R 17 - nowy początek

5K 413 247
                                    

Powrót do szkoły nie zmienił nic, no prawie nic, ale o tym później. Ja dalej byłem totalnym dupkiem, nieszanującym innych, a Lou udawał poranione kociątko. Choć nieraz pokazywał pazurki i musiałem interweniować. Wszyscy myśleli, że bronię Louis'a, ale było wręcz przeciwnie. Nasze stosunki bardzo się ociepliły. Nie afiszowaliśmy się z tym, że żyjemy w związku, bo po co? W domu zrobiło się oczywiście spokojniej od kiedy się nie kłóciliśmy. Mama i Austin myśleli, że się wreszcie zaakceptowaliśmy jako rodzeństwo. Nawet nie zdawali sobie sprawy, jak cholernie się mylili i lepiej, aby nie wiedzieli, co robimy w nocy kiedy śpią.

Mama często się spinała, kiedy Lou coś mi zrobił, od razu myśląc, że zrobię zaraz awanturę, lub biedaka pobije. Jedyną 'krzywdą' cielesną, jaką mu robiłem, było klepanie po tyłku. Louis tego nienawidził. Jakoś niedawno prawie złamał mi rękę, kiedy to zrobiłem. Wracając jednak do naszych kochanych rodziców. Ostatnio podsłuchałem rozmowę mamy z Austin'em. Mamusia bardzo się cieszyła, że po zakończeniu szkoły idziemy do dwóch różnych szkól i to na różnych kontynentach, bo ona tego wszystkiego nie wytrzyma. Ponoć byłem jak bomba z opóźnionym zapłonem, nie wiadomo kiedy wybuchnę. Chciało mi się śmiać. Jej mina pewnie będzie bezcenna, gdy dowie się, że aplikowaliśmy z Lou do tej samej uczelni. Szkoła artystyczna. Lou będzie doskonalił granie na pianinie, a ja? Ja jeszcze nie wiem. Wybrałem ogólny kierunek. Może będę śpiewał lub tańczył. Na pewno w przyszłości założę wytwórnię, a Lou będzie pisał teksty i będziemy pracować razem.

Nie ma co jednak myśleć o tym co było. Życie toczyło się dalej, a nas dzieliły tylko dwa tygodnie od pójścia dalej niż nasze sypialnie w środku nocy.

Zayn ciągle próbował dociec, kto go potraktował kastetem, a ja robiłem wszystko, aby się nie dowiedział. Nie chciałem żadnych konfrontacji z udziałem Lou i Zayn'a. Obaj byli dla mnie w jakimś stopniu bardzo ważni, choć dla Lou mógłbym 'zabić' Zayn'a.

A wracając do życia mojego i Lou... To wszystko było w cholerę dobre. Tylko trochę to wszystko za długo trwało. Chciałem już móc robić wszystkie te rzeczy, które robimy, nie ukrywając się.

Niektóre dni ciągnęły się w nieskończoność. Dziś właśnie był taki dzień. Wszystko szło mozolnie, a ja po prostu usypiałem na chemii. Chemia organiczna... jaka kurwa?!

Zayn co chwilę mnie szturchał, abym czasem nie usnął. Babka ciągle pieprzyła głupoty i tak nikt jej nie słuchał.

Jak na zbawienie mój telefon w kieszeni zawibrował.

Kociak: I co tam, dupku?

Przewróciłem oczami. Od kiedy wszystko wyszło, Louis stał się strasznym dupkiem. Lubiłem to jednak. Nie był sztuczny.

Ja: Pewnie siedzę na lekcji, idioto.

Kociak: Wolałbym, abyś posiedział na czymś innym?

Ja: Zajmij się lekcją, Lewis.

Kociak: Nie mam lekcji, Haroldzie.

Ja: A nie powinieneś mieć teraz literatury?

Kociak: Dużo rzeczy powinienem.

Kociak: Jak tam chemia?

Ja: Nuda, a ty co robisz?

Odpowiedź przyszła zanim zdążyłem wysłać swoją.

Kociak: Chyba uruchomiłem alarm przeciwpożarowy.

Ja: Że co zrobiłeś?! <nie wysłano>

Nie zdążyłem wysłać wiadomości, a rozbrzmiał alarm. Myślałem, że parsknę śmiechem. Wszyscy zaczęli panikować. Kiedy szli do wyjścia, ja siedziałem i się temu przypatrywałem. Żadnego pożaru nie było. Lou pewnie znowu palił fajki w kiblu. Cały czas mu mówię, żeby to rzucił. W jego przypadku to jest trzy razy bardziej niebezpieczne niż w moim, ale on nie słucha. Cały Louis...

silent love • larry stylinson☑Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz