—Nie wiesz przypadkiem, gdzie on jest?— Blondyna naprawdę martwiło zaginięcie ukochanej rzeczy. Dopiero niedawno się wprowadził tu, a już coś zgubił. To było do niego niepodobne, bo zawsze trzymał wszystko w wyznaczonym przez siebie miejscu.
—Co? -spytał Sherlock, nie odwracając wzroku znad mikroskopu.
—Mój sweter—oznajmił smutno, rozglądając się uważnie.—Przeszukałem już całe mieszkanie i nigdzie go nie ma. Albo może ja po prostu jestem beznadziejny w szukaniu.
—Rzeczą dziwną byłoby, gdybyś go znalazł—stwierdził detektyw, schodząc z krzesła i podchodząc do pojemnika wypełnionego jakąś płynną substancją. Nabrał odrobinę do pipety i wlał ją na szalkę. Następnie ponownie rozsiadł się i wsunął szkiełko pod obiektyw mikroskopu. Uważnie przyglądał się ów cieczy i szepcząc niezrozumiałe słowa, przybliżał i oddalał widok próbki.
— Co masz na myśli? —John naprawdę nie rozumiał, o co mogło mu chodzić.— Sherlock?—poganiał przyjaciela.
—Badałem wpływ pewnej substancji. Chciałem zobaczyć, jak bardzo jest żrąca i jakie uszczerbki może spowodować na materiale. Okazało się, że bardzo mocne i... spaliłem Ci sweter.—odpowiedział ze stoickim spokojem, poprawiając gogle chemiczne.
—Jak to spaliłeś mój sweter? Ty cholerny idioto, on był moim ulubionym!
—John, uspokój się, to tylko ubranie, które rozłożyłoby się po mniej więcej pięciu latach.
Watson zmarszczył brwi i założył ręce. Był wściekły na Holmesa. Jak on w ogóle mógł zrobić eksperyment chemiczny na jego ukochanym ubraniu?
—Dobra, skoro tak...—zaczął brunet, widząc, że doktor był poważnie zdenerwowany—zabiorę Cię na zakupy.
—Nie chcę nowych ubrań—stwierdził z naburmuszoną miną, nadal nie zmieniając układu rąk.
—Przecież jeszcze przed chwilą...—nie dokończył, czując na sobie morderczy wzrok lekarza. W tym samym momencie sam zaczął żałować, że dotknął tego cholernego swetra. Nie rozumiał jednak, dlaczego John, przyzwyczajony do jego niecodziennych zainteresowań, robi z tego taką aferę. Zastanawiając się, jak załagodzić sytuację wpadł na pomysł, na który jego przyjaciel po prostu musiał przystać.
—Co robisz?— spytał zaskoczony wojskowy, gdy niebieskooki chwycił jego dłoń. Nie był przyzwyczajony do takich gestów ze strony Sherlocka, nawet jeśli pojawiały się one częściej niż zwykle.
— Z tego już mi się nie wywiniesz—odrzekł z uśmiechem na ustach, prowadząc niższego mężczyznę do sypialni.
—Co znowu wymyśliłeś?—westchnął blondyn, z politowaniem patrząc na bruneta.
—Skoro nie mogę być Twoim sponsorem— kontynuował— wybierz sobie coś.
Wojskowy uniósł brwi i z idiotycznym wyrazem twarzy przypatrywał się przyjacielowi. Miał szczerą nadzieję, że ten żartuje. Niestety, po czasie on nadal zachęcał go do podejścia tam i wzięcia czegokolwiek.
—Co?— zapytał tępo, przerywając ciszę.
—Wybierz sobie jakąś koszulę. Mam dużo takich, które nie noszę, a to będzie taka mała rekompensata.
—Nie będę nic wybierać, one i tak są na mnie za długie. Żadna mi pewnie nie będzie pasować.- widząc minę Johna, detektyw zaśmiał się cicho. Watson wyglądał wręcz uroczo, gdy się złościł- marszczył zabawnie nos, ściągnął brwi i wydymał usta w dziwny sposób, raz po raz oblizując je.
—W życiu mnie do tego nie zmusisz.
Widząc, że nie kwapi się do wybrania czegokolwiek z jego garderoby, sam zaczął ją przeglądać. Po chwili wyjął coś i z nonszalanckim uśmiechem, podszedł bliżej przyjaciela.
—Mam nadzieję, że Ci się spodoba— szepnął mu do ucha, pochylając się i wręczając prezent— Będzie Ci pasować.
***
John niechętnie zdjął ubranie i sięgnął po leżącą na łóżku koszulę od Sherlocka. Leniwie zapiął guziki, poprawił kołnierzyk i strzepnął niewidzialny kurz z dolnej jej części. Zaciekawiony swoim teraźniejszym wyglądem, podszedł do lustra. Sam się zdziwił, gdy spodobał mu się jego teraźniejszy wygląd. Teraz nawet i on będzie wyglądać dobrze. Chociaż, gdy towarzyszem twoich wypraw jest niejaki Sherlock, trudno by ktoś odwrócił od niego uwagę.
Uśmiechnięty wyszedł ze sypialni i wszedł do salonu, gdzie czekał grający na skrzypcach Holmes. Wpatrywał się w jakiś punkt na oknem. Czując jego obecność, odwrócił się i mierząc wzrokiem współlokatora, uśmiechnął się.
Wiedziałem, że będzie pasować- cieszył się, że John przystał na jego prośbę i założył prezent. W czerwonym wyglądał naprawdę korzystnie. Przez myśli detektywa przeszło nawet, że jest pociągający.
—Co dzisiaj robimy?— zapytał, przerywając rozmyślania bruneta.
—Nie mam obecnie żadnej sprawy, nie zapowiada się też bym jakąkolwiek dzisiaj dostał... Może spacer?-—zaproponował po dłuższej chwili, co spotkało się z niemałym zaskoczeniem ze strony blondyna.
—Nie lubisz spacerować— oznajmił, mrużąc podejrzliwie oczy.
—John bądź tak miły i doceń moje starania.
—Ty moich prawie nigdy nie doceniasz—mówiąc tu, podszedł bliżej i zadziornie przygryzł wargę. Na ten widok niebieskooki uniósł kąciki warg, jeszcze bardziej uwydatniając jego kości policzkowe.
Detektyw nie wiedział dlaczego, ale bliskość Johna coraz bardziej mu się podobała. Tak samo, jak wizja sprawienia mu radości. Zauważył, że blondyn lubi prezenty i miał zamiar tak często, jak to tylko możliwe spełniać jego zachcianki.
♥♥♥♥♥♥♥♥♥
Wróciłam, a wraz ze mną 6 rozdział. W końcu mogłam wykorzystać moją wiedzę chemiczną *wywraca oczami*. Trochę cukru, ale mi się to tam podoba :v
Mam nadzieję, że jak zwykle zostawicie opinię :DMiłego dnia! ♥
CZYTASZ
Studium miłości
FanfictionMa umysł naukowca albo filozofa, ale woli być detektywem. Jak to świadczy o jego sercu? Do czego doprowadzi relacja dwóch przyjaciół? John: Nie masz dziewczyny? Sherlock: Nie, to nie moja działka. John: Ro...