Rozdział 22

2.3K 282 69
                                    

Doktor spędził całą noc, myśląc o zaistniałej sytuacji. Nie wiedzieć dlaczego Holmes najpierw go odrzucał, by potem o niego się starać.

John mrugnął kilkakrotnie w celu rozbudzenia się i lekko ociągając się, wytoczył się jakby od niechcenia z łóżka. Przeciągnął się leniwie i zmierzając do kuchni, zabrał ze sobą stojące na szafce opakowanie po lekach. W trakcie wyjazdu na misje oraz jeszcze przed poznaniem swojego przyjaciela zażywał je regularnie, w celu zmniejszenia stresu pourazowego oraz na spokojniejszy sen. Wiele razy zdarzały mu się nieprzespane noce, więc chociaż to lekko pomagało. Wczorajszy wieczór jednak wywołał u niego chęć sięgnięcia po coś innego niż alkohol, dlatego też postanowił sobie ulżyć. Szurając bosymi stopami po dywanie w czerwono-złote zdobienia dotarł do kuchni. Napełnił kubek wodą i wyciskając tabletkę, otworzył usta i przechylił głowę do tyłu tak, by lek znalazł się na jego języku. Na jego niezbyt przyjemny, wręcz kwaśny smak doktor zmarszczył nos i wzdrygnął się. Blondyn rozglądał się niby obojętnie wokół siebie, lecz tak naprawdę jego piwne oczy pragnęły natrafić na Sherlocka. Teraz nawet myśli Watsona odbijały się echem po zimnych ścianach, tak jak wczorajsza muzyka. Westchnąwszy, przysłuchiwał się odgłosom dochodzącym z dolnej części mieszkania. Ktoś wyraźnie pociągnął za klamkę. Ów osoba musiała być kobietą, ponieważ kroki były lekkie i raczej nieśmiałe. Szarpanie jednak świadczyło, że był to ktoś znajomy. Gdy usłyszał pukanie do drzwi, w myślach przeglądnął wszystkie ważne okazje, lecz na żadną nie natrafił. Wstał więc i udał się do drzwi, które już po chwili otworzył z impetem.

— A już myślałam, że pomyliłam adresy!— powiedziała dziewczyna, wydając okrzyk radości. Bez wahania przekroczyła próg i wymijając zaskoczonego wizytą wojskowego, weszła do środka.

— Co Ty tu robisz?— zapytał, będąc w szoku. Oprócz tego jednak malował się również niepokój— Komuś coś się stało?

— Ach, głuptasie.— jęknęła, zdejmując płaszcz i wieszając go. Wygodnie rozsiadła się na kanapie i oglądała mieszkanie.— Czy musiało się coś stać bym odwiedziła brata?

— Nie widzieliśmy się od dość dawna, więc wychodzę z takiego założenia.

— Nic nie się stało. Po prostu tęskniłam.—mówiąc to, wykrzywiła twarz w nieciekawym grymasie, prawdopodobnie symulującym uśmiech. Johnowi przeszło nawet przez myśl, że wzięła jakieś leki na paraliż, bo wyglądała co najmniej... dziwnie.

— W takim razie— stwierdził, wypuszczając tkwiące w płucach powietrze. Potarł ręką skroń i uniósł kąciki ust.— miło Cię widzieć.

~~~~

Popijając herbatę, śmiali się jak za dawnych czasów. Minęło kilka godzin, gdy Sherlock raczył wrócić na Baker Street. Wbiegł do niego i bez jakiegokolwiek przywitania, zatrzasnął się w swoim pokoju.

— On ma zawsze takie humorki?— zapytała Harriet z wyraźnym rozbawieniem. Niestety, Watsonowi nie było do śmiechu. Potwierdził ledwo widocznie, kiwając głową.

Po czasie bezszelestnie wydostał się z sypialni i wąskim korytarzem przeszedł do salonu, gdzie rodzeństwo miało doskonały widok na niego. Pokręcił się chwilę, patrząc w okno, jakby nie zdając sobie sprawy z tego, że każdy jego ruch jest obserwowany. Ciągle powtarzał sobie coś pod nosem, zaciskając dłonie w pięści, a następnie rozluźniając je. Gdy usłyszał śmiech kobiety, odwrócił się speszony z pytającym wzrokiem. Przymrużył oczy i w chwili przyglądania się Harriet, blondyn zauważył gwałtowną zmianę. Na jego twarzy malowało się przerażenie. Brunet ściągnął brwi i próbując uspokoić szybsze bicie serca, zaczął normalnie oddychać. Prez dłuższą chwilę wpatrywał się w nią, w niczym obraz, by po chwili przenieść swój błagalny wzrok na blondyna. Rzadko zdarzało mu się bywać w takim stanie, co zaniepokoiło przyjaciela.

— Wszystko w porządku?— spytał z troską w głosie.

Na te słowa detektyw jakby ożył i zmienił się. Teraz jego oczy był rozpromienione, wręcz błyszczały, nadal przypatrując się raz mężczyźnie, a raz dziewczynie.

— To moja siostra, Harriet.— ciągnął dalej John, wyraźnie nie chcąc ponownej ciszy.

— Ach.— westchnął Holmes, unosząc z wyższością głowę.

— A to Sherlock— rzucił krótko do dziewczyny, ręką wskazując na niebieskookiego.

— To Ty jesteś tą cudowną inteligencją?— spytała, z lekką nutą ironii i rozbawienia w głosie.— Nie spodziewałam się, że jesteś przystojny. Myślałam raczej, że będziesz jakimś zarośniętym facetem po pięćdziesiątce.

— Sądzisz, że tylko tacy pociągają twojego brata?— spytał niewzruszony, spoglądając ukradkiem na Watsona, który obecnie nerwowo wystukiwał rytm palcami.

— John zawsze był typem podrywacza. Odkąd pamiętam zapraszał dziewczyny na randki, nie bał się odrzucenia. Nie wiedziałam jednak, że kiedyś spodoba mu się facet.

— A jednak— odpowiedział, unosząc ledwo zauważalnie jeden z kącików ust.

— Wiele mi o Tobie mówił— kontynuowała, wstając i przybliżając się.— Nie bądź taki nieśmiały, wiem że jesteście parą. — stwierdziła z wyższością, myśląc iż w tym momencie zagięła niepokonanego Holmesa.

Ten natomiast nie okazując emocji, wywrócił oczami i przełknął głośno ślinę.

— Nie jesteśmy w związku.— stwierdził oschle, wpatrując się prosto w oczy Johna, nawet się nie zająkując. Doktor najpierw zaśmiał się nerwowo, myśląc, że to kolejny z wyszukanych dowcipów współlokatora, lecz gdy zauważył obojętność na jego twarzy, spoważniał. Detektyw bez najmniejszego wytłumaczenia opuścił kuchnie i udał się do swojej sypialni, pozostawiając rodzeństwo w niezręcznej ciszy.


♥♥♥♥♥♥♥♥♥

No to zbliżamy się do końca, niedługo rozdziały będą krótsze, więc będę wstawiać po dwa, a może nawet trzy dziennie :) Mam nadzieję, że ten rozdział się podobał, bo pisało mi się go przyjemnie i z łatwością.

Studium miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz