John:
Nie potrafię przebywać z nim w tym samym mieszkaniu. Codziennie staram się jak najbardziej go unikać, jednak gdy jesteśmy współlokatorami to bardzo trudne. Wyczekuję, aż w końcu wyjdzie na dwór, co zdarza się teraz na całe szczęście częściej. Ciekawi mnie, gdzie tak znika, jednak to nie moja sprawa. W końcu nie jestem dla niego ważny, nigdy nie byłem, to dlaczego miałbym się o niego troszczyć? Czemu miałbym się nim przejmować i zakrzątać sobie jego osobą moją głowę?
Oszukuję sam siebie. Zawsze był i będzie dla mnie najważniejszy. Pomimo wszystko nie umiem przejść obok niego obojętnie, nie po tym, co razem przeszliśmy. Nie potrafię wytrzymać z nim w jednym mieszkaniu, ale nie potrafię także o nim zapomnieć. Słabo sypiam, miewam koszmary, przypomina mi to okres po wojnie. Było wtedy ze mną źle, musiałem chodzić do psychologa.
Nie miałem zamiaru opuszczać ani dzisiaj, ani w najbliższym czasie swojego łóżka. Skoro Holmes przebywał teraz w salonie- musiałbym tam przejść.
Moje myśli zakrzątały dźwięcznie brzęczące, nieśmiałe wyznania miłości przez Sherlocka. Pamiętał, jak starał się o jego uwagę, tak często jak to było tylko możliwe. Chciał, bym go zauważył, pochwalił. Cieszył się, gdy odgadłem coś, poprzez dedukcję, czuł wtedy dumę.
Pamiętam nasz pierwszy pocałunek, w sumie prawie wszystkie, bo każdy z nich był na swój sposób wyjątkowy. Chociaż czasem te wymiany płynów nie były zbyt klimatyczne. Ile to razy zdarzyło się, że zderzyliśmy się zębami. Ile to razy miałem rozcięta wargę, przez nieuwagę i nachalność Holmesa. Ile to razy jego ciało zostało doszczętnie wycałowane przeze mnie. Nie wiem. Nie chciałem wierzyć, że on mógł to tak zmanipulować. Mimo że Sherlock miał czasem jakieś dziwne pomysły- ten nie pasował do niego. Po co miałby to robić? Ale też, po co miałby mnie teraz oszukiwać?
****
Wracając do starych czasów, niemal wyskoczył z łóżka. Podbiegł do kalendarza i sprawdzając kilkukrotnie datę, upewniał się, że się nie przewidział. Wszystko się jednak zgadzało- dwudziestego piątego lipca po raz pierwszy spotkał bruneta. Wtedy przypadkiem wpadł na Mike'a, któremu opowiedział o obecnym życiu. O braku pracy, braku dostatecznych środków na mieszkanie. O, i o tym, że szuka współlokatora. Ten zaprowadził go do szpitala, w którym Sherlock po raz pierwszy zaskoczył go swoim bytem. Nieomylnie rozwinął jego życiorys, aż po jego siostrę i wojnę w Afganistanie.
Już wtedy poczuł, że musi go poznać. Mimo wszystko, mimo wszelakich zastrzeżeń i ostrzeżeń znajomych z pracy detektywa- zamieszkał z nim. Dzięki temu mógł codziennie podziwiać jego talent analizy, zwanej także dedukcją, a także bywać z nim na miejscach zbrodni. Zdawał sobie sprawę, ze to uczucie coraz bardziej się rozwijało, aż doszło do momentu, w którym musiało opuścić jego umysł. Zrobił to pod wpływem emocji, wystarczyła chwila słabości, kiedy to Mary postrzeliła mężczyznę. Nie żałował tego, wręcz przeciwnie. Z Holmesem spędzili wiele cudownych chwil. Pierwsze sygnały, przytulanie, pierwszy pocałunek i wspólne noce. To wszystko prawdopodobnie nie wydarzyłoby się, gdyby blondyn jasno nie postawił sprawy. Bał się jednak, że to przez tamtą sytuację teraz cierpi. Kochał tego drania najbardziej na świecie, nie oddałby go nikomu. Ale dlaczego Sherlockowi miałoby zależeć na jakimś przeciętnym umyśle?
"Byłeś eksperymentem chemicznym"-szeptał do siebie, w myślach klnąc, jak bardzo był naiwny. Jak łatwo Sherlock omotał go i wciągnął w jego grę. Zacisnął pięści i zdenerwowany chwycił ubrania. Bez słowa przeszedł obok Holmesa, który ukradkiem spojrzał na niego. Pił właśnie, jak co ranek herbatę i siedział we fotelu. Opuścił wzrok, był przygnębiony. Nie odezwał się, nie zaczepił doktora.
Wojskowy przemierzył korytarz i sprawnie udał się do łazienki. Zrzucił z siebie ubrania i puścił wodę. Nie wytrzymał- rozpłakał się. Najpierw jego oczy po prostu zostały przyćmione łzami, a zaraz potem zaczęły jedna po drugiej spływać po jego czerwonym policzku. Powstrzymywał się od szlochu, jednak woda skutecznie go zamaskowała. Nie chciał, by ktokolwiek, a tym bardziej Holmes usłyszał, jak cierpi. Miał ochotę krzyczeć, uciec jak najdalej z tego miejsca. Nie miał jednak dokąd. Mimo tego cierpienia, jakie Sherlock mu wyrządził, nie potrafił od niego odejść. Był jak pies, Mary miała racje. Nie ważne co detektyw by nie zrobił- ten zawsze przy nim był. Sprawił mu tyle bólu, a on nadal z nim był. Wspierał go, pomagał. Zrobiłby dla niego wszystko, przez najmniejszą, nieistotną rzecz po zabójstwo.
John powoli osunął się po ścianie. Zrezygnowany, ukrył twarz w dłoniach. Kto by pomyślał, że żołnierza, który widział tyle ludzkiego cierpienia, do łez doprowadzi kłótnia z osobą, dla której mógłby nie istnieć?
***
Blondyn nerwowo krzątał się w kuchni. Próbował zebrać myśli i skupić się na czymś. Naprawdę nie mógł ciągle myśleć o słowach Sherlocka, które niczym sztylet przebijały jego serce, za każdym razem, gdy mu się przypomniały.
Przygotował dwa talerze i lampki wina, do których nadal trunku. Na talerze nałożył porcje, nad którymi jeszcze dłuższą chwilę unosiła się para.
,,Mógłbyś przyjść? Przygotowałem coś dla nas"- wystukał na ekranie telefonu, po czym nerwowo zaczął go obracać. Pociągnął nosem i schował go do kieszeni. Usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości i pospiesznie odblokował ekran. Zawiódł się, gdy okazał się to SMS od operatora. Z nadzieją, czekał wiernie na powrót przyjaciela. Minęła godzina, później dwie, a po nim nie było śladu. Jedzenie już dawno wystygło, lampka Johna została opróżniona, a on wciąż czekał na niego. Usilnie wierzył, że niedługo się zjawi. Że tym razem go nie zawiedzie.
Cicho wszedł po schodach i próbując bezszelestnie przedostać się do sypialni, natrafił na Johna. Blondyn pociągnął po raz kolejny nosem, uważnie wpatrując się w ukochanego. Lustrował go, próbował przejrzeć na wylot.
—Czekałem. Tyle na Ciebie czekałem—powiedział smutno, ręką pocierając oczy.
—Nie jestem głodny, ale doceniam starania— stwierdził oschle detektyw i obrócił się na pięcie.
—Mogłem się domyślić, że zapomnisz—usłyszał, zmierzając do pokoju.
—O czym?
—O naszej rocznicy —uśmiechnął się smutno, zaciskając usta i powstrzymując się od płaczu. Zaśmiał się nerwowo i stukał palcami o blat stołu. Pospiesznie wstał i zaczął zbierać sztućce. Nie było sensu czekać. To mijało się z celem.
Brunet chcąc coś powiedzieć, otworzył usta, lecz rozmyślił się. Bez słowa przyglądał się blondynowi.
—Nic się nie zmieniłeś, Sherlocku—zaczął ponownie Watson—Kompletnie nic.
—Co masz na myśli?
—Nadal jesteś bezdusznym draniem, który nie liczy się z nikim. Z nikim nie było mi tak dobrze jak z Tobą, dobrze zdajesz sobie z tego sprawę. Wiedziałeś, jak bardzo jestem w Tobie zakochany, ile bym dla Ciebie zrobił. Byłem taki naiwny—westchnął, zapłakany—Usilnie próbowałem przekonać się, że się zmieniłeś. Wykorzystałeś to. Brawo Sherlocku, chyba o taki wynik Ci chodziło, prawda?— westchnął, przecierając ręką nos i chwytając kurtkę, wyszedł z mieszkania. Musiał stamtąd wyjść, musiał zaczerpnąć świeżego powietrza. Nie zniósłby bycia z Sherlockiem w jednym domu, po kolejnej kłótni.
♥♥♥♥♥♥♥♥♥
Wow wyszedł dość spory rozdział, co mnie cieszy. Jezu, nie chce kończyć tego opowiadania, tak fajnie się je pisało.
Miłego dnia!
CZYTASZ
Studium miłości
FanfictionMa umysł naukowca albo filozofa, ale woli być detektywem. Jak to świadczy o jego sercu? Do czego doprowadzi relacja dwóch przyjaciół? John: Nie masz dziewczyny? Sherlock: Nie, to nie moja działka. John: Ro...