Sprawy się komplikują...

123 11 3
                                    


Lysander przypatrywał mi się smutno. Zapewne był zmartwiony moim wczorajszym zachowaniem. Teraz wyglądało to tak, jakbym tylko czekała, aż mnie zgani. Widząc go w takim stanie nie mogłam tak czekać, aż się odezwie, więc zrobiłam to pierwsza:

- Hej... Słuchaj, przepraszam za wczoraj, naprawdę! Nie chciałam tak opuścić spotkania...- spuściłam lekko głowę, ale od razu ją podniosłam, gdy chłopak położył mi rękę na ramieniu.

- Nie musisz się tym tak zadręczać. Widziałem mniej więcej co miało miejsce, więc nic dziwnego, że mogłaś się poczuć niezręcznie. Jedynie się obawiałem, że coś może ci się stać...

- Ech... To nie tylko o to chodzi- cicho powiedziałam, przemilczając fakt, że tą osobą która mnie zaczepiła, był szef i dodałam - D-dostałam wtedy telefon ze szpitala z informacją, że moja ciocia tam trafiła. Nie mogłam tak tego zostawić.

- Ach, rozumiem. Jednak nie martw się jej stanem, na pewno szybko wyzdrowieję, mogę nawet ci potowarzyszyć przy odwiedzinach- powiedział po chwili z promiennym uśmiechem.

Dzięki niemu poczułam się o wiele lepiej i ulżyło mi na sercu. Sama zaczęłam myśleć bardziej optymistycznie, przecież w takiej sytuacji zawsze jest jakieś wyjście. Nawet lekarz mówił, że sytuacja nie jest taka zła. Mimo że byłam mu na tyle wdzięczna, że aż chciałam go przytulić, nie chciałam by tak się dla mnie poświęcał. Byłam w pełni świadoma tego, iż ma ważniejsze rzeczy do roboty.

- Dziękuję, ale nie musisz aż tak się poświęcać. Masz swoje życie, nie chcę ci marnować czasu- powiedziałam spoglądając byle gdzie, byle nie prosto w jego różnobarwne tęczówki.

- Spędzając z tobą czas, nie uważam ani jednej minuty za straconej- pochylił się w moim kierunku by być na tej samej wysokości co moja twarz, tak jakby chciał bym nie odwracała od niego wzroku i kontynuował rozmowę- Nie chcę cię zostawiać samej w takiej sytuacji, tym bardziej, że widzę jak ci ciężko.

Wstrzymałam oddech ze wzruszenia. Poprawiłam brązowe kosmyki włosów opadających na mą twarz, ciągle przyglądając się z wrażenia chłopakowi.

- Dziękuję.... Bardzo dziękuję za troskę- powiedziałam ciepłym głosem. Prawie wylądowałam w jego ramionach, ale przerwał nam dzwonek oznajmiający początek lekcji.

- Ej ludzie! Chyba nie chcecie się spóźnić akurat na lekcję z panią Delanay?- zawołał głośno Alexy do naszej dwójki ze swoim uśmieszkiem.

Odruchowo odsunęliśmy się od siebie odwracając zmieszane spojrzenia w przeciwne kierunki. Chciałam już iść na lekcję, gdy usłyszałam głos Lysandra:

- Może chociaż pozwolisz mi potowarzyszyć ci w drodze do domu po szkole?

Kiwnęłam uśmiechnięta głową i ruszyłam z chłopakiem na zajęcia. Zza rogu można było zauważyć oddalającego się Kentina. Zastanawiałam się czy słyszał moją rozmowę z białowłosym. W sumie, każdy mógł.

Dzisiejsze lekcję minęły mi zaprzątnięte myślami. To nie nowość, ale tego dnia szczególnie mi doskwierały. Niekiedy tak bardzo, że nie zwracałam nawet uwagi jak nauczyciel zadawał mi pytania, dając powód do śmiechu klasie. Tylko momentami się "budziłam" by pogadać z przyjaciółmi. Nie obyło się bez rozmowy z Rozalią, co początkowo nie śpieszyła się do tematu związanego z wcześniejszym dniem. Aczkolwiek nie wytrzymała i po rozbrzmieniu ostatniego dzwonka zaczepiła mnie.

- Dziewczyno! Chciałam ci oszczędzić gadania, ale nie dajesz mi wyboru! Wytłumaczysz mi w końcu DOKŁADNIE co miało wczoraj miejsce? Nie przyjmuję gadania "po prostu ktoś mnie zaczepił i postanowiłam zaczerpnąć świeżego powietrza", bo chyba Lysio by się tak tym nie przejął- wymownie podniosła jedną brew i stanęła z rękoma na biodrach przede mną.

Nowy rozdział życia (Słodki Flirt)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz