1.17 To wszystko było, tylko namiastką ciemności...

8.4K 363 45
                                    

Obudził mnie odgłos ciężkich kroków i dźwięk zbroi. Zbroi? Przecież nikt tutaj nie chodził w zbroi. Kiedy tylko to sobie uświadomiłam, natychmiast otworzyłam oczy i spojrzałam na puste miejsce u mojego boku, zerwałam się na równe nogi co mnie potwornie zaskoczyło, dopiero urodziłam i nie powinnam tak szybko się poruszać, ale pchana impulsem i powinnością spełnienia Matczynego obowiązku zapewnienia ochrony dziecku, ruszyłam przed siebie owinięta w jedwabny,czerwony szlafrok. Wpadłam na srebrną zbroję i odskoczyłam poparzona. przede mną stał Gabriel i Michał, obaj dzierżyli niebiańskie miecze. Za nimi stał Jerycho i trzymał na rękach mojego synka- Valtazara Arjaksiela. Postanowiłam rozegrać to powoli i z namysłem. skupiłam swoją moc żywiołu ognia i powietrza, i stworzyłam ogniste tornado. Gabriel z lekką trudnością je odparł i ruszył w moją stronę,  w powietrzu błysnął Archanielski miecz. Wyciągnęłam rękę przed siebie i na mojej dłoni pojawiło się złote ostrze, emanowała. od niego moc i śmierć. Na rękojeści znajdował się wąż o rubinowych oczach, otoczony czarnymi skrzydłami. Cały pulsował czarną poświatą i nadmiarem magi. Przez parę miesięcy nauczyłam. się posługiwać bronią, ogólnie przez cały okres ciąży nauczyłam się wielu przydatnych rzeczy. Teraz potrafię dobrze skupiać moc, walczyć bronią i sporządzać wiele trucizn, większość rzeczy nauczył mnie Lucyfer i Dagon ale swój wkład w pogłębianie moich zdolności mieli również Arazjel, i Kasdeja. Moja broń bardziej niż miecz przypominał rapier. Miała 105 cm długości. i ważyła zaledwie 65dag.  Znałam się dobrze na broni, a zwłaszcza na tej, którą się posługiwałam. Mój rapier był ze stali walcowanej, pokryty złotem i trucizna. Rękojeść była z drewna sandałowego, stali i skóry. Gabriel uniósł jedna brew i zaczęliśmy się się okrążać nawzajem, nie znałam jego zdolności szermierczych, ale musiały być idealne skoro tak go na górze chwalili. Nie miałam zamiaru atakować pierwsza. Czekałam cierpliwie co zrobi, no może nie do końca cierpliwie, bo chciałam odzyskać Valtazara. W myślach wysyłałam komunikaty o pomoc do Lucyfera. W momencie kiedy Archanioł wysuną swoja prawą stopę do przodu i zaatakował, drzwi za jego plecami otwarły się z hukiem i staną w nich Lucyfer, a towarzyszyli mu Arazjel, Dagon, Parys, Saffron, Kasdeja i Carla- Najsilniejsi z jego świty. Od każdego z nich emanowała chęć mordu i zagłady.

Ruszyli do ataku, wszędzie latały kule ognia, powietrzne tornada i wodne tajfuny. Słychać też było dźwięk uderzanych o siebie mieczy. Cały zamek drżał w posadach. Próbowałam odnaleźć syna, ale nigdzie go nie mogłam dostrzec, nagle wszystko mi się zamazało. Świat wokół mnie niebezpiecznie przyśpieszył i zawirował. To wszystko tak szybko się potoczyło. Lucyfer, Dagon i Arazjel otworzyli przejście do Arioch, a na samym skraju przejścia, na piętach balansował Gabriel. W pośpiechu rozejrzałam się dookoła siebie i zaczęłam szukać wzrokiem Michała. Odwróciłam głowę w bok i poczułam mocne pchnięcie w plecy, poleciałam w stronę Gabriela , a on złapał mnie za ramiona i wymienił się miejscami. Wpadłam do Arioch słyszałam okrzyk gniewu Lucyfera, śmiech Michała i rozkazy Gabriela, że czas się zbierać. Otaczała mnie ciemność, w końcu uderzyłam plecami o twardą ziemie, jęknęłam. Leżałam tak chwilkę, ale kiedy usłyszałam jeden piskliwy a drugi niski i szyderczy śmiech rozejrzałam się wokół. Oczy przywykły do ciemności więc mogłam dojrzeć zarys dwóch postaci, kobiety i mężczyzny, znałam ich. Iblis i Aleksandra stali oparci o żelazne ogrodzenie, tylko ich rozpoznałam zaczęłam się cofać, ale kiedy poczułam za plecami stal bramy jęknęłam w duchu. Trafiłam w najgorsze miejsce w piekle, nie mogłam być pewna ze Lucyfer mnie wydostanie, na dodatek byli tu moi wrogowie, oboje pragnęli mojej śmierci. W Arioch znikały wszystkie moce, więc zostałam sama, Ja i mój rapier przeciw Iblisowi i jego towarzyszce. Nagle Brama się otworzyła i zaczęłam uciekać w głąb opustoszałego miasta, robiło się coraz ciemniej i zimniej. Zimniej? Zaczęłam odczuwać chłód, co jest grane? Nie miałam czasu się nad tym zastanowić, bo usłyszałam za sobą stłumione kroki i śmiech Iblisa. Pobiegłam przed siebie, krążyłam mieczy uliczkami i zniszczonymi domami. Nie wiem ile już tak biegłam, zupełnie straciłam poczucie czasu. Wbiegłam do jakiejś uliczki i skręciłam w prawo, no pięknie ślepy zaułek. Nie miałam czasu na odwrót bo za plecami usłyszałam głos Alexandry:

- I tutaj cie mamy. - po czym podeszła do mnie i obezwładniła mnie zakuwając w żelazne kajdany. Prowadziła mnie jak psa na smyczy, przede mną szedł Iblis, a na czele pochodu szła czarownica. Szliśmy tak parę minut, bynajmniej mi się tak wydawało. Nagle krajobraz się zmienił, brudne uliczki zastąpiła polna droga. Niebo było czerwone a na horyzoncie górował wielki mroczny zamek. Wszędzie chodziły demony w swej prawdziwej postaci, brzydkie wstrętne kreatury. Diabły, które zostały skazane na wieczność w Arioch. Moi wrogowie poprowadzili mnie prosto przed oblicze Astaroth'a – Potężnego i silnego księcia zachodniego Piekła. Upadły Anioł Rozporządza 40 legionami duchów oraz potrafi odkryć każdą tajemnice, bałam się spojrzeć na niego, ale pokusa była zbyt wieka i zerknęłam w jego stronę. Machnął ręka i poczułam mocne szarpnięcie za kajdany. Cały świat zawirował. Jeszcze przed chwilą byłam w zniszczonej, ale pełnej złota sali, a teraz siedziałam na brudnej posadzce w jakimś lochu. Otaczała mnie tak gęsta ciemność, że ledwie mogłam zobaczyć zarys postaci siedzącej po przeciwnej stronie lochu.
- Witaj, kim jesteś? - po głosie rozpoznałam, że to mężczyzna.
-Katherine, a ty?- odpowiedziałam
- Tobiasz, upadły diabeł... Za co zostałaś skazana na obłąkanie?- popatrzyłam na niego przerażona i odpowiedziałam pytaniem na pytanie:
- Jakie obłąkanie? Nie rozumiem, trafiłam tu przez przypadek... - mężczyzna, przybliżył się do mnie i zaczął odpowiadać:
- To Ty nic nie wiesz? - nie czekał na moja odpowiedź, lecz kontynuował dalej – To miejsce została nazwane na cześć Arioch'a - okrutnego demona, który uwielbia pławić się w zemście. Ale jest tylko mściwy wobec tych, którzy sami kiedyś używali zemsty jako narzędzia w walce. Tu nie trafia się przez przypadek. Siedzę tu dostatecznie długo, żeby wiedzieć jak działa każda cela. Jest siedem cel, w pierwszej cierpisz tylko fizycznie, w drugiej cierpi twój umysł, w trzeciej cierpi dusza, w czwartej codziennie o północy jesteś przypalany rozgrzanym metalem po całym ciele, w piątej torturują twój umysł, ciało i ducha dopóki nie oszalejesz na tyle, żeby można było Cię zabić. Niestety nie wiem co znajduje się w szóstej i siódmej celi, trafiają tam najgorsi, jeden dzień pobytu wystarcza, żeby zginąć. - byłam zaszokowana, jakim cudem zabić, przecież jesteśmy nieśmiertelni, ale po chwili wszystko się wyjaśniło. - Teraz pewnie zastanawiasz się jakim cudem, można nas zabić – ciągną diabeł. - a otóż tu, w tym miejscu tracimy wszystka swoja magie, a także nieśmiertelność. Nie jesteśmy lepsi od ludzi, tylko umysł mamy silniejszy. A teraz musisz się uspokoić i przygotować do tego co cię czeka...

Wzięłam dwa głębokie wdechy i pomału się wyciszałam, a za razem uspokajałam.

***
Siedziałam na zimnej podłodze i zaczynałam zasypiać kiedy, nagle zaczęło ogarniać nie dziwne uczucie troski i sielanki minionych dni, niestety po chwili znikło i na jego miejsce wdarł się ogromny ból. Zwinęłam się na podłodze w pozycje embrionalna i krzyknęłam, łapiąc się za głowę. — przestało — pomyślałam. Spłyną na mnie błogi spokój i zaraz dostałam kolejna dawkę bólu. Powtarzało się to wiele razy. Najpierw miłe uczucia, a później ból. Odczuwałam to do półki nie zemdlałam. Ocknęłam się dopiero rano — jak poinformował mnie mój więzienny kolega. moje męki trwały wieki (bynajmniej tak mi się wydawało) Ale kiedy ogarna mnie błogi spokuj, zasnełam z uśmiechem na twarzy.

Lucyfer

Siedziałem w bibliotece, i rozmyślałem, jak to będzie fajnie kiedy mój syn podbije Niebo i Ziemię. Niestety moje myśli przerwał rozpaczliwy krzyk o pomoc. Wsłuchałem się uważniej, ale nic nie usłyszałem. Znów, ten krzyk. Zrozumiałem dlaczego wcześniej nic nie słyszałem. Wołanie o pomoc rozlegało się tylko w mojej głowie. Szybko wybiegłem z biblioteki i zebrałem swoich ludzi, ruszyliśmy do sypialni, gdzie znajdowała się Katherine. Rozwaliliśmy drzwi i ruszyliśmy do ataku, w ruch poszły moce i nasze miecze. Rene znikła mi z oczu, ale za to widziałem Michała i Gabriela. Dałem sygnał Dagonowi i Arazjelowi. Otworzyliśmy przejście do Arioch, chcieliśmy wtrącić tam Archanioła, niestety nagle pojawiła się Katherine i wpadła do Przejścia, które zaraz za nią się zamknęło. Wydałem okrzyk przerażenia i gniewu. Nie tylko nie ona! Michał i Gabriel się zaśmiali po czym zniknęli.
- Szybko, otworzyć natychmiast przejście – krzyknąłem do moich ludzi.
- Szefie, dla niej już nie ma ratunku.. - zaczął Dante, ale mu przerwałem – Otwierać, jak mnie nie będzie Schinigami dowodzi wszystkim. Jasne? - wszyscy przytaknęli i otworzyli mi przejście.
Wpadłem do środka i wylądowałem na ugiętych kolanach, zaraz przed brama wejściowa. Miałem tylko jeden cel — odzyskać Katherine. Nie wiem co mi się stało, ale nigdy tak się nie zachowywałem. Przecież jestem bezwzględnym, oziębłym władca Piekła, a teraz co? Dalej jestem panem Piekła, ale już nie takim samym, kiedyś nie troszczyłem się o nikogo, nie martwiłem się, ani tak nie kochałem wcześniej nikogo. Natomiast teraz wszystko się radykalnie zmieniło. Dobra, teraz to nie ważne, w tej chwili liczy się się tylko Ona. Szedłem przez zgliszcza starych miast i osad, co jakiś czas zabijałem jakiegoś demona, co wyskakiwał za gruzów lub z dołków w ziemi. Każdego takiego Demona czekała niechybna śmierć z moich rak. Niestety musiałem używać tylko swojego miecza, ewentualnie innej broni, nie było mowy o magii. W tym miejscu byłeś słaby jak człowiek. Wiem o tym miejscu możliwie, że wszystko w końcu to ja je stworzyłem razem z innymi diabłami, ale nigdy nie przypuszczałem że znajdę się w takiej sytuacji. Ani Ja, ani Arazjel, ani Dagon i jestem pewien, że nawet Iblis tego nie przewidział. Najgorsze jest jednak nie to, że nie można liczyć na magie lecz to, że czas tutaj płynie zupełnie inaczej niż w Piekle, niebie czy Ziemi. Mi może wydawać, że jestem tu zaledwie parę godzin a tak naprawdę, tam na górze mija kilka lat. Przełknąłem gorzko ślinę i lekko się uśmiechnąłem kiedy dotarłem do miejsca w którym wszystkie istoty zesłane przed bramę (czyli tam gdzie wylądowałem na początku) pokonawszy drogę do tego miejsca przechodzą przez linie Iblisa. Po przekroczeni słabo widocznej poświaty trafia się w zupełnie inne miejsce.
- To do dzieła – szepnąłem do siebie i przeszedłem przez linie. Moim oczom ukazał się zupełnie inny świat. Polna droga, czerwone niebo i wielki gotycki zamek który popadł w ruinę. Otaczała go żelazna, już pokryta rdzą brama. Kiedy przez nią przeszedłem dopadły do mnie demony wszelkiej maści. Poczynając od najmniejszych i najmniej szkodliwych do tych największych i zabójczych. Dla mnie to była zwykła przeszkoda i to niezbyt wielka, wystarczyło poodcinać im głowy i natychmiast zostawały unicestwione. Ominąłem około dwóch tuzinów demonów zanim wszedłem do zamku. Kiedy już przekroczyłem olbrzymie drzwi znalazłem się przed obliczem Astarotha. Demon zamiast nóg miał podwójne smocze skrzydła, na głowie nosił wielka koronę ozdobiona klejnotami, w jednej ręce trzymał żmije i dosiadał ogromnego ogra piekielnego. Kiedy mnie zobaczył zmienił swoja postać w węża o ceglastoczerwonym ogonie, silnych krótkich nogach, biało-żółtawym brzuchu i rudobrązowej szyi. Wiedział kim jestem więc rzekł do mnie mocnym głosem, tak że zatrzęsły się mury zamku:

— Lucifer, wiem po co przyszedłeś — jego syczący głos rozniósł się po całym zamku, a może miałem tylko takie wrażenie, bo dobrze wiedziałem że przemawiał tylko w mojej głowie — Znasssz zassady, mussisz mnie pokonać, żeby odzyskać to co Twoje. A jeżeli uda Ci się mnie pokonać, wszystkie demony zosstaną twoimi poddanymi... — Nie dałem mu dokończyć, bo wiedziałem, że zaskoczenie jest najważniejsze, zanim skończył mówić rzuciłem się w jego stronę odcinając ostry szpikulec na końcu ogona. Astaroth warkną rozwścieczony i rzucił się w moja stronę.

[…]

Bitwa była ciężka, ale ostateczny cios odcinający głowę Astarotha przeważył na moją stronę. Opadłem bez sił na posadzkę pokryta kurzem, a wokół mnie zebrały się setki tysięcy demonów i oddały mi pokłon. Kiedy złapałem oddech natychmiast udałem się do podziemnych lochów szukając Katherine, a kiedy ją znalazłem było już za późno. Wziąłem jej martwe, bezwładne ciało w swoje ramiona, pocałowałem w czoło i wybiegłem z zamku. Jako władca Arioch i piekła mogłem bez problemu wrócić do swojego pałacu. Szybko odzyskałem swoje moce i za pomocą skrzydeł wróciłem do Piekła, kiedy tylko moje stopy dotknęły zamkowej podłogi, Arioch zaczęło się burzyć. Ze zrujnowanego zamku i zgliszczy miasteczek został sam proch, nie było mocy która podtrzymywała by tamten świat. Wszystkie Demony znalazły się razem ze mną w piekle. A ciało mojej biednej Katherine rozpadło się w pył. Arazjel, Dagon, Kasdeja i Zagiel podbiegli do mnie i spojrzeli w moja stronę pytającym wzrokiem. Popatrzyłem na nich i rzekłem pełnym powagi, ale z wyczuwalnym dźwiękiem wrogości głosem.
- Zbierzcie te o tu Demony- wskazałem słonia na otaczające nas poczwary – i przygotujcie je do walki, idziemy odbić mojego syna! - po tych słowach udałem się do swojej sypialni i tam czekałem, aż nadejdzie dzień walki...



 *     *     *

To jest ostatni rozdział tej książki, teraz zajmę się pełnia księżyca, ale spokojnie, bedzie i druga częśc Lucyfera.
Chciałam podziękowac wszystkim którzy ze mna są i czytaja ten mój "badziew", chciałam równiez przeprosić osoby które bardzo czekały na ten rozdział a Ja cały czas go przedłużałam. Bardzobym prosiła o postawienie chociaz kropki pod tym rozdziałem, żebym wiedziała, że przeczytałeś xd za głosy tez się nie obraże :) Jeżeli macie jakieś pytania to piszcie :* <3 Kocham Was ♥


Dedykuje ten rozdział wszystkim którzy go przeczytali, a wszczególności Majce, która nie mogła doczekać się końca xd
PATRYCJA ♥

Sam na sam z LucyferemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz