Stracony skarb

146 17 3
                                    

Moim zapłakanym oczom ukazał się Lysander. Stał wyprostowany, wypatrując zbirów. W ten sposób miał pewność, że na pewno uciekli. Widząc go aż zrobiło mi się ciepło na sercu. Pomyśleć tylko co by się stało gdyby się nie zjawił. No w sumie, gdyby mnie tu nie zaprosił nie musiałabym przeżywać tego piekła.

Białowłosy spojrzał na mnie z poczuciem winy, po czym mocno i czule przytulił.

- Wybacz, że prze zemnie musiałaś przez to znieść- rzekł z wielkim smutkiem.

- T-to nie twoja wina... Nikt nie mógł tego przewidzieć- wtuliłam się w niego. Przy nim momentalnie przestały mi lecieć łzy. Czułam już tylko poczucie bezpieczeństwa i jego ciepły uścisk. Po chwili powiedział:

- Cieszę się, że nic ci nie jest...

- Dzięki tobie...- po chwili oprzytomniałam i przestałam trzymać go w objęciach. Nie chciałam by czuł się niezręcznie.

Lysander postąpił tak samo i wstał, pomagając mi samej stanąć na nogi. Twarz miał pokrytą lekkim rumieńcem, aż nie mogłam się powstrzymać od uśmiechnięcia się. Przynajmniej będzie miał pewność, że już wszystko dobrze. Towarzysz zaś westchnął i spojrzał mi głęboko w zielone połyskujące oczy. Normalnie tak, jakby chciał przez nie dostrzec moje prawdziwe emocje. Serce zabiło mi szybciej. By wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji zaczęłam temat.

- U-um... A więc czemu chciałeś się ze mną spotkać?

- Ach, właśnie... Bo w kawiarni niedaleko za kilka dni odbędzie się wieczór poezji. No i tak się zastanawiałem czy zechciałabyś się tam ze mną udać? Wolałem spytać osobiście- spytał nie odrywając ode mnie wzroku.

- W kawiarni?- spytałam oszołomiona z lekkim rumieńcem. Przecież tam pracuję. Nigdy bym nie pomyślała, że powstydzę się pracy lub że będzie to takie skomplikowane. No ale jednak, Lysander mnie onieśmielał.

- Tak, oczywiście jeśli zechcesz. Wiesz, Rozalia przysunęła mi ten pomysł i od niej mam twój numer- złapał się za kark, a po chwili powiedział - nie mogłem się spytać przez telefon, ponieważ wolę takie sprawy osobiście załatwiać. W szkole zaś pewnie nie miałbym okazji by z tobą o tym porozmawiać.

- Bardzo chętnie bym tam z tobą poszła, ale nie wiem czy będzie mi wtedy pasować...- smutnym tonem odpowiedziałam i dodałam- sprawdzę jeszcze i cię powiadomię, obiecuję!

- Dobrze, rozumiem. Nie mogę się doczekać odpowiedzi- uśmiechnął się ciepło, tak jak zwykle.- Może mógłbym wtedy odprowadzić cię do domu? Nie chcę zabierać ci więcej czasu, po za tym nie chcę by ci się coś stało.

Kiwnęłam głową i ruszyliśmy. Rozmawialiśmy przechadzając się uliczkami. Widać było, że oboje staraliśmy się nie wracać tematem do tamtej sytuacji. Księżyc wydawał się jeszcze piękniejszy przy nim. Wszystko co dobre jednak szybko się kończy i dotarliśmy do celu.

- Więc musimy już się pożegnać- stwierdził cicho chłopak.

- Tak... Dziękuję za odprowadzenie mnie, do zobaczenia w szkole.

- Do zobaczenia- po tych słowach rozeszliśmy się, każdy w swoją stronę.

Przed pójściem spać napisałam dla cioci karteczkę:

"Przepraszam, że nie przyszłam wcześniej i musiałaś tu sama siedzieć. Spróbuję ci to później wynagrodzić. Uśmiech!"

Mimo, że napisałam "uśmiech", mi samej do śmiechu nie było. Dzisiejszy wieczór niewątpliwie zapadł mi w pamięci. By się uspokoić sięgnęłam ręką ku szyi, gdzie powinien wisieć mój wisiorek od mamy. Jednak... nie było go. Chyba gdy te bydlaki mnie napadły ukradły mi wisiorek lub się zgubił. Myślałam, że zemdleję, poczułam jak łzy cisnął mi się do powiek. Przepełnił mnie żal, smutek i rozpacz. Jedna z najważniejszych rzeczy w moim życiu przepadła. Padłam na łóżko z przeszywającymi mnie depresyjnymi myślami. Zanim się spostrzegłam zasnęłam. Nazajutrz zerwałam się z łóżka z prędkością błyskawicy. Była już 7:55! Zmieniłam tylko bluzę i ruszyłam wraz z plecakiem w stronę wyjścia. Zanim wyszłam, ciocia zdążyła mnie zatrzymać.

Nowy rozdział życia (Słodki Flirt)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz