Rozdział 21

2.2K 296 24
                                    

Z perspektywy Johna:

Dzień rozpocząłem od filiżanki mocnej kawy. Dla Sherlocka klasycznie, jak to mam w zwyczaju przygotowałem jego ulubioną herbatę, która posłodzona była dwoma łyżeczkami cukru. Usłyszałem, jak wchodzi do łazienki i wrócił do sypialni. Chyba nie miał zamiaru ze mną rozmawiać. Unikał mnie jak ognia, robił wszystko, byleby uniknąć kontaktu wzrokowego, o dotyku nie mówiąc.

Chwycił za płaszcz i gotowy do wyjścia, zbiegł po schodach. Ostatnie, co usłyszałem to trzaśnięcie drzwi. Nawet się nie pożegnał.

Zająłem się obiadem. Chciałem zrobić mu niespodziankę, ponieważ z tego, co zauważyłem, jeśli jadł to tylko w domu. Prawdopodobnie przypadła mu do gustu moja amatorska kuchnia. Na mieście nigdy nic nie jadł, więc posiłki przygotowywałem sam. Nie przeszkadzało mi to, w wojsku sam sobie musiałem jakoś radzić.

Nakryłem do stołu i czekając na niego, usiadłem na krześle.

,,Mam nadzieję, że przyjdziesz na obiad." -wystukałem na ekranie telefonu. Pospiesznie, jakby obawiając się odmowy, schowałem komórkę do kieszeni spodni.

Obiad był już gotowy, lecz odpowiedzi nadal nie uzyskałem. Nie wiedziałem, czym może być tak pochłonięty, by nie zauważyć mojej wiadomości. Spraw już nie rozwiązuje, jeśli byłby u Mycrofta na pewno by odpisał. Wątpiłem, by był u Grega, przecież się pokłócili. W Scotland Yardzie w takim razie także nie był. Jeszcze jedną opcją była kostnica. Czyżby spędzał czas z Molly? Ale dlaczego miałby to robić?

Czekałem długo, jednak nie odpisywał. Zjadłem sam, czując się jak kiedyś. Samotny, opuszczony, przerażony po wojnie. Za nic w życiu nie chciałbym powrócić do tamtego okresu. Był jednym z najgorszych, a może i najgorszy.

,,Spóźniłem się na lunch, ale mam nadzieję, że nie na kolacje?

SH"

Czytając koniec wiadomości, uśmiechnąłem się w duchu. Posprzątałem naczynia i od nowa wziąłem się za gotowanie. Chciałem stworzyć jak najromantyczniejszą atmosferę, lecz moje umiejętności nie pozwalały na nic bardziej skomplikowanego, więc przyrządziłem tylko kurczaka. Na szczęście, ani mi, ani Holmesowi nigdy nie sprawiało to problemu. Nalewając wina, oczekiwałem na przyjaciela. Wziąłem łyk na rozluźnienie, coby nie być nader zdenerwowanym. Zabawne, mieszkaliśmy ze sobą od tak dawna, a ja na pierwszej lepszej "randce" stresuję się jak nastolatek.

—Sherlock—podniosłem wzrok, uśmiechając się—jesteś wreszcie.

Rzucając płaszcz na fotel, usiadł naprzeciwko. Jednak mimo tego, że próbowałem (nawet nieświadomie) odciągnąć myśli od ów sprawy, nadal błądził w zakamarkach Pałacu Pamięci.

Gdy zabierałem ostatni talerz, Holmes chwycił mój nadgarstek. Uniosłem wzrok i z nieukrywaną ciekawością przyglądałem mu się. Od naszego pierwszego spotkania niewiele się zmienił. Burza loków nadal porozrzucana po całej głowie, a jej kosmyki opadały na jego czoło. Oczy rozbłyskiwały, czasem wręcz świeciły się, a kości policzkowe były bardzo widoczne. Nie miał zbyt wielu zmarszczek. Jedyne znajdowały się w okolicach patrzałek, które uwydatniały się, gdy się uśmiechał.

—Nie musisz mi mówić, o co chodzi—zacząłem, widząc jak się odsunął— bo prędzej, czy później i tak się dowiem. Rozumiem i szanuję Twoją decyzję, ale się martwię.

Jak dało się domyślić, detektyw nie skomentował. Puścił moją dłoń i odszedł, włączając stary gramofon, który przyozdabiał szafkę. Ułożył płytę i nastawił, co sprawiło, że pomieszczenie wypełnił rytm delikatnej muzyki. Każde lekkie uderzenie, echem odbijało się na murach naszego mieszkania.

—Zatańczysz?—spytał, wysuwając rękę w moim kierunku,

—Ja nie...—nie zdążyłem dokończyć zaplanowanej odmowy, bo zostałem pochwycony przez mężczyznę. Kołysaliśmy się swobodnie w swoich objęciach. Co jakiś czas pociągałem nosem, by zaciągnąć się nieziemskimi perfumami mojego współlokatora.

Patrząc w niebo, widziałem miliony, a może i nawet miliardy lśniących gwiazd, których blask przyozdabiał nasz pokój. Myślę, że nawet ujrzałem kilka tych, które spadały. Poruszyłem głową i oparłem się o tors Sherlocka. Mówiąc w myślach życzenie, spoglądałem ku górze, w stronę twarzy bruneta. Ten, zauważając moje spojrzenie sprawnie przetarł ręką oczy. Nie uszło to jednak mojej uwadze. Zacząłem się zastanawiać, czy warto pytać. Czy jeśli ponownie to zrobię nie będzie to zbyt nachalne? Niezbyt lubił o tym mówić. Natomiast zapytanie, czy wszystko jest w porządku byłoby wręcz śmieszne, skoro oboje wiedzieliśmy, że nie jest. Uniknięcie tematu mogłoby być wzięte jako lękanie się odpowiedzialności.

—Sherlocku—szepnąłem, gładząc go po policzku—Tak bardzo chciałbym Ci pomóc, ale nie wiem jak. Nie pozwalasz...

Niebieskooki pociągnął kilka razy nosem i przełknął ślinę, po czym głęboko westchnął. Ponownie spojrzał na mnie, a później utkwił wzrok w podłodze, widocznie próbując przemyśleć odpowiedź.

—Po prostu bądź.

—Zakładam, że to nie rozwiąże Twoich problemów.

Uśmiechnął się krzywo i wywrócił oczyma, nadal mając je załzawione.

—Moim największym problemem, jest to, że jestem w Tobie zakochany.—stwierdził, unosząc kąciki ust— Po prostu pozwól mi siebie chronić.


♥♥♥♥♥♥♥♥♥

Studium miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz