1.8. Rozmowa

10.9K 618 14
                                    

Znudziło mi się siedzenie samej w pokoju, a że byłam zmęczona, postanowiłam się przespać. Położyłam się na łóżku Iblisa... A, tak, już nie jego, a  moim. Śniła mi się ogromna gotycka katedra. Czasami pojawiały się zapożyczenia ze stylu romańskiego. Monumentalna budowla o grubych murach, z kolorowymi oknami zajmującymi połowę ścian. Była pięknie oświetlona. Szczegóły romańskie, które rzucały się w oczy, to między innymi sklepienie kolebkowe. W każdej bocznej nawie stała figura przedstawiająca jakąś postać biblijną; często też pojawiały się  motywy roślinne i zwierzęce. Wszędzie wisiały miniatury malowane w charakterystyczny sposób: najpierw obrysowywano kontur postaci, a później wypełniano go kolorami. Postać w centrum katedry przedstawiała anioła o włosach sięgających ramion i pięknych skrzydłach na złotym tle. Dziwiło mnie, że nikt nie odwiedzał tego miejsca. Przekroczyłam próg. Obok mnie niespodziewanie pojawił się cień. Lucyfer. Co on robił w moim śnie? Zaczęłam podejrzewać, że to jednak nie jest zwykły sen, kiedy zaczęliśmy walczyć. Moja moc była znacznie większa niż wcześniej. Od buzującej wokół nas energii zaczęły trząść się ściany. Któryś z witraży pękł, a szkoło skaleczyło mnie w policzek. Dostrzegłam, że katedra zaczęła się walić.

Obudziłam się z krzykiem. Gorączkowo rozglądałam się wokół. Obok mnie siedział Arazjel i Iblis, a w drzwiach stał Lucyfer. Wszyscy patrzyli na mnie rozszerzonymi oczami. Po momencie ciszy, Arazjel w końcu zapytał:

— Co się stało?

— Nic, po prostu zasnęłam i miałam koszmary. Czemu wszyscy tak na mnie patrzycie?

— Katherine… Nie wiem, jak ci to powiedzieć, ale Diabły i Anioły nie mają snów — powiedział z lekką paniką w głosie.

—  No to kim jestem? Przecież śniłam. Wcześniej też mi się zdarzało. —  Zaczęłam się bać.

—  Wcześniej… to znaczy kiedy? — zapytał ciekawsko Lucyfer.

—  Po wygnaniu. Wcześniej mi się to nie zdarzało.—  Specjalnie unikałam wzroku Lucyfera.

Wolałam się skupić na Arazjelu.

Lucyfer wkurzył się i zaczął na mnie krzyczeć:

— Patrz na mnie, kiedy mi odpowiadasz na pytania! Jestem twoim władcą — szefem, jak wolisz, ale pamiętaj, że jesteś zawsze niżej w hierarchii! Natychmiast masz iść za mną. Musimy porozmawiać.

— Szefie, może trochę delikatniej? - zasugerował mu Iblis.

— Zamilcz i się nie mieszaj. To jest rozkaz!

Popatrzyłam na Lucyfera i poszłam za nim. Zdążyłam jeszcze dostrzec przepraszające spojrzenie Iblis'a. Udaliśmy się do biblioteki. Lucyfer otworzył przede mną drzwi. Stanęłam przy biurku i nie odzywałam się ani słowem. Lucyfer usiadł naprzeciw mnie i zaczął mówić:

— Ren… Ren?

Podniosłam głowę i spojrzałam na niego.

— Ren, przepraszam. Nie chciałem tak na ciebie naskoczyć. Jeszcze raz cię przepraszam…

Z wrażenia mało co nie straciłam równowagi. Sam pan piekieł mnie przepraszał! Idiota. Jeszcze pożałuje tego, co zrobił. Lucyfer popatrzył na mnie i kontynuował:

— Usiądź.

To zabrzmiało jak rozkaz, więc wykonałam to, co powiedział. Żeby pokazać mu, jak się czuję, a zarazem ukarać go za to, że na mnie naskoczył, postanowiłam go nieco zirytować:

— Tak jest, panie.

Na twarzy Lucyfera pojawił się grymas.

— Nie musisz mnie nazywać panem, Katherine. Przecież wiesz, że jestem twoim przyjacielem. Wysłuchasz tego, co mam ci do powiedzenia w spokoju?

— Tak, panie —  powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.

Zauważyłam, że w jakiś sposób go to zabolało. Że nie traktuję go jak przyjaciela.

— Ale ty jesteś uparta... Dobra, przejdźmy do sedna. Chodzi o to, że niewiele istot rodzi się z darem wieszczek. Twoje sny oznaczają, że jesteś wieszczka, w dodatku bardzo cenną. Wieszczek jest coraz mniej… Może z jedna na tysiąc lat? To oznacza, że Bóg popełnił najpoważniejszy błąd, jaki mógł. Oddał mi wieszczkę. Wieszczkę, którą znalazłem, nazwałem i określiłem jej moc. Jeśli się o tym dowie, pewnie będzie chciał cię odzyskać. Jeszcze to przedyskutujemy. Dzisiaj wraca Dagon, także o wszystkim Cię poinformuje. Idź już do pokoju i nie wychodź. I ani słowa o tym, co ci powiedziałem.

— Tak jest, panie.

Wyszłam, trzaskając drzwiami. Poszłam do swojego pokoju i, tak jak mi kazał, nic nie powiedziałam. Nie odzywałam się ani słowem doIblis'a i Arazjel'a. Kiedy oni wyszli na kolację, poszłam pod prysznic. Po wyjściu z łazienki, bracia już byli w pokoju. Zignorowałam pytania Iblis'a i spróbowałam zasnąć.

Słyszałam słowa Diabła, który mówił, że Dagon wrócił. Jutro zacznę treningi. Długo nie mogłam spać. Sen zmorzył mnie dopiero wtedy, gdy ucichły już wszystkie głosy. Przed snem słyszałam jeszcze miarowy oddech Iblis'a i ciche pochrapywanie Arazjel'a. Wcale nie byli tacy źli, jak mówiono. Piekło też nie jest takie straszne — idzie się przyzwyczaić. Byłoby nawet cudownie, gdyby nie irytujący Lucyfer. Może pewnego dnia się pogodzimy i nie będziemy tak się kłócić? Chociaż… wątpię w to. Jeszcze ten nowy, Dagon… Coś mi mówiło, że Lucyfer bardzo na nim polega. Na pewno pan piekła czułby się urażony, gdybym bardziej ufała Dagonowi niż jemu. Nie wiedziałam, co się ze mną działo… Cały czas chciałam tylko uprzykrzyć życie władcy piekieł… Może się zakochałam? Ale przecież Diabły i Anioły nie mają uczuć. Przy wygnaniu wszystko ze mnie wypalili. Chyba wszystko. Dziwnie się czułam, bo nie chciałam być wieszczką. Miałam zamiar przestać słuchać poleceń Lucyfera i szukać informacji na własną rękę. Była tam biblioteka. Nie widziałam w niczym przeszkód, bo nie trenowałam przez cały dzień. Musiałam jeszcze wymyślić coś, żeby uprzykrzyć życie kasdeji i Carli. Ciekawe, gdzie one się podziewały? Odkąd tu jestem, widziałam je tylko raz. Wydawało mi się to nieco podejrzane… Przed zapadnięciem w sen przez głowę przeleciała mi jeszcze jedna myśl. Oby Dagon ze mną ćwiczył.

Chcę go poznać.

Sam na sam z LucyferemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz