1.3. Lucyfer

12.8K 787 63
                                    

Ocknęłam się, ale nie chciałam otwierać oczu. W mojej głowie ciągle pojawiały się obrazy z egzekucji. Wciąż powtarzał się moment, kiedy patrzyłam na Gabriela w lustrze, a po jego policzku spływała samotna łza. To już za mną. Teraz muszę żyć w piekle. Awansując na Archanioła, miałam dostać podopiecznego. Teraz nie wiem, kto go dostanie… Pewnie ta wredna Innes. Rozchyliłam powieki i zobaczyłam dwie pary oczu, ciemnych jak najgłębsza otchłań Tartaru, które wpatrywały się we mnie. Gdy nieznajomy zauważył, że się ocknęłam, odsunął się i wyciągnął do mnie swoją dłoń, aby pomóc mi wstać. Natychmiast pojawiła się druga ręka.

— Arazjelu … Gdzie twoje maniery? Pokazałbyś twarz.


Dopiero teraz zauważyłam, że diabeł, który pochylał się nade mną, miał maskę na twarzy. Dwie postaci ograniczyły mi pole widzenia. Ujęłam wyciągniętą dłoń Arazjela i usiadłam. 


— Nic się nie dzieje — powiedziałam.

Uśmiechnęłam się do Arazjela, a on zdjął maskę z twarzy. Czemu Diabły muszą być tak cholernie przystojne? Arazjel  miał głęboko osadzone, czarne oczy, pełne usta i lekko zadarty nos. Arazjel  wcale nie jest taki groźny, jak wszyscy o nim mówią.

— Widzisz Saffronie? Nic się nie stało — powiedział Arazjel do swojego kumpla.

Spojrzałam na Saffrona. Był wysokim brunetem o lekko wiśniowych ustach i jasnych, zielonych oczach. Obawiam się, że jednak wszyscy są tu tak nieziemsko przystojni. Saffron wyciągnął do mnie rękę i pomógł mi wstać z czarnej, skórzanej sofy. W pomieszczeniu dominowały ciemne odcienie i marmur, miejscami przebiegały złote wzory. Saffron przyciągnął mnie do siebie i szepnął na ucho: — Jestem Saffron, ale ty, piękna, możesz mówić do mnie Saff. Gdy wypowiedział ostatnie słowo, wielkie, dębowe drzwi gwałtownie się otworzyły. Odsunęłam się od Saffrona i stanęłam obok Arazjela. Spojrzałam w kierunku drzwi i ujrzałam wchodzącego Lucyfera. Był wysokim, umięśnionym szatynem o zimnych i surowych oczach — jak stal. Wokół niego unosiła się czarna poświata. Domyśliłam się, że to jego aura. Musi być niezwykle silna, skoro widać ją gołym okiem. Duże, czarne skrzydła dotykały podłogi. Obok niego wiły się dwie rude kobiety, Kasdeja i Carla - jedyne diablice, na dodatek sztuczne. Lucyfer stworzył je sobie z nudów, więc nie były doskonałe.

— Katherine, czy mogę mówić do ciebie Ren? — Mówiąc to, Lucyfer znacząco spojrzał na Saffrona i  Arazjela .

Spojrzałam na Władce Piekieł i zmrużyłam oczy.

— Katherine w zupełności wystarczy — powiedziałam głosem ociekającym jadem.

— Skarbie… Pamiętasz te czasy, kiedy byłem twoim przyjacielem?

Zmroziło mnie słowo "przyjaciel" wypowiedziane przez niego. Nie wahając się długo, podeszłam i uderzyłam go w twarz z pięści, mówiąc:

— Byłeś.

Z nosa Lucyfera trysnęła krew, a on sam paskudnie zaklął. Wyminęłam go i wyszłam przez ogromne drzwi.

Sam na sam z LucyferemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz