16

384 44 5
                                    


Silnik autobusu zakończył swoją pracę głośnym sykiem. Pojazd zatrzymał się obok znaku drogowego z napisem „Gravity Falls". Przełożyłem plecak przez ramię i szturchnąłem bliźniaczkę, która spała przytulona do szyby.

- Co jest? – burknęła niezadowolona, walcząc z senną pokusą. – Daj mi się wyspać.

- Spoko. Mam ci wykupić bilet powrotny do Piedmont żebyś mogła sobie jeszcze pospać? – palnąłem chowając odtwarzać muzyki do kieszeni bluzy.

Siostra ospale otworzyła swoje czekoladowe oczy i przez chwilę wyglądała naprawdę uroczo. Przez chwilę myślałem, że dobra strona mojej ukochanej bliźniaczki spała i teraz wraz z Mabel wybudziła się z długiego snu. Jednak po chwili wyniosły błysk w jej oku uświadomił mi, że żyję w szarej rzeczywistości, w której nasza dwójka skacze sobie do gardeł.

Dumnie odrzuciła długie i miękkie włosy na plecy i chwyciła swoją walizkę, kompletnie mnie ignorując. Jak gdyby nigdy nic poprawiła grzywkę i wypinając próżnie pierś do przodu wymaszerowała z autokaru.

Westchnąłem i ruszyłem za nią.

~ Gwiazdeczka chyba ma okres – wtrącił się głos Billa do moich myśli. – Jest bardziej wredna niż normalnie.

~ Zauważyłem – rzekłem zmęczony i podróżą i Mabel i wcześniejszą rozmową z Cipherem.

Wysiadłem zza siostrą i skierowałem się w stronę znajomych twarzy.

- Dipper! Mabel! – poczułem okalające mnie silne ramiona. Wuj Ford ściskał moją osobę, przez co nie mogłem zabrać tchu. – Tak się cieszę, że znów was widzę – uśmiechnął się i potargał mi włosy.

- Taaa cieszymy się, że was widzimy. Potrzebne są nam ręce do pracy – Przewrócił oczami Stanek tylko po to byśmy całą czwórką wybuchnęliśmy śmiechem.

Jeden z wujków chwycił bagaż Mabel, kiedy ja musiałem swój nieść sam. Wyrównałem krok ze Stanfordem by móc wdać się z nim w konserwacje. Cieszył się z naszego przyjazd, mimo wszystko, gdy mi się przyglądał jego wzrok był zatroskany i niewyraźny. Czyżby jeszcze rozpamiętywał to jak dziwnie się zachowywałem ostatnich wakacji?

- Wszystko w porządku? – podpytałem starszego mężczyznę.

Przejechał dłonią po jednodniowym zaroście i westchnął ciężko.

- Tak. Tylko... myślałem o Billu. Odwiedzał cię jeszcze, gdy wyjechałeś z Wodogrzmotów w zeszłym roku? – Łypnął na mnie kątem oka.

- Nie – odparłem szybko, bojąc się, że moje kłamstwo wyjdzie na jaw. – Ale nie ma co sobie tym zawracać głowy...

- Jak to nie? – warknął równie błyskawicznie wuj. – Przecież Bill...

- ... przynajmniej dziś. Dopiero co przyjechaliśmy do was. Nie zaczynajmy naszej wizyty od najmniej przyjemnego aspektu. 

Stanford chwilę mi się przyglądał zmieszanym wzrokiem. Zupełnie nie wiedział co powiedzieć. Przyspieszył kroku zostawiając mnie za swoimi plecami.

Nie obwiniałem go, za jego nerwicowe podejście do Billa. Wiedziałem, że on po prostu się go boi.

~ Nie dziwię się, że trzęsie portkami na samo wspomnienie mojej wspaniałej osoby. Nie po tym co mu zrobiłem.

Puściłem tą uwagę mimo uszu. Demon chciał mnie po prostu tym sprowokować.

***

Kiedy tylko weszliśmy do chaty Mabel oznajmiła, że nie będzie mieszkać ze mną w jednym pomieszczeniu. Przeskakując co drugi schodek wsmyknęła się do, kiedyś naszego, a teraz jej pokoju. Wróciła na dół, szczerząc się od ucha do ucha jak jakiś bachor lub jak wilczyca, która dopiero co oznaczyła swoje terytorium. Skierowała radosne kroki do salonu by porozmawiać ze Stankiem.

Bez względu na wszystkoWhere stories live. Discover now