Zaczął bez opanowania się śmiać, tak głośno, że nawet ja poczułem się skrępowany tym śmiechem. Jego idealna twarz była skąpana w grymasie niewyobrażalnego rozbawienia, końcówki włosów sterczały we wszystkie strony świata, a uchylone oko wpatrywało się we mnie ze szczerą radością. Dawno nie widziałem go w takim stanie. Prawdziwe szczęście promieniowało od Billa. Tak jakby kamień spadł mu z serca. Podobnie czułem się ja. W końcu w życiu coś mi się udało. W końcu mam przy sobie kogoś, kogo kocham.

Demon podleciał do mnie i pochwycił mnie w ramiona. Nie opierałem się mu.

- I za to cię kocham sosenko – mruknął zatapiając nos w moich włosach.

- Za dowcip? Za włosy?

- Nie – zrobił pauzę. – Za to, że jesteś sobą.

- Wcześniej byłeś tylko zwykłym kujonem, nic dla mnie nieznaczącym, a teraz popatrz na tą sytuację. Kocham twoje beznadziejne żarty, kocham twoje włosy, usta, ciało, kocham twój charakter. Kocham całego ciebie.

Przybrałem kolor najczerwieńszej z róż. To wyznanie było tak intymne i dotkliwe, że w jednym momencie poczułem w sobie kocioł emocji. Urażenie, miłość, radość i pożądanie.

Zadrżałem w jego ramionach.

- Chciałbym żeby ta chwila trwała wiecznie –mruknąłem chowając się w sztywnym materiale ubrań Billa.





Tym razem rozdział trochę krótszy, ale przynajmniej ten i ostatni rozdział nie dzieli miesiąc od daty publikacji jednego i drugiego. Postaram się dodawać rozdziały częściej i bardziej regularnie, ale wiecie jak to jest z powrotem do szkoły. Powrót do nauczycieli, przerw w których ludzie przeciskają się między sobą no i oczywiście naszych (nie)ukochanych ocen. Jestem taką mistrzynią, że już zdobyłam trzy oceny w tym roku szkolnym z czego dwie to jedynki ;-; i zamiast czasu który mogłabym przeznaczyć na pisanie przeznaczę na naukę na poprawę. Ale koniec tego pieprzenia. Miłego czytania rozdziału!

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Sep 25, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Bez względu na wszystkoWhere stories live. Discover now