11: Lily

1.5K 98 14
                                    

- Wejdziemy, i ty nam w tym pomożesz. John - siwowłosy, cały czas całkowicie zdezorientowany, spogląda na swojego przyjaciela zdziwiony - bierzemy ją.

otwieram szeroko oczy.

- Jakkolwiek chciałeś by to zabrzmiało, zabrzmiało to przerażająco i zupełnie niezachęcająco, więc jeśli pozwolisz, pójdę już po tych lekarzy.

Holmes przewraca oczami, po czym spogląda na swojego wspólnika, Johna, bo tak raczej ma na imię, jakbym to ja powiedziała coś głupiego i niemoralnego.

- Jesteś psychopatą, który porywa osoby wchodzące ci w paradę? To wciąż niezbyt pociągające.

mój głos brzmi bardzo nerwowo, co obydwaj mężczyźni od razu z łatwością wyczuwają.
nagle, tak zwany detektyw, który w rzeczywistości wcale nim nie jest, podchodzi do mnie i kładąc swoje wielkie, kościste ręce na moich równie chudych ramionach, patrzy na mnie w sposób, jakby wyczekiwał aż odpowiednio się skupię.

- Słuchaj, możesz mi ufać lub nie, chociaż bardziej zalecałbym tą pierwszą opcję...

- Ja również gorąco ją rekomenduję. - mówi John, jednak Holmes nie zwraca teraz na niego najmniejszej uwagi.

- ...musisz zgodzić się na to, bym razem z moim partnerem przejęli ciała wszystkich leżących w tej sali i...

- Po moim trupie! O co ci chodzi, człowieku?! Co jest z tobą nie tak, że ot tak sobie chcesz ukraść czyjeś zwłoki?!

- Zamilcz na chwilę, kobieto.

wydaje się wyraźnie poddenerwowany.
wyrywam się spod jego dłoni naciskających boleśnie na moje barki.

- To się leczy.

- Chciałem po dobroci, ale chyba trzeba będzie na siłę.

ta sytuacja robi się coraz bardziej niezrozumiała, marzę o tym by ktoś mnie wreszcie oświecił o co im właściwie chodzi, tymczasem nagle wyczuwam na sobie niespodziewany ciężar, który łącząc się z bólem pleców powala mnie na kolana.
nie mogę powstrzymać jęku bólu.
dociera do mnie, że to Holmes obezwładnił mnie jednym ruchem, a teraz blokuje mi jakikolwiek manewr.
chcę krzyknąć czy do końca go powaliło, że zaraz zadzwonię na policję, że tak nie można, że jest skończonym idiotą, bezmózgim kretynem i jeszcze gorszym wariatem, ale jedyne co wydobywa się z mojego gardła to jazgotliwy pomruk, jakby nie było mnie stać na nic więcej.
i nie było, bo ucisk nogi tego psychopaty na moich plecach stwarzał uczucie, jakby płonęły.
na pozór drobny człowiek, w rzeczywistości posiadał zadziwiającą siłę, która w akurat tym momencie pozbawiała mnie całej energii na odparcie zadanego ataku w stronę mojej osoby.

- John, ruchy! - krzyknął Holmes, jednocześnie uciskając mnie, skuloną pod nim, jeszcze mocniej, powodując tym samym jeszcze większą niż przedtem falę boleści.

- Chwila... moment. - jego oddany współpracownik natychmiastowo przejął inicjatywę i już otwierał serię zamków w drzwiach, które jakby bezsilne, niemogące z nim walczyć, ulegały mu bezradnie, przestając być po mojej stronie.
mam wrażenie, że zaraz stanie się najgorsze, że faktycznie uda im się zrobić to, co planowali od dłuższego czasu, a najgorsze jest to, że udało im im się przechytrzyć nawet mnie.
mogłam zacząć uciekać kiedy jeszcze mogłam, a teraz nie mam bladego pojęcia co powinnam zrobić dalej.
nagle, kątem oka dostrzegam jakieś sześć  sylwetek zbliżających się szybko w naszą stronę.
kiedy dochodzą dość blisko, uzmysławiam sobie, że to grupka względnie napakowanych i bardzo wysokich mężczyzn.
pierwsza myśl, która przychodzi mi do głowy: ratunek.
czy los aż tak mi sprzyja, że przypadkiem spacerowali tędy umięśnieni pracownicy socjalni, aka moi wybawiciele?
nie czekam ani chwili dłużej.

Sherlock: Tuż za mną | cumberbatch & knightleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz